Kilka lat temu siedząc w Wiedniu w węgierskiej restuaracji (choć początkowo myślałem, że jest włoska) urodził się w mojej głowie pomysł założenia strony internetowej, na której chciałem opisywać podróże – wrzucać opinię na temat hosteli, hoteli czy apartamentów w których śpię, restauracji z adresami i informacją czy drogo / czy warto, nie mówiąc już o miejscach wartych odwiedzenia w nowym mieście. Wtedy nie miałem pojęcia, że istnieje coś takiego jak blogosfera, takie strony to blogi, a ludzie, którzy je prowadzą to blogerzy …
Pomysł kiełkował w mojej głowie jeszcze przez rok. Co jakiś czas myślałem o nim, ale a to nie wiedziałem jak się za to zabrać, a to wpadało coś innego do głowy. Z dobrymi pomysłami jest jak z winem – im dłużej poczekają tym są lepsze i tak w końcu 2 lata temu – w październiku 2013 roku po namowach Ani Szczypczyńskiej – znanej wszystkim jako Panna Anna zapadła decyzja, że powstanie RunEat, a ja stanę się blogerem … Długo broniłem się od tego określenia. Nie wiem czemu, jakoś na początku nie mogłem przypiąć do siebie tej łatki bycia blogerem. Może dlatego, że dopiero raczkowałem i tak naprawdę dopiero teraz po dwóch latach czuję się blogerem.
Kim jest biegowo – triathlonowy bloger? Jest nas w tej blogosferze całkiem sporo, piszemy o tym samym, a jednak każda / każdy z nas ma swój indywidualny pomysł na prowadzenie tego kawałka internetów. Wszyscy jesteśmy pasjonatami – uwielbiamy biegać, realizujemy przez to swoje marzenia. Nie przychodzą one jednak od tak. Krasus (Biec Dalej) ujmuje to idealnie: Cele i marzenia są po to, by je realizować. Ale trzeba być gotowym na ciężką pracę:). Poprzez nasze wpisy staramy się pokazać, że to każdy z nas jest panem i władcą własnego życia. Jeżeli coś chcesz – działaj, a prędzej czy później to osiągniesz. Pasja, pasją, ale żeby móc się dzielić nią z Wami, musimy się przyznać do jednej cechy. Wszyscy jesteśmy swojego rodzaju ekshibicjonistami… :) Zobaczcie co tak naprawdę łączy nas wszystkich i nie wstydzimy się tego, mimo, że czasem ludzie na nas dziwnie patrzą :)
Bloger je oczami – zanim zje zrobi fotkę (INSTAGRAM – KLIK)
Nic na to nie poradzimy. Uwielbiamy jeść (kto nie lubi?!). Zanim jednak jedzenie trafi do naszej buzi, spędzamy kilka minut na złapaniu tego momentu w naszym smartfonie. Nie zawsze jest to łatwe – tu światło źle pada, a tam z kolei solniczka źle komponuje się do zdjęcia. Czasami trzeba też talerz obrócić, bo stejk wygląda lepiej z drugiej strony. Cóż :) Zobaczysz u kogoś zdjęcie tatara i od razu w Twojej głowie rodzi się chęć na kawałek surowego mięsa z dodatkami :)
Kiedy ostatnio czterech blogerów spotkało się na wspólne pogaduszki przy stejku, śmiesznie to wyglądało, gdy każdy z nas złapał się za swojego smartfoniacza i obfotografował swój talerz :) Przynajmniej nikt przy stole się na nas dziwnie nie patrzył :) Swój swojego zrozumie … nie wiem jak z ludźmi obok, ale niech się wstydzi ten kto widzi :)
Zapraszam Was do śledzenie RunEatowego konta na instagramie, gdzie znajdziecie sporo inspiracji jedzeniowych, wschodów słońca, a w najbliższych dniach magicznych ująć Nowego Jorku i nie tylko :)
Bloger nie boi się selfie
Amerykańscy naukowcy – Ci zwani psychiatrami ostrzegają, że robienie sobie słit foci, selfiacza, czy popularnie zwanej samojebki może być niebezpieczne i wpisali to nawet na listę zaburzeń osobowości. hmmm … Blog to nasz pamiętnik, w którym dzielimy się z czytelnikami naszymi przeżyciami. Nie zawsze mamy ze sobą osobistego fotografa, żeby mógł zapisać w megapixelach ten moment historii, a nie ma nic łatwiejszego od wyciągnięcia ręki i zrobienia sobie zdjęcia. A dobre selfie nie jest złe :) Na rowerze łatwo nie jest, ale też dają radę :) Teraz w modzie podobno jest reverse selfie, czyli selfiak od tyłu – trzeba będzie popróbować :)
