fbpx

Po drugiej stronie

Published on: 28 czerwca 2016

Filled Under: Motywacja, Triathlon

Views: 5716

Tags: , , ,

Triathlon to przede wszystkim emocje, nerwy i zawsze wielka niewiadoma. Kiedy stoję na mecie, wpatruje się na zmianę w zegar i na niebieski dywan, uciekające sekundy trwają jak godziny. W minioną niedzielę te blisko 10 minut trwały całą wieczność…

Niedziela – 5ta rano. Dzień po zawodach – można by dłużej pospać – nie ma pośpiechu – do zrobienia tylko luźne regeneracyjne 10km. Za mną kilka godzin snu. Poszliśmy spać jak należy, ale temperatura i burza nie pozwalała zasnąć. Błyski rozświetlały pokój jak by był to dzień. Nagle piorun walnął gdzieś blisko … bardzo blisko – wszyscy podnieśliśmy się z łóżek na baczność. W głowie gonitwa myśli – to miał być dobry start – wszystko szło jak należy, jezu jak gorąco, a może to dobrze, że przyszła ta burza – przynajmniej jutro na start Łukasza się trochę ochłodzi … Nie wiem kiedy zasypiam … Dzwoni budzik – od teraz już każda minuta, każda sekunda ma znaczenia i nie ma czasu na zwątpienia. Do startu zostały 3 godziny …

13512014_10154961068659447_1761905797217758871_n

Wszystko jest już przygotowane do wyjazdu – Łukasz ma swoją torbę ze sprzętem, ja plecaczek z aparatem, powerbankiem, żelami i bidonem. Po 40 minutach siedzimy już w samochodzie. Mamy do przejechania około 40 kilometrów, a jeszcze trzeba rower wstawić do strefy, pójść na rozgrzewkę. „Czip masz?”, „Strój startowy?”, „Pianka jest?”. Trochę jak w samolocie – standardowa check lista, upewniająca się, że wszystko co potrzeba jest. To nie jest mój start, a za każdym razem poziom wewnętrznego poddenerwowania osiąga swoje maksymalne granice, a my dopiero w drodze ….

Kilkanaście minut przed 7dmą jesteśmy już w Suszu. Łukasz z rowerem do strefy, a my z Tatą Łukasza jedziemy odstawić samochód. Zabieramy piankę. Kiedy Kalach ostatni raz spogląda na rower i koszyk my znajdujemy się po drugiej stronie ogrodzenia. Trochę jak odwiedzimy za kratami. Treneiro na rozgrzewkę, a my na plażę. Kilkanaście minut przed startem rytuał zakładania pianki. Smarowanie nóg i barków oliwką, naciąganie neoprenu, w końcu zapięcie suwaka i zrobienie pętelki na sznurku. To już jest zawsze ten moment, kiedy wiem, że zaraz wszystko się zacznie. Kop na szczęście i do boju.

FullSizeRender_1

Punkt 8ma sygnał z trąbki ogłaszający start. Teraz przed nami 25-30 minut wielkiej niewiadomej. Z plaży nie widać kto prowadzi, który jest Łukasz, gdzie jest. Tylko spokój może nas uratować. Zaczyna robić się ciepło … Rozdzielamy się. Dorota czeka przy wyjściu z wody, ja stoję już znów po drugiej stronie krat przy rowerze, Tata na wyjeździe. Spoglądam co chwila na zegarek .. czas leci, nagle słychać spikera, że pierwszy jest już po wodzie. Uff … to jeszcze minuta – może dwie i będzie Łukasz. Maciek, Sebastian, Łukasz, chwila przerwy … jest i Filip… O to Kalach powinien zaraz być. Liczę ile osób już wyszło, co chwila patrzę na zegarek, a jednocześnie w dal, na wbieg do strefy … DAAAAAAWAJ KALACH … wbiega. 3 minuty straty do pierwszego. Jest lekkie poddenerwowanie, bo myślałem, że będzie bliżej lidera, ale nie takie straty się odrabiało :) Wychodzi jako 11 z boxu …

FullSizeRender_3

90 kilometrowa trasa rowerowa podzielona jest na dwie pętle. To daje nam możliwość zobaczenia Łukasza tylko raz po godzinie i kilku minutach. Na całe szczęście w Suszu całkiem sprawnie działają wyniki online. Co chwila ktoś piszę do mnie na fejsiku, a ja odpowiadam jedno. „Wyłączam internet, bo zaraz mi telefon padnie. Jak coś to dzwońcie”. Z Michałem jestem cały czas na gorącej linii. Po kilkunastu minutach telefon – na 17 kilometrze jest już 6ty … Ma o półtorej minuty lepszy między czas jak pozostali. Taka wiadomość zawsze dodaje trochę otuchy, a jednak nadal wszyscy zdenerwowani czekamy … Mija 90 minut wyścigu – zaraz powinni być … W końcu widać motor … za nim pojawia się pierwszy kolarz – czarny strój, biały kask … wydzieram się znów DAAAAAAAAWAJ KALACH … Dorota mówi – TO NIE ON … ma żółte buty. To Maciek – który był pierwszy z wody. Po 50 sekundach sytuacja się powtarza … czarny strój, biały kask – tu już nie ma wątpliwości – DAAAAAAAAAAAAWAJ ŁUKASZ … idzie jak zły. Na jednej pętli odrobił już 2 i pół minuty. Uff … to wskazuje na to, że powinien pierwszy zejść z roweru … Pamiętajmy jednak – medale rozdaje się na mecie. Przed nami znów ponad godzina niewiadomej.

