Cześć,
Śmiało mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie obecnie swojego życia bez biegania. Zanim do tego doszło kiedyś w moim stałym menu były frytki, pizza, paluszki, Sprite. Do jakiegokolwiek sportu było mi daleko…. bardzo daleko. Jedyny ruch jaki miałem to były treningi przed corocznym konkursem Rock and Rolla im. Billa Halleya (tak taniec był kiedyś mi ważną częścią mojego życia) i wyjazdy na narty. Wszystko było ok do momentu, kiedy wyjeżdżałem do pracy na obozy dla dzieci do USA. Wyobraźcie sobie – jesteście w takim mini miasteczku gdzie codziennie o 21 jest za darmo w nieograniczonej ilości pizza, lody, cola. Wtedy był to dla mnie raj. I tak kiedyś jak wróciłem do Polski po 5 miesiącach pracy, Mama nie poznała mnie na lotnisku. Przytyłem wtedy pewnie jakieś dobre 20 kilo, a ze ubrania robiły się za ciasne to przekonany byłem, że to te amerykańskie suszarki powodowały, że ubrania się kurczyły. I tak oto przedstawiam wam Łukasza który prawie osiągnął 3 cyfrową liczbę na wadze :
Amerykańskie życie dołożyło mi trochę kilogramów, ale tam też rozpoczęła się moja przygoda z bieganiem. 10 kwietnia 2010 roku na jakieś kilka godzin przed powrotem do Polski, Michał zaciągnął mnie do Footlockera (sklep z butami) – w samym środku Nowego Jorku na Times Square i pokazał niebieskie Nike Lunarlite mówiąc bierz te ! Pomyślałem wtedy – 100 dolków za buty to sporo, no ale kupiłem (ponoć biegacza można poznać po tym, że najdroższa para butów jaka ma w domu to te do biegania). Parę dni później założyłem je i poszedłem „biegać”. Zrobiłem podstawowy błąd – zacząłem biec zamiast zacząć od marszu, ale nie zrażałem się i tak poprawiała się w miarę kondycja. Zatrzymałem się, na stałym poziomie gdzie robiłem stale tą samą trasę 5 km w 30 min. Mój pierwszy uliczny bieg miał miejsce we Wrześniu 2011 roku – Bieg Olimpijski który towarzyszył Maratonowi Warszawskiemu – 8km i jakieś 44 minuty jeśli dobrze pamiętam. I znów powrót do moich piątek. Co jakiś czas próbowałem różnych diet (głównie nie jedzenia …) i udawało się zrzucić 6-8 kilogramów, ale później zaczynałem jeść i waga wracała. Kiedy zbliżała się do setki, po powrocie z majówki w 2012 roku powiedziałem dość. Umówiłem się z dietetyczką Magdą. Dowiedziałem się co wyeliminować z diety, co jeść o jakich porach, jak można podmienić składniki, żeby danie dalej tak samo smakowało a było mniej kaloryczne. Co tydzień analizowaliśmy skład ciała, czy ubywa wody, czy tkanki tłuszczowej. Nauczyłem się jeść o stałych porach i prawidłowo nawadniać organizm. Wszystkie posiłki przygotowywałem sobie w dom i nosiłem pudełeczka do pracy (nadal je nosze :)) Zacząłem eksperymentować ze składnikami. Tym sposobem udało się pozbyć prawie 30 kilo …
Na początku 2013 roku zacząłem gotować obiady do pracy na zmianę z koleżanką z pracy Magdą ;-). Raz ja raz Magda. Wtedy właśnie zrodziła się moja pasja do gotowania. I tak do tej pory prawie ani razu nie powtórzył nam się obiad. Mamy swoje ulubione dania, które co jakiś czas powtarzamy, ale głównie staramy się robić coś nowego. Wtedy też zacząłem interesować się bieganiem i od tej pory moje bieganie było czymś więcej niż ta sama 5 kilometrowa trasa wokół SGGW. Zacząłem przygotowywać się do Pierwszego Białostockiego półmaratonu. Treningi wyglądały już inaczej, były urozmaicone w czasie, w tempie. 12 maja przebiegłem swój pierwszy półmaraton (1:50:57). Wtedy wiedziałem, że na jesieni będę chciał pobiec maraton. 5 miesięcy później udało się – 13 października pokonałem królewski dystans z czasem 3:40:19. Okres przygotowań do maratonu odmienił mój sposób myślenia i zmienił priorytety. Odkryłem w sobie nową pasję – bieganie. Biegam rano – zazwyczaj o 5/6 zależy od długości treningu. Mimo, ze nie zawsze jest łatwo wstać to ten wysiłek daje mi energię na cały dzień. Jest odskocznią od codziennej pracy w korporacji. Jest to dla mnie czas kiedy mogę się całkowicie wyłączyć, czas kiedy nie myślę o niczym, po prostu biegnę przed siebie …