Jeden weekend – dwa magiczne biegi – trzy przepiękne medale – ostatnie dni września na pewno na długo zostaną w mojej pamięci. Każda biegowa przygoda jest inna – nie koniecznie musi to być wyjazd na bieg i ściganie się z czasem. Tym razem chodziło o zupełnie co innego – przez dwa dni czułem się jak małe dziecko, które powróciło w świat swoich magicznych bajek. Nie tyle co powróciło, a przebiegło przez ten świat. Zaledwie w ciągu kilkudziesięciu minut odwiedziłem świat Piratów z Karaibów, żeby po chwili znaleźć się w odległej galaktyce Gwiezdnych Wojen. Droga ta prowadziła przez zamek śpiącej królewny, a towarzyszyły mi w tym bajkowe postacie: Timon, Pumba z Króla Lwa, czy Kaczor Donald i Myszka Miki … było magicznie i bajkowo, ale po kolei …
Do Disneylandu przyjechaliśmy w piątek popołudniu. Dolecieliśmy tanimi liniami do podparyskiego lotniska Beauvais. Było przy tym trochę strachu, bo zbiegło się to z czasem, kiedy Ryanair odwoływał sporą część swoich lotów. Na szczęście nikt nie postanowił nam pokrzyżować spotkania z Psem Pluto! W końcu miałem wyzwanie, żeby nie wyprzedził mnie na biegu :) Sam lot trwa dość krótko – niecałe dwie godziny. Stamtąd wypożyczyliśmy samochód i udaliśmy się prosto do parku. Podróż trwała około 1.5 godziny. W magicznym świecie byliśmy koło 17 tej i w tym momencie zaczęło się już naprawdę magicznie…
To co pierwsze rzuca się w oczy to, że Francuzi bardzo dbają o bezpieczeństwo. Przed wejściem do hotelu oddaje się bagaże do prześwietlenia, a sami jesteśmy poddawani kontroli przechodząc przez bramki, a następnie sprawdzani przez ochroniarzy. Podobnym zabiegom byliśmy poddawani za każdym razem kiedy wchodziliśmy na teren parku. Może być to trochę upierdliwe, bo i kolejka spora, ale w miejscu, gdzie w ciągu dnia jest nawet do 100 000 osób to jest jak najbardziej zrozumiałe – przynajmniej czuliśmy się bezpiecznie!.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy był odbiór pakietów startowych. Uprzedzając pytania – na sam bieg nie ma żadnych loterii, losowań i tym podobnych. Jest otwarty dla wszystkich chętnych – wystarczy się tylko odpowiednio wcześnie zarejestrować. Zapisywałem się pod koniec sierpnia i wtedy były jeszcze dostępne pakiety na bieg 10km (koszt 55 EUR) i półmaraton (koszt 75 EUR). Piątkowe 5km było już wyprzedane. Warunkiem wzięcia udziału w półmaratonie jest posiadanie certyfikatu medycznego potwierdzającego, że możecie brać udział w biegu. Na stronie organizatora jest formularz, który ściągamy, wypełniamy własnymi danymi i udajemy się do lekarza. Nie wszyscy są chętni aby taki podpisać, ale sam nie miałem nigdy problemu z uzyskaniem, a potrzebowałem podobnego już kilkakrotnie.
