„Ile Ty masz urlopu?”, ” Ty w ogóle pracujesz?”, „Gdzie znowu jedziesz?” – to chyba najczęściej zadawane mi pytania w ostatnim czasie. W sumie nie ma co się dziwić… Kiedy ktoś z boku obserwuje moje podróże może dojść do takich wniosków. Tylko ostatnie trzy tygodnie to Wielkopolska, Podlasie, Dolny Śląsk. To minione weekendy, a udało się odwiedzić już całkowicie odległe od siebie trzy regiony Polski. To tylko wycinek tego co już za mną i zapowiedź tego co nadejdzie. Dopiero połowa czerwca, a do końca triathlonowego sezonu jeszcze dobre dwa miesiące.
Jeśli o urlopie mowa, to mam dokładnie tyle samo co każdy. Jak ustawa przewiduje 26 dni. To stanowczo za mało dla osoby, z podróżniczą smykałką. Nie ma co owijać w bawełnę. Kręci mnie opcja – wsiąść w samolot, polecieć np. do Rzymu tylko po to, żeby zjeść kolację w okolicach fontanny di Trevi, rano pobiegać i wsiąść w samolot powrotny do Polski. Czasami takie weekendy staram się wydłużyć o jeden dwa dni, tak żeby do granic możliwości wykorzystać czas, kiedy znajduje się poza domem.
Życie na walizkach to kwestia wyboru. Nie byle jakiego – całkowicie świadomego. Kiedy decydujesz się na ten styl życia – bierzesz to z całym inwentarzem. Ze wszystkimi zaletami, ale i wadami – tymi, których nie widać na facebooku. Często słyszę – „zazdroszczę”, „Ty to masz życie” – fakt – mam takie, życie na jakie sam się zdecydowałem.
Piątek – godzina 16ta. Po pracy wsiadam w samochód. Szybki dojazd do Łomianek. Tam przepakowanie manatków do drugiego samochodu. Zakładamy bagażnik – na niego rowery – zazwyczaj dwa, czasami trzy. Mimo, że samochód jest w stanie pomieścić 7 osób, my ledwo pakujemy się w trójkę dorosłych i 4 letniego Stasia. Razem z nami jedzie kuchenka elektryczna, blender, blacha ciasta drożdżowego. Każdy ma ze sobą dwie pary butów do biegania (no może poza Dorotą – ona ma jedną, bo jest na roztrenowaniu). Komplet dodatkowych kół do roweru to standard.
Sobota to zazwyczaj dzień wolny, choć często jest tak, że jednego dnia startuje ja, drugiego Treneiro. Nie jest łatwo – często w okolicy jest mnóstwo fajnych miejsc do odwiedzenia, a z uwagi na zawody czasem musimy odpuścić zwiedzanie. Jednego dnia to ja ścigam się sam ze sobą, Treneiro dopinguje, a następnego zamiana ról. Tak będzie i w najbliższy weekend, kiedy w sobotę wystartuję w Suszu na dystansie SPRINT, a Łukasz następnego dnia stanie na linii startu w 1/2 IM.
Niedziela – mimo, że nie mam zawodów to nie ma tu dłuższego spania. Kiedy Łukasz o 6 wstaje, żeby zjeść śniadanie, ja idę na swój trening. Wracam, znów pakujemy samochód i jedziemy na zawody. Moment, kiedy Łukasz jest na trasie, jest o wiele bardziej stresujący niż, kiedy ja sam walczę ze sobą. 16-ta, czasami 17ta – dekoracja zwycięzców. Wsiadamy w samochód i do Warszawy często dojeżdżamy w okolicy północy. Rano trzeba wstać na trening i iść do pracy… żeby było łatwiej, śpię u Trenerstwa.
Poniedziałek … 6 ta rano zazwyczaj basen, czasami coś innego. O 8 jestem już w pracy. Powrót do domu i szybkie pranie. Dobrze, że teraz jest ciepło, bo przynajmniej szybko schnie. Zaczyna się odliczanie … byle do weekendu…
Weekend zaczyna się zazwyczaj wcześniej – w czwartek trzeba już się spakować. Jest o tyle dobrze, że wszystko co potrzebne jest na suszarce. Wystarczy zdjąć i zapakować do walizki. Później znieść wszystko do samochodu. Na raz się nie da … dwie torby, worek z butami, ciasto …
W piątek rano koło zaczyna zataczać na nowo swój krąg. Trening … praca … i znów w trasę.
