fbpx

Ironman – piękny, czy brutalny?

Published on: 11 października 2023

Filled Under: Triathlon

Views: 4730

Tags: , , ,

Minął dziś równo miesiąc od Mistrzostw Świata na dystansie IRONMAN w Nicei, a uwierzcie mi, że cieżko mi było znaleźć chwilę, żeby spisać to co działo się z moim ciałem i w mojej głowie podczas tych kilkunastu godzin na trasie … Miesiąc to szmat czasu – można sporo zrobić w takim okresie, a ja mimo tego, że prawie nic nie trenowałem, nie mam pojęcia jak ogarniałem rzeczywistość … Co najśmieszniejsze w sercu cały czas mam niesamowite emocje, a jak ktoś zapyta mnie co działo się na 123 czy 187 kilometrze trasy z dużą dozą prawdopodobieństwa jestem w stanie dokładnie to odtworzyć – bo taki jest IRONMAN … przepiękny i brutalny, a na pewno zapadający na długo, jak nie na zawsze w pamięci. 

Łukasz – You are an Ironman – słowa, które słyszysz będąc na skraju wyczerpania powodują, że nagle odzyskujesz wszystkie siły. Zatrzymując się za linią mety, czujesz jednocześnie wielki ból, szczęście, wdzięczność, wkurwienie, i pewnie niezliczoną ilość innych emocji jakie w ciągu sekundy przez Ciebie przepływają – można by długo je wymieniać. Pisząc to przechodzą mnie ciarki, jestem jakieś 10000 metrów nad ziemią, a Kapitan zachęca do spojrzenia przez okna, bo właśnie przelatujemy nad jeziorem Garda. 

I to zdane jest chyba kwintesencją tego nad czym rozmyślałem przez ostatni miesiąc…, a może nawet i dłużej?

Luty 2023 

Barcelona – półmaraton – zawody do których przygotowywałem się przez dobre dwa i pół miesiąca. Podczas treningu dość mocno ograniczyłem rower i pływanie. Chciałem wrócić do szybkiego biegania. Treningi szły nadzwyczaj dobre – nigdy nie czułem się tak mocny podczas biegania – mając 40 lat, nigdy wcześniej nie biegałem tak szybko, a jednak podczas samych zawodów w Barcelonie była wielka klapa. Ten bieg mocno namieszał mi w psychice. Czułem, że jestem słaby – bezwartościowy. Jestem w stanie nawet zaryzykować stwierdzenie, że na kilka dni – tygodni wpadłem w stan, który niebezpiecznie zbliżał się do depresji. 

Na szczęście dość dawno już przepracowałem to, że zabawa w triathlon jest dodatkiem do życia, i fakt, że cyferki się nie zgadzały na mecie odstawiłem na bok – cały czas jednak czułem w sobie jakąś pustkę. Brakowało mi celu … a jestem dość zadaniowym gościem. Potrzebuje konkretu … czegoś co codziennie rano kiedy budzę się, będzie dodawało mi energii do działania. 

12 kilometr biegu w Nicei

Brutalność Ironmana jest taka, że nigdy nie wiesz co może się zdążyć. Mój pierwszy IM był przepiękny – był też brutalnie wietrzny, ale mimo, że rower wtedy mocno mnie przytargał, to na biegu czułem się wyśmienicie … (do 30 kilometra) … W Nicei było inaczej, kiedy jesteś na 12 kilometrze biegu, a masz za sobą już dobre 10 godzin wysiłku, i nagle czujesz, że ktoś wyłączył prąd to nie jest najfajniejsza rzecz dla głowy. To wtedy zaczyna się prawdziwe rozkminanie – a może się zatrzymać? W sumie jest jeszcze duży zapas czasowy, i nawet spacerem dojdziesz do ten upragnionej mety … 

Maj 2023

Coś tam trenuję, ale bez wyraźnego celu … niby jestem zapisany na połówkę w Belgii, ale jeszcze nie przyszedł ten czas, żeby już zacząć się ogarniać. Pewnego dnia przychodzi mail z informacją o dodatkowych slotach w Ironamnie w Sacramento, w którym debiutowałem w październiku 2022. Myślę, sobie – byłem wtedy 33 w kategorii … było 7 slotów, raczej marna szansa, żeby się zrolowało … dwa, czy trzy tygodnie później przychodzi mail z krótkim terminem 48 godzin, że mogę wystartować na Mistrzostwach Świata w Nicei … 

3 minuty po przekroczeniu lini Mety w Nicei

Boli mnie każda część ciała – plecy, tyłek – łydki mam wrażenie, że mi eksplodują. Jest kilka minut przed 21, a ja mam za sobą 13 godzin zabawy w triathlony. Odbieram wszystkie gadżety finiszera – medal, ręcznik, czapkę … jestem przeszczęśliwy, że ukończyłem zawody, a z drugiej strony marzę o tym, żeby się położyć, zdjąć buty. Marzę o kawałku tłustej pizzy (myślałem o niej od początku biegu). I nie – tym razem do picki nie chcę Coli … na myśl o niej, czy o czymkolwiek słodkim zbiera mi się na wymioty. Zastanawiam się jak mam odnaleźć się ze znajomymi, którzy przez ostatnie kilkanaście godzin byli ze mną na trasie. WSPIERALI mnie na trasie … a teraz są gdzieś w okolicy czerwonego dywanu, po drugiej stronie barierek … Próbuję się wydostać ze strefy finishera, gdzie czekają na nas zdechłe naleśniki, kawałek pizzy, która nie powinna nawet się tak nazywać… Na szczęście do strefy wchodzi Adasia, który skończył zawody już dwie godziny wcześniej. Robimy wspólną fotkę i idziemy do reszty … 

Czas na wyzwanie

Nie myślę, zbyt długo – jedni powiedzą psim swędem, inni, że takie są zasady gdy w Ironmana … skoro jest okazja wzięcia udziału w Mistrzostwach Świata na pełnym dystansie, to biorę to co daje mi los … Jestem świadomy tego, że to nie jest trasa dla mnie, jestem świadomy tego, że będzie piekielnie ciężko na rowerze, ale w tym momencie, to jest właśnie to czego potrzebuję – cel … cel, który będzie mnie motywował, przerażał i tak w kółko Macieju … Czy gdyby nie ten email, kiedykolwiek wystartował bym w Nicei … Czy wybrał bym dystans 226 kilometrów, gdzie na 180 kilometrach części kolarskiej czeka mnie ponad 2400m przewyższenia? NIE SĄDZĘ! 

Szampan wylewa się 

Po wyjściu ze strefy, mój #DreamTeam czeka zaraz obok, uściski, płacze i te sprawy, aż nagle oblewają mnie szampanem. To moment, który jest chyba jednym z najbardziej wzruszających w moim życiu. Przez chwilę nie czuje bólu … jestem szczęściarzem – ukończyłem jeden z najtrudniejszych Ironmanów na świcie. Jestem finiszerem Mistrzostw Świata … Mam niesamowitych ludzi wokół siebie, którzy przylecieli do Francji wspierać mnie tego dnia … Po trochu czuję, że wygrywam w grę, która nazywa się życie … 

10 września – godzina 4 rano …

O tym co działo się tego dnia w kolejnej części … 

Previous post:
Next Post:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *