Czucie wody – hasło tak samo abstrakcyjne jak estymator nieobciążony o minimalnej wariancji poznane na pierwszych zajęciach ze statystyki … co to znaczy, że czuję wodę? – wchodzę o 6 tej rano na trening do basenu i czuję, że woda jest mokra i zimna – to o to chodzi? Podobno jak nie czujesz to co byś nie robił, to nie popłyniesz lepiej … Chyba w końcu poczułem … nie wiem jak to wytłumaczyć – po prostu zacząłem to czuć … a wszystko dzięki kilku zmianom …
Pływanie to najbardziej techniczna konkurencja w triathlonie. Mówią, że przereklamowane – w sumie też tak początkowo myślałem – jaki jest sens cisnąć na basenie tylko po to, żeby w totalnym wyniku na mecie poprawić się o minutę, skoro na rowerze mogę spokojnie jeszcze urwać dziesięć a pewnie nawet więcej? Nie o sam jednak czas tu chodzi, a o to, żeby wyjść z wody wypoczętym, a nie zajechanym jak koń po westernie. Diabeł jednak tkwi w szczegółach …
Na początku stycznia, jeszcze przed wyjazdem na obóz na Feurtaventurze spotkałem się z Kubą Maślanko i powiedziałem mu jedno – zrób ze mnie możliwie najlepszego pływaka. Już pierwsze 100 metrów pozwoliło mu ocenić co robią dobrze, a co jest do poprawy. Oczywiście szala była przechylona na rzecz tych które nie do końca mi wychodzą – to dobrze – znaczy, że jest nad czym pracować. Spotkaliśmy się do tej pory 3 razy, a ja ucząc się pływać na nowo, zmieniając zaledwie kilka rzeczy poczułem gigantyczny przeskok … Mimo 4 miesięcznej przerwy w pływaniu nie dość, że udało mi się wrócić do poziomu z zeszłego roku, to mam wrażenie, że tamto to było pluskanie się w wodzie … co zrobiłem, żeby pływać lepiej?
1. Objętość vs Technika
Na obozie dużo pływałem – to rok temu pozwoliło mi wrócić do poziomu z treningu triathlonowego sprzed przygotowań do maratonu, i tak samo było teraz. 3-4 treningi w tygodniu w warszawie, a praktycznie pływanie codziennie na obozie powróciły mi w miarę odbudować się w wodzie, jednak w pewnym momencie nie ilość, a jakość przełożyła się na poprawę wyniku.
Za każdym razem na początku okresu przygotowawczego w moim planie pojawiały się zadania techniczne. Z nimi jednak jest pewien problem … dopóki nie robisz ich poprawnie to na nic za bardzo się nie zdadzą. Dobrze jest, gdy ktoś z góry spojrzy i podpowie co musimy zmienić. Im dłużej pływamy na swój własny sposób tym bardziej wyrabiamy w sobie nawyk, z którego później jest ciężko wyjść.
Dwa lata temu próbowałem poprawić technikę pływania chodząc na zajęcia w grupie – jest to sposób i wszystko oczywiście zależy od liczebności grupy, czy podejścia samego trenera, jednak wydaje mi się, że dobrze czasem też zainwestować w indywidualne zajęcia – to jednak czas kiedy trener jest tylko dla Ciebie. Kuba potrafił zatrzymać mnie co każdą długość basenu mówiąc co poprawić, czy pokazując na komórce nagrany film, co najbardziej obrazowało mi i wchodziło do głowy co robię źle.
Technika, technika i jeszcze raz technika! Najpierw wypracujmy w sobie poprawę, a następnie wchodźmy w duże objętości. Polecam sporo popracować tzw. propelerem – ćwiczeniem na nasze ukochane czucie wody. Podczas jednego z treningów w zeszłym tygodniu miałem do przepłynięcia nim 12 długości basenu – nogi nie pracują, a ręce zataczają krótkie, ale mocne ruchy tworząc małe wirki w wodzie. Kiedyś męczyło mnie to niesamowicie – teraz czułem, że szybko płynę.
Pracując nad technika nie myśl o wszystkim jednocześnie. Skup się na jednej rzeczy i dopóki jej nie wypracujesz nie dokładaj kolejnej. Tak było w moim przypadku. Rozpocząłem od opadającej ręki i długiego wyleżenia …
2. Kadencja i długie wyleżenie
Pierwszą rzeczą jaką Kuba zauważył było to, że kiedy biorę powietrze, ręka po drugiej stronie zamiast leżeć na tafli w wodzie opada, a kiedy dochodzi do momentu gdzie powinienem złapać wodę i pociągnąć, jest już w połowie swojej drogi do wynurzenia.
Przez to płynąc musiałem zrobić o wiele więcej ruchów rękoma, były one bardziej chaotyczne a jednocześnie dużo bardziej męczące.
Na początku skupiłem się na tym, żeby upewnić się, że zanim głowa po nabranym oddechu nie wróci do wody, ręka, która jest z przodu nie może rozpocząć ruchu. Ćwiczyłem to przez trzy tygodnie – podczas treningu w wodzie myślałem jedynie o tym. 21 dni stałej pracy pozwoliły na zbudowanie nowego nawyku i teraz robię już to automatycznie.
Jaki efekt? Zacząłem pływać na długim wyleżeniu (kto nie lubi leżeć?) – pływam szybciej i mniej się przy tym męczę,a to dzięki temu, że zmniejszyłem liczbę cykli z 25 na około 20, a jak dołożę do tego jeszcze kolejną rzecz to i nawet do 18-19 na jedną długość basenu.
3. Ciągniemy do końca!
Jakkolwiek to brzmi to w pływaniu działa. Większość z nas ma z tym problem i nie wykańcza odpowiednio ruchu. Po części nie mamy siły dlatego wcześniej przestajemy ciągnąć, a wystarczy jeszcze tych kilkanaście centymetrów dłużej utrzymać ruch, a popłyniemy dalej i szybciej.
Płynąc staram się aby kciukiem zahaczyć o nogę, a jednocześnie upewnić się, żeby wykończyć pociągnięcie charakterystycznym wyjściem ręki z wody na wysokości uda. Czuje wtedy takie dziwne pluśnięcie. Podobnie jak przy długim wyleżeniu zmniejszamy liczbę cykli. Łącząc te dwie rzeczy – pociągnięcie do końca i wyleżenie – schodzisz z 25 do wspomnianych 18, 19 ruchów wkładasz w to 20% mniej pracy, a płyniesz szybciej i dużo mniej się przy tym męczysz – chyba warto co?
4. Przerysowywanie
Kolejny błąd jaki robiłem to ręce po ruchu zagarniającym wodę lądowały mi przed głową. Nie wiem czy sam tak z siebie robiłem, bo dam sobie rękę odciąć, że kiedyś mi ktoś tak doradził, a tu jednak psikus. Ręce powinny lądować na wysokości barków.
Nawet kiedy próbowałem tak robić, to okazywało się, że koniec końców i tak lądowały przed głową. Zmieniłem jedną rzecz. Płynąc myślę o tym, że ręce powinny lądować w kierunku rogów pływalni, czyli nie inaczej jak na zewnątrz od ciała. Stosując technikę przerysowywania okazuje się, że w końcu ręce lądują tam gdzie trzeba.
Cztery proste rzeczy – technika, długie wyleżenie, pociągnięcie do końca i przerysowywanie pozwoliły mi w nieco ponad miesiąc pływać efektywniej, szybciej a jednocześnie przy minimalny wysiłku.
Obecnie pływanie to moje ulubione treningi – widzę progres i to daje kopa napędzającego do dalszej pracy. Jeszcze na początku roku 200 m rozpływania robiłem w granicy 4 min. Teraz wchodzę do wody i pierwszego lapa na treningu łapię po 3 minutach 20 sekundach. Miesiąc temu byłem w stanie przepłynąć jedną setkę w granicach 1:35 1:18. Teraz robię ich osiem dwanaście po 1:32 1:22, czy jak wczoraj płynę zadania 300 z akcentem na ostatnie 100 metrów i te wychodzą poniżej 5 minut 4:35 z czego ostatnia setka jest w okolicy 1:30 1:25? To chyba jasno pokazuje, że warto pracować nad detalami, skoro jestem w stanie powtarzać to zadanie po 20 sekundach. Minimalne zmęczenie!
Tak więc pamiętajmy – leżmy jak najdłużej (w wodzie – nie w łóżku przed wyjściem na trening) i uczymy się ciągnąć do końca! Trening czyni mistrza! Życzę Wam tego, abyście poczuli w końcu wodę – nie jej mokrość :)
fot. tytułowe – sportografia.pl
lecę na basen to przećwiczyć ! Pływam, pływam i stoję w miejscu z postępem, może Twoje rady coś zmienią w moim pływaniu.