Zaraz po odbiorze pakietów rozpoczynał się już bieg na 5km. Poczuliśmy już wyjątkowość tego weekendu … W okół przy hotelowego stawu w strefie startowej ustawiali się już poprzebierani biegacze. Pojedyncze osoby nie były przebrane. Pisząc to sama buza mi się uśmiecha! Zostałem zaproszony na linię mety, żeby powitać pierwszych biegaczy i zobaczyć jak wygląda to święto. Disneyland to dwa parki … Magiczny Disneyland i Walt Disneyland Studios. Trasa biegów wiedzie przez oba – meta zlokalizowana była przy Hollywood Hotel (najfajniejsza atrakcja na jakiej byliśmy) w parku Walt Disneyland Studio. Początkowo nie wyobrażałem sobie, jak tysiące biegaczy będzie biec po parku w momencie, kiedy znajduje się w nim jeszcze kilkadziesiąt tysięcy gości, ale organizacyjnie bardzo sprawnie to przebiegło – wytyczona była trasa biegowa, oddzielona od reszty barierkami, a bezpieczeństwa strzegła niezliczona ilość wolontariuszy, którzy byli dosłownie co kilka metrów. Kiedy jeszcze żaden biegacz nie był na trasie, a ja byłem już w okolicy mety. Wolontariusze pilnie strzegli miejsca i nie pozwolili nawet na sekundę przejść do zrobienia zdjęcia. Niesamowite było to, że wśród pierwszych na mecie był ten młody berbeć … takich dzieciaków były tam tysiące – widać było, że magiczne święto biegania dopiero się zaczyna! Po przywitaniu pierwszych biegaczy, zmęczeni podróżą i pierwszymi emocjami poszliśmy spać … nie na długo, bo już w sobotę rano o 7 startował nasz pierwszy bieg …
Pobudka o 5 rano nie stanowi dla mnie żadnego problemu, ale wierzcie mi, że obudzenie dziewczyn o tej porze nie należalo do najłatwiejszcch. Chwilę się powierciły, ale zaraz pełne ekscytacji przymierzały swoje różowe sukieneczki i uszy myszki miki. W strefie startowej musieliśmy być około 6:30. Przy samym starcie wejści do stref rozdzieliśmy się – ja udałem się do strefy A, z której startowała pierwsza grupa, a dziewczyny do B, która startowała chwile po nas. Było dość chłodno, aczkolwiek atmosferę mocno podgrzewali prowadzący na scenie. Przed biegiem na 10 km pozdrowiła nas jeszcze Paula Radcliffe i powoli przesuwaliśmy się na linię startu. Tam Paula staneła koło mnie zrobiliśmy sobie zdjęcie i zapytała czy nie chce pobiec razem z nią?
Że jak Paula? Rekordzistka świata w maratonie (2:18:55) i ja mam biec razem z nią? Dyszkę miałem biec dla zabawy i rozbieganie, a tu razem z Paulą to na pewno nie zapowiada się na swobodne bieganie, no ale mistrzyni się nie odmawia. Biegliśmy dość żwawo, a od kiedy przekroczylismy linię startu banan nie schodził mi z ust. Niesamowite jest to jak biegniesz przez bajkowo magiczny park, który jest pusty – jest przeznaczony wyłącznie dla Ciebie … i tysiące innych biegaczy, ale czujesz jak byś był w nim sam. Biegnac przenosisz się w magiczny świat dzieciństwa. Niemal przy każdej parkowej atrkacji stoi przebrana obsługa i kibicuje. Co kilkaset metrów możesz zatrzymać sie i zrobić sobię zdjęcie ze swoimi ulubionymi postaciami bajkowymi. Gdzieś na wysokości 3 kilometra wbiegamy na główną aleję parku, prowadzącą do magicznego zamku. To był majestatyczny moment. Metafizyczny – czułem sie jak bym sam był bohaterem jednej z bajek. Paula koło mnie, przede mną zamek, a w tle wschodzące słońce !!! Tak !!! Bieg startował równo o 7dmej – było jeszcze ciemno, a z każdym mijanym kilometrem park rozświetlały promienie słoneczne! Bajka !!!
Większość trasy dyszki biegnie przez park. Na dosłownie jeden, może dwa kilometry wybiegamy na zaplacza magazynowe parku. Co ciekawe – poszczególne hangary nosza nazwy postaci z filmów i bajek Walta Disneya. Na dyszce nie ma żadnego pomiaru czasu (podobnie jak przy piątkowym biegu na 5km) – i dobrze – tu grzechem było by biec na czas! Tu warto zatrzymać sie przy Twoich dziecinych postaciach i zrobić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcie. Trasa jest bardzo dobrze oznakowana – co kilometr znajdują się duże znaczniki – każdy z inną postacią, a większość biegaczy zatrzymuje sie co kilometr i robi sobie z nimi zdjęcie. Na brak picia też nie można narzekać – co chwila jest punkt z uśmiechniętymi wolontariuszami.
Sam nie wiem kiedy mija mi te 10 kilometrów. Wbiegając na metę jestem uradowany od ucha do ucha. Dziewczyny startowały chwile po mnie, więc biegnę jeszcze dorobić sobie kilka przebieżek i do hotelu, żeby się ubrać w coś cieplejszego. Spotykamy się pod Starbuniem, gdzie dziewczyny dopełniają szczęście kawunią i już jesteśmy gotowi do podboju magicznego świata parku Disneylandu … Przed nami cały dzień zabaw w parku – cały dzień w klimacie lat dzieciństwa, parada bajkowych postaci i na koniec dnia iluminacja z okazji 25 lecia parku. Ale o tym jak było w parku i jak magiczny był półmaraton w drugiej części, która już jutro …
„Nigdy nie chcę być dorosłym mężczyzną! Chcę na zawsze pozostać małym chłopcem i bawić się.” – Piotruś Pan