Bloger gada sam do swojego telefonu w miejscach publicznych
Nowoczesny bloger jest też snapchaterem :) Dzięki temu jesteśmy jeszcze bliżej Was :) Gadamy do komórki w najróżniejszych miejscach, albo kręcimy filmy w knajpie :) Ludzie się na nas dziwnie patrzą, a my mamy przy tym nieziemską zabawę :) Przez jakiś czas nie mogłem się przekonać do tej socialowej aplikacji. Nie kumałem o co chodzi w tym całym nagrywaniu krótkich filmików i wysyłaniu ich w świat. Jednak im dłużej się tym bawię tym dostrzegam fajność snapchata. Przez cały dzień Tworzysz historię, która później znika. Kto śledzi na bieżąco zdąży zobaczyć, a jak nie? A jak nie to przepada, i widzisz jedynie ostatnie 24 godziny. Obserwując popularne My Story na snapchacie masz okazje widzieć naszymi oczami to co robimy, a często też posłuchać czegoś ciekawego co tam do Was mówimy. Wbijajcie na snapika – RunEat.pl jeśli chcecie zobaczyć Nowy Jork i nowojorski maraton oczyma RunEata :) A przy okazji polecam też snapika Kasi – Run the World. Też na początku nie ogarniała, ale po kilku dniach stała się królową polskiego snapa :) Jeśli nie masz apki zainstaluj, a dodasz do znajomych skanując obrazek duszka poniżej :)
Bloger to zwierze stadne – uwielbia ludzi
Zakładając bloga nie spodziewałem się, że tyle ludzi będzie śledziło poczynania jakiegoś tam gostka, który najpierw wkręcił się w biaganie a później w triathlon. Dzięki RunEatowi ponzałem mnóstwo niesamowitych ludzi, którzy stali się moimi bliskimi przyjaciółmi i z każdym dniem tych ludzi jest coraz więcej. Niesamowite są spotkania z Wami podczas imprez biegowych czy triathlonowych. To jak podchodzicie, zaczynacie rozmowę, kibicujecie na trasię to jest właśnie to dlaczego chce nam się prowadzić bloga.
Arek kiedyś powiedział – no tak Ty musisz wstać rano na trening, przecież fani czekają na info co tam dziś robiłeś. To dla nas też potężna dawka motywacji. My też czasem mamy zachwiania i po prostu nam się nie chce … Ostatnio nawet prowadzimy wspólną rozmowę na fejsie, gdzie 4 silnych głową blogerów nawzajem motywuje się do treningu :) Kto pierwszy wstaje melduje, że już wychodzi na trening :)
Już niedługo silną ekipą spotkamy się w Toruniu podczas półmaratonu św. Mikołajów. Jak tylko się wybieracie, dołączcie koniecznie do wydarzenia na fejsbuku (KLIK). Kilka dni temu wrzuciłem propozycję wspólnego biegania po Rzymie. Długo nie było trzeba czekać i jedzie nas 10 osób – czy może być lepszy pomysł na weekend od wspólnego biegania, pizzy i kieliszku dobrego wina :)?
Im nas więcej tym lepiej – dlatego mam do Was prośbę – zaproście swoich znajomych na fanpejdż fejsbukowy, udpostępniajcie wpisy jeśli uważacie, że są ciekawe :) Dzięki temu może za kilka miesięcy jak zorganizujemy gdzieś wyjazd będzie nas już dwadzieścia osób a nie dziesięć? Bo o przejęciu całego samolotu na razie nie myślę, choć kto wie, za rok może dwa :) ?
Blogerowi zawsze brakuje prądu
Tu już nie ma co się rozpisywać :) Zrobienie fotki, wrzucenie jej na fejsa, instagrama, puszczeniu filmiku na snapiku i jeszcze skomentowanie czegoś w sieci oznacza, że smartfonisko umiera w mgnieniu oka. Dlatego dobrze zabezpieczony w cztery mocne powerbanki mogę jechać do NY :) Bez powera raczej tam nie zostanę :)
Jest jeszcze jedna rzecz, która blogerzy lubią :) Lajki :) To dla nas znak, że to co robimy Wam się podoba – tak więc jeśli choć raz uśmiechneliście się czytając tego posta to kliknijcie proszę lubię to poniżej :) A blogiery, które tu wbiły poczytać może coś dodacie :)?
Ja się uśmiechnęłam i nic nie dodam :) :* Jesteś najbardziej towarzyskim blogerem i odważnym snapchaterem jakiego znam, ja w miejscach publicznych mam pewne opory :P Pozdro i czekamy na wieści z Neeeeeeeew Yoooooork!