FullSizeRender_7

Tu jednak nie ma czasu na plażowanie. Trzeba już iść na punkty żywnościowe rozmieszczone dookoła jeziora. Torba chłodząca z workami lodu i drałuje na punkt oddalony o 3.5 km od mety. Idę w przeciwnym kierunku do biegu. Po tej samej trasie po której dzień wcześniej walczyłem ze słońcem. Czuję jak pot leje mi się z głowy, nawet spływa po plecach za spodenki … Jest coraz cieplej, a będzie jeszcze gorzej. Idę i lecą mi łzy. Wiem, ile pracy Łukasz wkłada w swoje przygotowania. Wiem, że to jest jego dzień i, że nie powinno nic stanąć już na drodze do zwycięstwa, ale jednak sport jaki jest każdy wie. Zawsze może być jakiś defekt na rowerze, pogoda też zaczyna zbierać swoje żniwa… Co chwila dzwoni Michał i mówi co dzieję się na relacji na żywo. „Jechał po jakiś polach, a teraz skręcił w prawo i są jakieś zabudowania” … szybka analiza i już wiem gdzie jest – zostało mu jakieś niecałe 10 kilometrów roweru. Dzwonię do Doroty powiedzieć, że zaraz będą a sam zaczynam biec do punktu. Jestem cały mokry … mam ochotę wziąć lód dla siebie … nie mam nic do picia ze sobą i jestem głodny :)

Kiedy dochodzę do punktu słyszę przez jezioro, że Łukasz schodzi już z roweru. Powinien być u mnie za jakieś 20 minut. Pomagam trochę wolontariuszom, podbieram też im jeden kubeczek picia. Po chwili znów dzwoni telefon – drugi Michał Podsiadłowski jest za Łukaszem 2 minuty po rowerze, a grupa pościgowa ma blisko 6 minut straty. Kilka minut później znów telefon. Na drugim punkcie Michał 4 minuty za Łukaszem, reszta 7 minut … Jest dobrze. W końcu wyłania się pilot na rowerze, a za nim Łukasz. Podaję bidon i worki z lodem … przy tym osiągam prędkość 3 min 40 sek na kilometr. Muszę jeszcze popracować nad sobą, bo przydałoby się zrobić jeszcze fotkę …

FullSizeRender_6

I znów czekanie … Tak około 26 – 28 minut. Dzwoni telefon – Michał online podaje, że pierwsze kółko niecałe 26 minut. Czekam … Mija 26 … 27 … uff jest – trochę zwolnił, ale przewaga wciąż się powiększa. Teraz już 9 minut przewagi. W biegu chwytam jeszcze butelkę wody odkręcam i podając krzyczę „Do zobaczenia na mecie”. Szybka kalkulacja – mam około 28 minut na 3 kilometry (Kalach zrobi w tym czasie 7 …). Musze biec – może nie szybko, ale truchtać. Przy mnie jakiś zawodnik ma pierwsze oznaki kryzysu. Motywuję, żeby nie zatrzymywał się – i cały czas biegł. I tak biegniemy ramię w ramię. Po chwili muszę się na chwilę zatrzymać. Nie jest łatwo z manatkami biegać w takim upale. Spoglądam na zegarek i znów wracam do biegu.

FullSizeRender_5

Meta – na zegarze 3 godziny 50 minut…. wychodzi mi, że za jakieś 5 minut Łukasz powinien być. Nie wiem czy dobrze liczę, może zabrakło mi stref zmian, a może dobrze. Czekamy. Zaczyna się nerwowe odliczanie. 3:55 na zegarze – taki czas obstawiała Dorota w konkursie. 3:56 … 3:57 … o to mój czas … ale jego wciąż nie ma. Sędziowie też nie wiedzą … Co chwila ktoś wyłania się na rowerze a za nim biegacz, krzyczę DAAAAWAJ ŁUKASZ ale to jeszcze inni zawodnicy … Zegar pokazuje 4 godziny … Asia stojąca obok pyta – „A on po bułki pobiegł?” Zdenerwowanie sięga zenitu … Już blisko 4:05 i w końcu jest … powoli nadciąga …. Okrzyki DAWAJ DAWAJ DAWAJ … przybijanie piątek i jest już z nami ….

FullSizeRender_2

W oczach łzy szczęścia, nawet teraz kiedy to piszę się rozklejam. XXV Susz Triathlon – kolebka polskiego triathlonu – afrykańskie warunki, a Łukasz udowadnia w jakim stylu wygrywa się zawody.

13501956_10154967767914447_5641781537372709283_n

Mój triathlon to zabawa i nawet jak stracę dwie – trzy minuty to świat się nie skończy. Kibicowanie Kalachowi jest tak samo fascynujące i emocjonujące gdy jak sam jestem po drugiej stronie. Dzięki Łukasz za pokazanie mi triathlonu i za te emocje, które dostarczasz za każdym razem. No i prośba na następny raz … nie trzymaj nas tak długo w niepewności … !

#DAWAJKALACH !!!

PS. Buciki Nike Pegasus 33 w konkursie #ranneptaszki kontra #nocnemarki wędrują do Mariusza Grzybowskiego :) Najdluzszy dzien – start o 16:47 i 16,47 kilometra plus kupa od ptaka mnie przekonała :) Na szczęście była :) 13524276_829503397180122_1362180005308505614_n

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *