fbpx

Sieraków 2020 – triathlon, który miał się nie odbyć …

Published on: 2 czerwca 2020

Filled Under: Triathlon

Views: 4168

Tags: , , ,

Sieraków to miejsce bliskie mojemu sercu. Za każdym razem, kiedy przekraczam bramę ośrodka TKKF wracają wspomnienia z dzieciństwa. Zapach stołówki ten sam. Domki te same. Ćwierć wieku temu w jeziorze Jaroszewskim zdobywałem kartę pływacką i żółty czepek. Pięć lat temu zadebiutowałem na 1/4 w triathlonie. Nie ma drugiego miejsca na ziemi, w którym co roku nie znalazł bym się w tym samym dniu. Koniec maja oznacza zawsze jedno – weekend i triathlon w Sierakowie. W tym roku nie mogło być inaczej …

Odwołane zawody? Brak konkretnego celu? Spadek motywacji? Nie ze mną te numery. O ile koronawirus jasno chciał powiedzieć – nie wystartujesz w tym roku w Sierakowie, ja na to odpowiadam – SPRAWDZAM CIĘ!

Jeszcze w czasach kiedy wszyscy byliśmy zamknięci w domach zaproponowałem znajomym, żebyśmy spędzili jednak ostatni majowy weekend w Sierakowie. To miejsce ma swój klimat i mimo, że jest dziwnie pusto, kiedy nie ma rozstawionej mety, nie zjeżdżają się triathloniści to zawsze to świetna okazja do spędzenia wspólnego czasu z dala od miasta w klimatycznych domkach, które pamiętają jeszcze czasy w których w Sierakowie byłem na koloniach.

Początkowo chciałem zrobić sobie połówkę … negocjacje z Kalachem początkowo z rozmowy – chciałbym dla zabawy zrobić sobie 1/2 – bo kiedy jak nie teraz – zamieniły się w merytoryczną dyskusję – niech ten „start” – sprawdzian będzie czymś, co pozwoli poprawić Ci się w przyszłości.

Padło więc na klasyczną ćwiartkę, z tą różnicą, że zrezygnowaliśmy w tym roku z biegania po lesie, a postawiliśmy na szybkie bieganie po płaskim. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to, że Sieraków i płaskie to jednak niezły antonim.

Cały poprzedni tydzień był dość ciekawy. Kiedy patrzyłem na TP, to nie przypominało to tygodnie przedstartowego. W środę biegałem 10 kilometrów drugiego zakresu, w czwartek zakładka z mocnym rowerem. Piątek to godzina rozbiegania z krótkim akcentami na rozkręcenie nogi i pływanie … A gdzie zluzowanie przed sobotnim startem? Tego nie było … Nie było też żadnego spinania się na ładowanie węglami … Wieczory w Sierakowie spędzaliśmy przy grillu, winie i kaszance …

Wystrzał startowej armaty zaplanowaliśmy na 10 rano w sobotę. W piątek podczas grilla nastąpiła odprawa organizatorów. Michał (mój przyjaciel, który 10 lat temu kupił mi pierwsze buty do biegania) został Dyrektorem Zawodów, oraz kierownikiem stref zmian. Renia z Mileną zarządzały strefą startową, oraz liderowały wolontariuszom na trasie biegowej.

Każdy z nas miał inny pomysł inny pomysł na ten dzień. Asia np. była najbardziej zadowolona z T1 – po pływaniu skoczyła do łazienki wysuszyć włosy i założyć cieplejsze ubrania. Arek zrobił triathlon w zamienionej kolejności. Ja chciałem zrobić wszystko tak samo jak by były to prawdziwe Sierakowskie zawody, łącznie z podbiegiem i długim dobiegiem do strefy zmian. Tak też było …

Wystartowaliśmy parę minut po 10 … Pływanie było lekko na czuja – nie miało do końca znaczenia, czy popłyniemy 900 czy 1000 metrów … Bardziej chodziło mniej więcej o zachowanie dystansu. Strategia – 450 metrów wgłąb jeziora, nawrotka na prawe ramię … Około 100 metrów równolegle do wybrzeża, i powrót nawigując na CUKRUSIA przy plaży. Arek był moim pacerem tego dnia. Jedyne na czym musiałem się skupić to trzymanie bąbelków przede mną. Kiedy dla mnie pływanie w okolicy 1:35 na setkę podczas zawodów to tempo wymagające konkretnego wysiłku to dla Arcziego to luźne rozpływanie. Wyglądało to trochę komicznie, bo kiedy wystawiałem głowę, co by sprawdzić nawigację widziałem jak przede mną Arek płynął czasami na plecach … I tym sposobem napływaliśmy 999 m w 16 min 30 sekund, co dało 1:39 / 100 m. To dało by wynik w okolicy 15:40 na ćwiartce … Pływałem szybciej, ale jak na blisko trzy miesiące bez basenu to wstydu nie ma.

Na brzegu szybko zdjąłem piankę i założyłem buty do biegania i udałem się w pogoń do strefy zmian, którą zorganizowaliśmy na przystanku autobusowym, na wysokości bramy wjazdowej do ośrodka. W tym samym miejscu, gdzie podczas zawodów znajduje się rowerowa belka startowa. Tam czekała część osób, która dołączała na część kolarską.

Od razu ruszyłem mocno … to na co musieliśmy mocno zwrócić uwagę na trasie, to otwarty ruch drogowy, szczególnie podczas newralgicznych miejsc podczas zakrętów. Połowę udało nam się pokonać „bez kolizyjnie”, czasem jednak musieliśmy wyhamować praktycznie do zera.

Dość szybko podzieliliśmy się na dwie grupy – tych co zapierdzielali jak dziki, i grupę pościgową w której byłem z Darkiem. Pod górkę udawało mi się czasem odjeżdżać, a z górki Darek wychodził przede mnie i starałem się łapać koło. Tak – tym razem nie patrzyliśmy na draft – to na czym najbardzej mi zależało to pojechać jak najmocniejszy rower patrząc na wygenerowaną moc.

Po raz pierwszy też w Sierakowie wiało „na odwrót”. O ile co roku wolniejsza była część po drugiej stronie jeziora, z podjazdami, a nadrabiać można było na powrocie podczas rolling hills, w tym roku wiatr był sprzyjający przy podjazdach. Droga powrotna przy długim zjeździe nie wychodziła tak szybko jak kiedyś z uwagi na mocny w morde wind.

Po 1:14 byliśmy już po rowerze. Pojechałem 16% mocniej jak rok temu, na poziomie 98% FTP. Strefa zmian na tym samym przystanku i po niecałej minucie ruszyłem już na bieg … z tym samym numerem startowym co 5 lat temu … też 30 maja.

Tym razem nie wbiegliśmy do magicznego lasu … W zamian zapewniłem sobie niesamowite 26 okrążeń na stadionie. Dzięki temu można było skupić się na mocnym i stałym biegu. Ostatnio bardzo dobrze mi się biega i po cichu liczyłem na złamanie 40 minut na dyszkę … Już od pierwszego kilometra wiedziałem, że łatwo nie będzie … jednak mocny rower dał się we znaki. W pewnym momencie nawet też miałem pomysł, żeby uciec ze stadionu, bo już mnie trochę męczyło to bieganie w kółko. Jednak to pozwalało na stały dostęp do picia, czy żeli, dzięki niezawodnemu supportowi jaki mieliśmy.

Jedyną rzeczą jakiej brakowało mi podczas biegu to elementu ścigania. To ono zawsze najbardziej pomaga mi rozkręcać się, kiedy gram w grę eliminowania osób przede mną … Myślę, że dzięki temu mógłbym jeszcze coś urwać … Kółka mijały jedno po drugim, i tak po przebiegnięciu 10.55 km zatrzymałem zegarek z czasem 42:30. To dało tempo 4:02 / km a więc około 40:20 na dyszkę … Zabrakło tych „szczęśliwych” 21 sekund do złamania bariery 40 minut, jednak to było moje najmocniejsze bieganie w triathlonie do tej pory. Jest dobrze … będzie jeszcze lepiej!

Ta relacja tak naprawdę nie powinna postać … odwoływane kolejne zawody powodują, że wiele z nas traci motywację, ale przecież szczęściu trzeba czasem pomóc. Bez zawodów, a jednak z nowym solidnie poprawionym wynikiem. Oczywiście nie można ich do końca porównywać, bo bieg łatwiejszy, jednak z drugiej strony o pół kilometra dłuższym. Koniec końców zegarek zatrzymałem z czasem 2:20:24, co dało mi największą poprawę rok do roku odkąd startuje w Sierakowie. Zawody bez medalu, ale z jaką satysfakcją!

RokWynikRóżnica
201502:32:25
201602:29:5500:02:30
201702:28:5400:01:01
201802:25:2500:03:29
201902:25:1400:00:11
202002:20:2700:04:47

To był niesamowity sportowy weekend – w ramach odpoczynku w niedzielę ruszyliśmy jeszcze ekipą na 80 kilometrów roweru. Na prawdę szanuję, że wszyscy wstali rano i dotarli na ten „rozjazd”. A teraz czas dalej trenować i do zobaczenia w Sierakowie za rok … mam nadzieję, że już z całą triathlonową rodziną!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *