Za sobą mamy już pierwsze magiczne 10 kilometrów po Disneylandzie. Przyszła pora na zabawę i odkrycie tego co Park ma do zaoferowania dla gości. Przed nami cały dzień na nogach, dziesiątki kilometrów przemierzonych po parku, uśmiechy przeplatane krzykiem i kulminacyjny moment wyjazdu – PÓŁMARATON.
Wchodząc do parku zastanawialiśmy się, czy starczy nam na to cały dzień, czy możemy też potrzebować będziemy biletu na dwa dni. Zdecydowaliśmy się na opcję dwudniowa, bo skoro już tu przyjechaliśmy to chcielibyśmy wykorzystać maksymalnie czas. Nie jest to niestety najtańsza opcja, ale zakładając, że już teraz będziemy planować przyszłoroczny wyjazd, to można sobie założyć jakąś myszko mikową skarbonkę i wrzucać do niej codziennie po przysłowiowym piątaku. Dwudniowy park z nielimitowanym wstępem do obu parków kosztuje niecałe 150 EUR. Bilety można jednak kupić taniej przy zapisywaniu się na bieg. Zakładając, że jeszcze dołożymy do tego jakieś jedzenie na terenie parku, trzeba się liczyć z kosztem 200 EUR na dwa dni. Jest sporo fajnych restauracyjek z opcją all you can eat, więc można się spokojnie dobrze najeść :) Polecam marokańską restauracyjkę – naprawdę dobre orientalne jedzenie.
Korzystając z poszczególnych atrakcji, szczególnie tych najbardziej obleganych, czasami trzeba uzbroić się w cierpliwość. W parku dziennie może znajdować się nawet blisko 100 000 osób, więc nie zdziwcie się, że czasem kolejka do danej atrakcji wynosi około godziny. Dobrym rozwiązaniem jest rezerwowanie sobie kolejki za pomocą swojego biletu – w ten sposób w jednym miejscu mamy już klepnięte miejsce na konkretną godzinę, a w tym samym czasie korzystamy z drugiej. Park to niesamowite miejsce, gdzie nawet mając 35 lat na karku (STARY JESTEM!) przenosimy się do lat dzieciństwa. Jeżeli liczysz na szalone roller coastery – znajdziesz ich kilka, jednak w całym parku chodzi głównie o magię i klimat disneyowskich bajek.
O godzinie 17tej zaczyna się wielka parada! To jedna z dwóch rzecz, których nie można przegapić! Spod zamku, główną ulicą przez około godzinę przechadzają się i jadą na wielkich pojazdach bajkowe postacie. Wszystko w rytm muzyki. Jeżeli chcesz mieć dobre miejsce do obserwowania, polecam zająć je GODZINĘ wcześniej! Jeżeli jesteś tu więcej jak jeden dzień, to jest to też idealny czas na odwiedzenie najbardziej obleganych atrakcji – 99% ludzi będzie wtedy na paradzie.
Punktem kulminacyjnym każdego dnia jest pokaz iluminacji na zamku! To jest dopiero MAGIA! Musicie to zobaczyć … zaczyna się o 22, ale naprawdę warto !!! I tak po 17 godzinnym dniu, gdzie razem z porannym biegiem mieliśmy ponad 30 kilometrów w nogach poszliśmy spać … nie na długo, bo o 7 znów stałem na linii startu – tym razem magicznego półmaratonu!
Atmosfera w strefach startowych podobna do tej z dnia poprzedniego, tyle, że tym razem ludzi dużo więcej.
O pierwszym dniu w parku pisałem tutaj – MAGICZNY WEEKEND.
Ruszamy o 7 – znów z pierwszych rzędów, gdzie spotykam Bartka i Kasię. Mam tą „przewagę”, że park na biegowo zwiedziłem już wczoraj i tym razem mogę wykorzystać półmaratoński bieg na mocny trening przed maratonem. Wszystko jednak planuje w taki sposób, żeby nawet na chwilę nie zatracić magiczności tego biegu.
Przez pierwsze 7 kilometrów biegu, trasa wiedzie po parku. Jest zbliżona do tej z biegu na dyszkę, aczkolwiek lekko zmodyfikowana. Ten czas to dla mnie rozgrzewka przed zadaniami, które czekają na mnie podczas kolejnych kilometrów. Mijając znacznik 7 km, wybiegamy poza teren parku. W tym czasie włączam drugi, a nawet trzeci bieg i rozpędzam się do prędkości 4 min/km. Szczerze mówiąc po aktywnym całym poprzednim dniu obawiałem się, że nie uda mi się wejść na takie prędkości. Bieg idzie sprawnie, nie sprawia mi to większej trudności. Jedyne co mnie denerwuje, to, że nie mogę zatrzymać się zrobić zdjęcia. Jeden z kilometrów jest mocno pod górkę, ale zara wybiegam na płaską długą prostą. W oddali widać powoli wschodzące słońca, a w okół nas piękne pola. Naprawdę super widoki! Po 5 kilometrach zbiegam w dól i asfaltu przenosimy się na szutrowe dróżki w okół stawu. Tam zwalniam na 5 minut truchtu. Mijający mnie biegacze pytają, czy wszystko w porządku. Dziękuje – odpowiadam, że tak i myślę sobie – zaraz pomyślą jakiś debil – grzeje jak dziki, po czym idzie, i zaraz znów biegnie jak opętany. To chyba nie tak się powinno Galloweyem biegać J W truchcie udaje mi się strzelić foteczkę!
Na reakcję nie trzeba długo czekać… Po 5 min truchtu ponownie rozpędzam się do zakładanych 4 min/km. Tym razem zadanie to 2 x 3 km z przerwą minuta truchtu. Pierwsza trójka wiedzie pod górę – byłem przekonany, że pod górę takim tempem nie uda mi się pobiec, a jednak … Po pierwszym kilometrze doganiam biegaczy, którzy się o mnie troszczyli. Mijam niczym pendolino i słyszę tylko CRAZY RUNNER! GOOD LUCK! Pierwszy odcinek tej trójki mijam z tempem 3:55 min/km i zwalniam na minutę truchtu. W głowię tylko myśl, że nie ma takiej opcji, żebym po tym jak zwolnię znów rozpędził się do mocnego tempa. Biegnie się fajnie, widzę, że powoli zbliżamy się już do parku. Drugą trójkę pokonuje w tempie 3:49 min/km i kończę zadanie pod hotelem.
Idealnie – zostało mi niecałe 3 kilometry swobodnego biegu, a my ponownie wracamy do parku. Całą ciężką robotę wykonuje poza parkiem, a kiedy jesteśmy ponownie w magicznej krainie ja znów mogę cieszyć się tym, że znalazłem się w takim miejscu. Na kilometr przed metą widzę chłopaka, który ewidentnie nie ma już siły. Dopinguje go i proponuje mu, żeby biegł ze mną. Tak wspólnie dobiegamy do mety, a na ostatnich metrach zwalniam, dając mu możliwość wbiegnięcia na metę przede mną. Odbieram medale (jeżeli uczestniczyłeś w obu biegach – na 10 i 21 km, dostajesz dodatkowy medal wyzwania Bibbidi Bobbidi Boo) i to nie koniec biegu. W planie 23km, więc krążę sobie jeszcze po parku dorabiając swoje 2 km.
Jeżeli ja mogłem zrobić tu taki mocny trening, to naprawdę musi się tu dziać magia !!!
Magiczny biegowy weekend to naprawdę niesmaowicie spędzony czas – całkowicie inny, od tych, kiedy jedziemy na zawody – wtedy ścigamy się z czasem – tu tak naprawdę im dłużej jesteś na trasie tym lepiej – podczas każdego z biegów masz możliwość przeżycia niesamowitej przygody. Czytałem relację Kasi z biegu i muszę się z nią nie zgodzić. Postacie bajkowe są na trasie :) Przybijałem piątki z Królem Lwem, Diasy, Star Warsami, czy też Ratatuje. Tu najważniejsze jest mieć oczy szeroko otwarte, a na bieganie na wynik przyjdzie pora innym razem! Szczerze Wam polecam, może pojedziemy tam za rok razem? I na koniec powiem Wam jedno …
„Nigdy nie chcę być dorosłym mężczyzną! Chcę na zawsze pozostać małym chłopcem i bawić się.”
Piotruś Pan
– nie ma żadnych losowań – na bieg można zapisać się na stronie http://run.disneylandparis.com/
– koszt pakietów w 2017 roku: 10km – 55 EUR, półmaraton – 75 EUR
– w cenę pakietów nie jest wliczone wejście do parku – można kupić taniej przy zapisywaniu się na biegi. Normalna cena za 2 dni do 2 parków – 150 EUR – pełen cennik: http://www.disneylandparis.co.uk/
– hotele – w okolicy jest mnóstwo miejsc, które można zarezerwować taniej z wyprzedzeniem (200 EUR za 2 noce na 3 osoby) – jest też kilka hoteli na terenie parku – dużo droższe, ale niewątpliwie wygodą jest bycie od razu na miejscu, szczególnie w przypadku biegów startujących o 7 rano. Można zarezerwować pełne pakiety: bieg, wejścia do parku, hotel z dużą zniżką
– przelot – tanie linie do pod paryskiego lotniska – 200-300 zl w dwie strony, później samochód (100 EUR na 3 dni na nawet 5 osób)
– inne – w parku myszka miki jest wszędzie i nawet jak jesteś już po 30-tce to i tak chętnie byś wszystko wykupił, więc warto mieć kilka euraków ze sobą więcej.