W tym roku wyjątkowo wcześnie można było zaobserwować zjawisko oczekiwania na nowy rok. I bynajmniej nie chodzi o postanowienia noworoczne. 2020 razem z pandemią dał się we znaki chyba wszystkim, ale czy to, że za kilkanaście godzin zmienimy kartkę w kalendarzu wyczyści wszystko co się działo i nagle obudzimy się w nowym lepszym świecie? Gdyby słuchać wyłącznie mediów mam wrażenie, że najlepiej było by zamknąć się w sobie (nie tylko we własnym domu) i przyjąć, że ten rok był spisany na straty i nic dobrego w nim nikogo spotkać nie może. Przez kilka lat pisania bloga, zawsze pod koniec roku zbierałem się za podsumowanie, w głowie przechodziłem przez to co działo się w moim sportowym życiu, a potem przelewałem to na klawiaturę. Przez ostatnie 2 lata jakoś z tego zrezygnowałem, i tak sobie pomyślałem, że w tym innym 2020 roku warto wrócić i przypomnieć sobie, czego udało mi się dokonać, z czego być dumnym, a z czego wyciągnąć wnioski na przyszłość.
To był rok, który minął niesamowicie szybko. Mimo tego, że życie mocno wyhamowało, nie było za dużo możliwości robienia szalonych rzeczy to mam wrażenie, że dopiero co wsiadałem w samolot na Gran Canarię na początku roku. Dużo się działo – 2020 to chociażby niesamowita podróż do Nowej Zelandii, czy zmiana pracy. Nie chcę jednak przechodzić tydzień po tygodniu – to wszystko mam w głowie i to moje wsomnienia, które będą ze mną na zawsze.
Myśląc o 2020 roku chciałem odpowiedzieć sobie na trzy pytania:
- Co udało mi się osiągnąć?
- Czego doświadczyłem?
- Jaki jest jeden błąd który zrobiłem i jakie wnioski z tego wyciągnąłem dla siebie na przyszłość.
Co udało mi się osiągnąć?
Najłatwiej było by wziąć cyferki z zawodów i powiedzieć tu poszło dobrze, tu się poprawiłem. I jako, że jest to blog w głównej mierze poświęcony mojej biegowo-triathlonowej przygodzie to warto by i ten aspekt zaznaczyć.
Ważnym osiągnięciem dla mnie było być wytrwałym w tym co robię. Kiedy po powrocie z Nowej Zelandii zostałem zamknięty na kwarantannie, nie usiadłem z ciastkami i butelką wina na kanapie. Kiedy zamknięto baseny nie rozpatrywałem tego pod kontem … olaboga co to teraz będzie, przecież forma spadnie. Fakt – brakowało mi pływania, ale solidnie zabrałem się za ćwiczenia na gumach, nie odpuszczałem w treningach w domu co zaowocowało tym, że do sezonu w tym roku wkroczyłem dobrze przygotowany. Poprawiłem wyniki na wszystkich dystansach od sprintu do 1/4, nie tylko całościowo, ale i w każdej konkurencji. To czego zabrakło to połówka, która jest moim ulubionym dystansem, ale nauczyłem się już tego, że czasem lepiej dłużej poczekać na super efekty. Idzie 2021 to nowa okazja do walki o lepszą wersję mnie.
Udało mi się tez zmienić pracę. Kiedy dowiedziałem się, że to koniec przygody w Grouponie nie załamywałem się. Wierzę w to, że wszystko w życiu dzieje się po coś. Mam spore doświadczenie w biznesie i znam swoją wartość. I o ile szukanie pracy nie jest przyjemnym procesem, czasem trwa kilka miesięcy to trzeba wierzyć w siebie i wytrwale dążyć w obranym przez siebie kierunku. Zmiana pracy jest chyba jedną z najlepszych rzeczy jaką zrobiłem w tym roku. Poczułem, że nabrałem na nowo wiatru w żagle. Poznałem niesamowitych ludzi, mam możliwość tworzenia czegoś na nowo, realnie wpływać na to co się dzieje w Coffeedesku, a do tego przy tym jarać się każdego dnia kiedy siadam do komputera, żeby znów pogrzebać coś w Excelu. Po 15 latach sporo ludzi ma już dość, zaczyna łapać wypalenie, a ja czuje się dokładnie tak samo, jak na początku mojej zawodowej kariery. Ekscytacja, podniecenie i to niesamowite jaranko każdego dnia :) Robię to co lubię, wiec to chyba, a raczej na pewno klucz do sukcesu.
Czego doświadczyłem?
Odnoszę wrażenie, że coraz więcej ludzi staje się maruderami. Nie wiem czy nie potrafią się cieszyć z małych rzeczy, czy po prostu przyjmując postawę wiecznego narzekania próbują przerzucić swoje frustracje na innych? Niestety takie podejście często bardzo wpływa na otoczenie i kolejne osoby przyjmują taką postawę. Zamiast ucieszyć się z drobnej pierdoły typu … ale zjadłem dzisiaj dobre śniadanie, od rana jest lament, że wieje wiatr no i na treningu tempo było za wolne. Dlaczego o tym w ogóle piszę mając w głowie podsumowanie roku?
Ano dlatego, że ten rok pokazał mi jak bardzo ważne są relacje z ludźmi. Pozwolił odnowić kontakty, które na długi czas przygasły. Tak zwyczajnie z życzliwego telefonu podczas pierwszego lock downu z pytaniem … „Czy u Ciebie wszystko ok?”. Pokazał mi też, że w okół są też ludzie trochę toksyczni. Tacy, którzy zamiast pomagać mi rozwijać siebie, pnąć się w górę, poprzez swoje działanie próbują dołować, czy jak to wcześniej wspominałem przenosić swoje nastawienie na mnie.
Mimo tego, że był to rok w którym nie można było wyjść za często do knajpy, spotkać się na imprezie, czy nawet podróżować to jestem skłonny zaryzykować, że był to rok relacji międzyludzkich. Pozwolił pokazać z kim jesteś tak naprawdę blisko w życiu i na kogo możesz zawsze liczyć. Cieszę się, że mam wokół siebie zaufanych, bliskich ludzi, i to z nimi chcę zdobywać świat. Śmiać się, pogadać sensownie o tym co się dzieje na świecie, a nie tylko podchwytywać co mówią media i bez przemyślenia przesyłają to dalej. Cieszę się, że mam wśród siebie ludzi, którzy mimo czasami gorszego dnia powodują, że pojawia się na mojej twarzy uśmiech i motywują mnie do działania.
Jaki jest jeden błąd który zrobiłem i jakie wnioski z tego wyciągnąłem dla siebie na przyszłość?
Zawsze ciężko mi jest odpowiadać na takie pytania. Jestem typem perfekcjonisty i na pytania na rozmowach kwalifikacyjnych o rzeczy, które schrzaniłem w pracy nigdy mi nic nie przychodzi do głowy.
Jednak kiedy myślę, o tym z czego mógłbym wyciągnąć wnioski na przyszłość to myślę, że podejście do treningu. I znów chodzi tu o perfekcjonizm … trenując jestem w to zaangażowany na 100%, co często wpływa na inne aspekty w życiu, a trzeba pamiętać, że dla mnie „profesjonalnego amatora” to nadal ma być pasja. To ma być coś co sprawia radość na każdym treningu. Na szczęście nie miałem jeszcze nigdy czegoś takiego, że robię trening bo muszę. Może mi się nie chcieć, ale robie to dla siebie, a jak obserwuje znajomych to często widzę wśród nich wypalenie i zmuszanie się do treningu. Czasem lepiej wtedy odpuścić … no i jak o odpuszczaniu mowa to to moja lekcja na przyszłość. Chciałbym mieć na codzień taki luz jaki mieliśmy w Nowej Zelandii!
Chciałbym więcej dać sobie możliwości wrzucenia na luz. Pójść np. później spać, mimo tego, że rano o 5 chce wstać na basen. Pójść zabalować na całą noc na imprezę, nie myśląc o tym, że czeka jakiś trening do zrobienia następnego dnia. Czy nawet dać sobie pozwolić na to, żeby w Training Peaks zaświecił się kiedyś trening na czerwono. Oczywiście to nie może być na dłuższą metę, tylko sporadycznie, ale chciałbym tego się nauczyć.
Nie będę jedna z tych osób, która ten rok spisała na straty. Mimo tego, że podróże były zawsze ważną częścią mojego życia, a w tym roku siedziałem na dupsku większość czasu w domu to uważam, że był to dla mnie dobry rok. Jestem wdzięczny za ludzi – za tych nowo poznanych szczególnie, wdzięczny za doświadczenia, za to, że Ola namówiła mnie na Nową Zelandię i wdzięczny za to co spotkało mnie dobrego. Jedyne co mnie niesamowicie wkurza, to to, że zwyczajnie nie mogę przytulić się do Mamy. Wiem, że byłem chory, i już nie powinienem złapać tego paskudztwa, ale nie chcę jej narażać. Więc nadal widząc się staram się trzymać dystans, bo zdrowie każdego z nas jest najważniejsze!
A teraz czas zakończyć ten rok na grubo … dopakowuje się i wsiadam za kilka godzin w samolot odczarować te podróżnicze możliwości. Nawet nie wiecie jak się jaram na możliwość jedzenia samolotowego jedzenia …
Do usłyszenia już niedługo z oddalonego o tysiące kilometrów słonecznego miejsca :)