fbpx

Na ten rok mam jedno marzenie

Published on: 19 stycznia 2018

Filled Under: Bez kategorii

Views: 13136

Tags: , ,

Połowa miesiąca za nami, a w tym roku wyjątkowo na RunEatowym blogu nie pojawiła się jeszcze lista marzeń na 2018 rok. Nie jest jeszcze jednak ze mną tak, źle, skoro Krasus dopiero co dopiero wrzucił podsumowanie 2017. Co roku wyznaczałem sobie sporą listę rzeczy, które chciałbym zrealizować w danym roku – nie jestem fanem noworocznych postanowień – bo niby dlaczego zaczynać od pierwszego? Nowy rok, nowy ja – wszyscy pełni zapału przystępujemy do działania od 1 stycznia, po czym jak kilka dni temu byłem na siłowni to po nikim ani widu, ani słychu … W 2016 na liście było 16 marzeń, rok później 17 – w tym roku wypadałoby, żeby na liście pojawiło się 18 – tak jednak się nie stanie … W głowie mam niezliczone rzeczy, które chciałbym w tym roku zrealizować – jednak moje marzenie na ten rok jest tylko jedno, a może AŻ jedno … Dlaczego jedno, a nie 18? Bo wierzę, że dzięki nim osiągnę w tym roku dużo więcej … wierze, że to jedno marzenie przybliży mnie do pozostałych … 

Im więcej trenujesz, im bardziej przekraczasz czasowe granice, tym co raz bardziej zaczynasz się nakręcać na wyniki, a gdzieś powoli zaczyna zanikać radość z tego co robisz, a przecież jesteśmy amatorami. Sport amatorski – triathlon, czy samo bieganie to dodatek do tego co robimy na codzień – sposób na odreagowanie ciężkiego dnia w pracy, odstresowanie się po kłótni z dziewczyną, żoną czy kochanką. Treningi mają pozwalać nam realizować się w tym co robimy, ale nie ograniczać do realizowania się też w innych strefach życia. Stawiamy treningi na pierwszym planie i zaczyna brakować czasu na głupie wyjście do kina, czy na przysłowiowego browara. Z jednej strony nie ma w tym nic złego – to nasze indywidualne wybory, czy wyznaczanie priorytetów, jednak z czasem ciężko jest wyjść z tej pętli i wpadasz w rutynę – spanie – jedzenie – praca – trening – kolejność i poświęcony czas możesz wybrać sobie obojętną.

_18K9809

Jednak nie samym treningiem człowiek życie i wierzę, że aby osiągnąć sukces trzeba też czasem wrzucić na luz, którego myślę, że czasem mi ostatnio zabrakło.

Uwielbiam trenować – nie muszę się do tego zmuszać. Chcę to robić, bo za każdym razem, kiedy kończę trening mam w głowie myśl – RunEat, zobacz – znów przepłynąłeś kilka kilometrów, a jeszcze kilka lat temu basen kojarzył Ci się wyłącznie z leżakiem, na którym leżałeś plackiem przez cały dzień, a ktoś co chwila donosił browarka. Kiedy zimą wsiadam rano na trenażer, nie myślę, o tym jako męczarni – to świetna okazja do nadrobienia zaległości filmowych, na których często brakuje czasu w ciągu roku. O bieganiu już nie wspominam – tu nogi aż same rwą się do wyjścia na zewnątrz.

Za tym wszystkim zawsze stoi jakiś cel – w zeszłym roku kilka ważnych startów triathlonowych, czy maraton w Maladze pod koniec roku. O ile z treningów zawsze czerpię radość, to mam wrażenie, że często podczas zawodów “muszę” zawalczyć o dobry wynik. Podczas swojego pierwszego startu w Sierakowie cieszyłem się jak dziecko – robiłem coś czego wcześniej jeszcze nie doświadczyłem – przepłynąłem blisko kilometr, przejechałem 45 kilometrów na rowerze a na koniec pobiegłem ponad 10 kilometrów krosowego biegu. Coś co dla byłego grubasa było nie lada wyzwaniem. Cel jaki miałem motywowały mnie do działania, a na mecie miałem banana od ucha do ucha, mimo, że chciałem zrobić wynik o kilka minut lepszy.

I tak właśnie chciałbym się w tym roku poczuć na nowo. Przede mną duży cel – debiut w połówce IronMana. Blisko 2 kilometry pływania, 90 (DUŻO !!!) kilometrów roweru a na dokładkę półmaraton do przebiegnięcia. To wszystko w Kazakhstanie – bo jak się bawić to na całego! Kiedy myślę teraz o tych zawodach to z jednej strony myślę sobie – to jest do zrobienia, a jak zaczynam rozkładać to na czynniki pierwsze to gdzieś po trochu mnie to przeraża. To jednak nie jest pikuś zrobić prawie setkę na rowerze, a później wyjść i pyknąć sobie półmaraton. 4 godziny w przypadku PROsów, średnio 6 u amatorów to już jednak kawał wysiłku fizycznego do zrobienia, ale od czego są wyzwania?

Przygotowując się do grudniowego maratonu całkowicie zrezygnowałem z pływania i roweru. Od sierpnia do końca ubiegłego roku nie robiłem w tych dyscyplinach dosłownie nic – no dobra, w Szklarskiej na obozie przepłynąłem 500 metrów ścigając się z Agnieszką Jerzyk – dawała mi fory!

