Nie ważne na jakim stopniu wytrenowania jesteś, zawsze przychodzi taki trening, którego podświadomie się obawiasz. To jest trening, który z jednej strony wydaje Ci się wyzwaniem, a z drugiej pozwala Ci stwierdzić w jakim miejscu się znajdujesz ze swoją formą. Wczoraj był taki dzień…
Przed nami do zrobienia była zakładka – 60 km roweru i 13 km biegu. Wszystko na pierwszy rzut oka brzmi cacy, ale jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach. Po pierwsze, to już szósty dzień naszego #RunEatKamp, więc nogi dostały trochę w kość. O dziwo nie czuje jakiegoś dużego zmęczenia mięsniowego, ale wiadomo – lekkie zmęczenie jest. Przed wyjściem na trening czułem się jak przed zawodami – kibelek odwiedziłem 5 razy :)
Po drugie rower, to nie było takie zwykłe 60 km. Na początek 20 km rozjazdu, a następnie zadanie główne – Dziesięć razy po 1 km w mocnym tempie, na przerwie 2 minutowej. Trasa z jaką się zmierzyliśmy nie jest płaska, więc praktycznie w każdym mocnym odcinku pojawiał się jakiś krótszy, lub dłuższy kawałek podjazdu. Wiadomo – jest pod górkę to musi i być z górki, co pozwalało wrzucić twardsze przełożenie i mocniej pocisnąć nogami. Na koniec 20 km rozjazdu i szybkie przebranie w pokoju i po 8 minutach byliśmy już na biegu.
I tu zaczynała się cała zabawa. Bieg to moja najmocniejsza dyscyplina, dlatego bardzo mi zależało na tym, żeby sprawdzić jak mój organizm reaguje na nowe bodźce treningowe. 13 km rozłożone było na kilka części – 4 kilometry, nazwijmy to rozgrzewki. Bieg w swobodnym tempie. Po rowerze nogi aż same rwą się do biegu, więc trzeba mocno się kontrolować, żeby nie przedobrzyć. To właśnie za szybki bieg jest najczęstszym błędem triathlonistów na zawodach. Trzeba pamiętać – Triathlonisty nie poznaje się po tym, jak zaczyna bieg, ale jak go kończy. Tempo biegu było swobodne, niskie tętno, a nogi nie czuły zbyt mocnego zmęczenia. Po niecałych 20 minutach byliśmy na stadionie, gdzie rozpoczęliśmy pierwszą część głównego zadania. 4 km w tempie 4:25-4:20. Jeszcze kilka miesięcy temu powiedziałbym, że to nie jest moje tempo biegowe. Ostatnie treningi w drugim zakresie robiłem średnio po 4:28 i było to już w miarę komfortowe tempo. Tu nie dość, że tempo miało być szybsze, to w nogach był już ponad 2 godzinny wysiłek. Kontrolowałem się co 200 metrów, patrząc czy dwusetki wychodzą po 52 sekundy. Szło nieźle. Nogi niosły, a wydolnościowo nie czułem żadnego zmęczenia. 4:20, 4:18, 4:20, 4:16 – tak wyszła pierwsza seria.
Następnie 2 kilometry swobodnego biegu, tu złączyliśmy się z Arkiem i dalsza część zabawy. Tym razem dwa kilometry znów w tempie 4:20-4:25. Trochę obawiałem się, czy po zwolnieniu będę znów w stanie wejść na wyższe obroty. Nóżka jednak podawała i dwusetki wychodziły lekko szybciej jak zakładane. Pierwszy kilometr 4:16, drugi dalej swobodny bieg, aż na ostatnie metry postanowiłem jeszcze przyśpieszyć, żeby zmusić organizm do finishowania. Końcowy kilometr wyszedł w 4:07.
Byłem mega zadowolony, że udało się dobrze zrobić ten trening. Jak patrzę w plan treningowy, to wydaje mi się, że to było najcięższe zadanie do wykonanie, z jakim musiałem się zmierzyć. Całość treningu 3 godziny 22 minuty. Udało się wszystko zrobić zgodnie z założeniami, a nawet lekko przedobrzyć. To tylko pokazuje, że zima była dobrze przepracowana, a w najbliższy sezon miejmy nadzieje, uda się wejść z życiową formą. Teraz trzeba tylko kontrolować, żeby nic nie popsuć i oby zdrowie dopisywało. Za tydzień sprawdzian na 10 km podczas Maniackiej Dychy w Poznaniu. Bardzo mnie zastanawia jak nogi będą się zachowywać po 8 dniach ciężkich treningów.
If you can dream it you can do it
Kiedy wracaliśmy z części rowerowej do hotelu, na wysokości 50 kilometra powiedziałem do Arka – pewnie już są wyniki w konkursie Blog Roku. Było po 12tej i już powinny pokazać się osoby nominowane do finałowej trójki. Nie chciałem jednak wpuszczać w głowę, żadnych myśli na ten temat, żeby nie nakręcać się ani pozytywnie, ani negatywnie. Widziałem tylko na komórce dziesiątki powiadomień na fejsie, ale nawet nie wchodziłem zobaczyć co się dzieje. Poszliśmy biegać, a na komórkę spojrzałem pierwszy raz po skończonych zadaniach…
Nie ma lepszej nagrody po najcięższym treningu niż dowiedzieć się, że RunEat dostał się do finałowej trójki w konkursie Blog Roku 2015 w kategorii Pasje i Twórczość. To dzięki Wam udało się wejść do dziesiątki, a to, że mogę się z Wami dzielić moją pasją, która jest doceniona przez Was i Jury motywuje tylko bardziej do działania. Dzięki !!!
Kiedyś w głowie nie mieściło mi się bieganie w tempie poniżej 5 min/km, nie mówiąc już o swobodnym 4:20…, nie cierpiałem pisać wypracowań, a tu stałem się kolesiem, który lubi biegać i ma jeszcze frajdę z pisania o tym …. To czy w piątek za tydzień uda się wygrać, czy nie jest mniej ważne – już czuje się wygrany …
Te dwie rzeczy, które udało się wczoraj osiągnąć – dobrze zrobiony trening, oraz nominacja do nagrody potwierdzają
tylko jedno – nie można bać się marzyć. Trzeba wierzyć w siebie. Wyznaczyć cel i wytrwale do niego dążyć. Nie patrz na to co mówią inni – to twoje życie … A żyje się raz …