W tygodniu na początku często odsypiam i czasami nawet nie ma siły zrobić prania. Czasami jest tak, że wychodzę na trening, wracam, rozbieram się – treningowe ciuchy zrzucam na podłogę, szybko idę pod prysznic, jem śniadanie i wychodzę do pracy. Po – obowiązkowa drzemka. Zazwyczaj nie dłużej jak 15 minut, choć w tym tygodniu przeciągała się nawet do dwóch godzin. Efekt? Ciężko było nawet przejść od łózka do toalety :)
Można narzekać albo i nie. Może i w ciągu tygodnia nie ma za dużo czasu, jednak to te wyjazdy są czymś co dają mi siłę na cały tydzień. Żyję od weekendu do weekendu :)
To każdy weekend jest dla mnie swoistym urlopem. Na dłuższy urlop rzadko mogę sobie pozwolić. Zazwyczaj to jeden dłuższy wyjazd związany jest z maratonem. To wtedy przyjeżdżam kilka dni wcześniej, aklimatyzuje się do nowego miejsca. Biegnę maraton, a później jadę na krótkie wakacje. Ale nie takie, z leżeniem na plaży. Jakoś to chyba już nie dla mnie. Wolę pobiegać czy pojeździć na rowerze po nowych miejscach – tak było na Hawajach. Byliśmy tydzień, a na plaży byliśmy ostatniego dnia na 5 minut, żeby powiedzieć, że byliśmy :).
W tym roku będzie podobnie. Maraton w Maladze, a później szybka wizyta w Gibraltarze i kilka dni odpoczynku na Wyspach Kanaryjskich. Taki aktywny urlop – aktywny wypoczynek – aktywna regeneracja.
Każdy z moich urlopowych weekendów to okazja do potrenowania w innych okolicznościach, zwiedzenie nowych miejsc, czy spróbowanie nowych lokalnych przysmaków. Nie ma czasu na odpoczynek. Staram się żyć z całych sił. Mocny trening z rana, a później w góry – ponad 600 schodów do pokonania. Tak było w miniony weekend.
Może nie zawsze jest łatwo, bo trzeba ogarnąć pracę, ugotować jedzenie, zrobić trening, a czasem i odwiedzić fryzjera, ale w głowie jest zawsze myśl, że już za kilka dni piątek i znów będzie można podbijać świat :) A Piątek już jutro … tym razem kierunek Susz :)))
Każdy ma to na co się zdecyduje – ja wybrałem drogę tułacza, ale póki co to jest właśnie życie jakie kocham.
Dobry tekst! Dobrze wiedzieć, że nie tylko my mamy taki, ładnie mówiąc, nieład po weekendach :D Znam to dobrze, ale nie ze startów w zawodach, tylko z drugiej strony – organizatorzy też cały czas kursują po PL ;)
to kiedy robisz to ciasto? :)
piecze sie kiedy ja jestem na treningu ;-)
Fajny tekst, ale robisz z siebie takiego bohatera, że aż mdli. Drogę tulacza? Łukasz, Ty chyba nie masz pojęcia co robią zawodnicy z rodzinami. Przydałoby Ci się trochę skromności.
Tu nie chodzi o robienie z siebie żadnego bohatera. To tekst o tym jak wyglada moje życie. Na pewno jest duzo latwiej niz osobom, ktore maja rodziny, dzieci. Ja nie mam wiec pisze o swoich odczuciach. pzdr
Bardzo pozytywny aż chce się iść na trening, i nie marnować życia na pierdoly.
Mniej myślisz więcej zrobisz:-)
Hej! Intensywnie… Ja bym się chyba nie wyspała :P
Mogę z ciekawości zapytać jaki charakter ma Twoja praca zarobkowa?
Jestem managerem w korporacji – pogranicze marketingu i logistyki ;)
Podziwiam i życzę wytrwałości- bo ona jest bardzo ważna w dążeniu do wyznaczonego celu :)
Hejo. Gdzie lecisz na Kanary? Jeśli Teneryfa, to polecam odwiedzić wieś Masca. Długie zejście do doliny, gdzie dostają się tylko piesi (inaczej się nie da). Aktywnie, pięknie i cieplutko! Raj na ziemii :)! Pozdrawiam.
o Dzieki :) wlasnie mysle o teneryfie – jeszcze nic nie bookowalismy :)
Świetny tekst, masz bardzo ciekawe życie, aż zazdroszczę !!
Artykuł wręcz rewelacyjny, fajnie się to wszystko czyta !