DCIM109GOPROGOPR1567.JPG

Za sobą mam już okres wprowadzający. Kilka treningów pływackich i jak się okazało nie straciłem aż tak bardzo na pływalności. Nie pływam jeszcze tego co udało się wytrenować w ubiegłym roku, ale widzę, że z każdym dniem pływa mi się o wiele lepiej. Nadal jednak mam tu spore rezerwy, dlatego też  zdecydowałem się na współpracę z Kubą Maślanką. Za nami pierwszy trening i przyznam, że praktycznie uczyłem się pływać od nowa. Po pierwszej setce Kuba zapytał, czy ma zacząć od dobrych, czy złych rzeczy. A nawet nie złych, a tych które wymagają poprawy. Sporo ich było – płynę kraulem, a nogami macham jak do żaby, wodę łapię za późno, ręka opada, nie ciągnę do końca … i tak można by wymieniać. To było ciężkie pływanie, ale to właśnie dało mi wielką radość tego, że mogę podążać nową – starą drogą do doskonalenia siebie.

W domu wykręciłem już kilkanaście godzin na trenażerze przymierzając się jednocześnie do nowego roweru. Nie czuję spadku mocy (o ile można tu mówić o mocy) i z niecierpliwością czekam, ąż z  nowym rowerkiem BH Bikes – Boratem (bo tak go nazwałem) wyjedziemy na pierwszą przejażdżkę po drogach Feurtaventury. To tu spędzę najbliższe dwa tygodnie pracując nad tym co by w sezonie noga podawała. Rower to moja najsłabsza konkurencja w tri i to tu właśnie upatruje największych możliwości poprawy. Wiem, że nie będzie łatwo – górki, wiatr – to wszystko będzie rodziło we mnie małe lub większe kryzysy, ale CHCĘ to przeżyć. Chcę wyjść na rower, przejechać setkę, umordować się przeklinając czasem pod nosem, gdzie jest k^$#^$ ta Betancuria, żeby wieczorem być dumnym z tego, że przeżyłem kolejną fajną przygodę.

DSC06776

W bieganiu jest gites. Sam maraton nie wyjechał ze mnie formy – do tej pory biegałem same rozbiegania – tętno nawet mam niższe niż przed Malagą.  Nie zrobiłem jeszcze nawet jednej przebieżki i powoli we mnie budzi się głód do szybszych i mocniejszych treningów.

Roztrenowanie trochę mnie rozbestwiło. Nie miałem żadnego planu – robiłem to na co mam ochote – często nawet nic. Odzwyczaiłem się od wstawania o 5 rano, za to aż za bardzo zaprzyjaźniłem się z czekoladą. Wróciło kilka kliogramów – bez dramatu – dwa :) Początkowo trudno było wrócić, ale od kiedy dostałem plan 1 stycznia to pełen zapału rozpocząłem trening. Najpierw luźne treningu – w ostatnich dniach już jednak mocniejsze zarówno pływanie jak i rower. W ostatnim tygodniu w końcu poczułem to za czym zatęskniłem. Pocąc się masakrycznie na rowerze (nigdy się nie pociłem), kręcąc ponad godzinę z kadencją 90+ cieszyłem się, że wracam do treningu.

W ciągu ostatnich trzech tygodni wróciłem do treningowej rutyny, ale jednocześnie odnalazłem w sobie więcej luzu, czy nawet czasu na inne rzeczy. Poszedłem kilka razy później spać – pospałem 7 a nie 8 czy 9 godzin, a dzięki temu udało mi się pójść do kina, wyjść ze znajomymi na kolację i wino, a trening na tym nie ucierpiał. Z pozoru pierdoły, a jednak dużo. Wszystko to siedzi w głowie i kwestia przeprogramowania myślenia. Nic nie muszę robić – chcę to robić, a to bardzo duża różnica.

IMG_5672

2018 rok to dla mnie dwa ważne starty – debiut w 1/2 IronMana, oraz mistrzostwa USA na dystansie olimpijskim, na które zakwalifikowałem się dobrym wynikiem podczas triathlonu w Nowym Jorku. To właśnie tam pojechałem z nastawieniem dobrej zabawy, bez żadnej spiny na wynik. Wyszło genialnie.  Tak bym właśnie chciał startować w tym roku. Nie nastawiam się na żadne cyferki – padło już kilka razy pytanie jaki czas chce zrobić w połówce – odpowiedź jest prosta – NAJLEPSZY, ale do żadnych liczb się nie będę przywiązywać.

Marzę, aby droga podczas przygotowań dawała mi mnóstwo radości – nie będę odpuszczać w treningu – chcę się do tego przygotować jak najlepiej. Ale CHCĘ też mieć czas na inne rzeczy. To codzienne wyjście na trening daje mi radość, a kiedy przyjdzie 17 czerwca, czy 18 sierpnia to chcę stanąć na linii startu z uśmiechem – bez tego spięcia, które mi do tej pory towarzyszyło, żeby po kilku godzinach wbiec z UŚMIECHEM na metę. To jest właśnie mój plan – chcę jeszcze raz poczuć tą radość z Sierakowa – chcę cieszyć się tym, że zrobiłem coś nowego !

Na ten rok marzę o tym, żeby kiedy trenuje cieszyć się z tego co daje mi amatorski sport, a jednocześnie w pełni korzystać z życia!

One Response to Na ten rok mam jedno marzenie

  1. Maks pisze:

    Myślę, że równowaga między życiem a treningiem u amatora to podstawa, coby trenowanie było przyjemnością, a nie obowiązkiem:) Myślę, że z takim doświadczeniem startowym 1/2IM to będzie dla Ciebie pikuś:) Powodzenia !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *