Kochany Wirtualny Dzienniczku treningowy,
Sam nie wiem od czego zacząć … ten tydzień mógłbyć taki, że skończę go na tarczy, ale udało się wyjść z niego razem z tarczą … czuć już, że zaczęło być luźniej – w końcu już za tydzień pierwsze mocniejsze starcie w tym sezonie. A, że do startu już blisko to i było też trochę strachu, kiedy ni stąd ni zowąd zaczęły boleć plecy. Był też i dzień kryzysu na basenie (to już drugi w ciągu 3 miesięcy – więc chyba nie jest tak źle). Ale były też i dobre dni :) Dobre szybkie bieganie, i sporo odpoczynku, tak więc było całkiem nieźle, bo i czas na przygotowanie mentalne głowy był :) Ale po kolei …
Poniedziałek, 2.7km pływania, 11,2 km biegania
Powoli już się przyzwyczaiłem do tego, że w kombinacji pływanie i bieg jednego dnia – to rano musi wygrać wizyta na basenie – jedynie z czysto logistycznej wygody. Przy dość mocno zaplanowanym dniu, ta logistyka jest dość znacząca, ale jak się okazuje czasami i w niej jest przysłowiowy pies pogrzebany. Faktem jest, to iż rano pływalnia jest mniej oblegana, prawdą jest jednak też i to, że liczba szkół pływania rośnie w tempie potęgowym bądź logarytmicznym jak kto woli. To wpływa liniowo na to, że baseny z rana też w pewnym momencie stają się wypełnione przez rezerwacje i w pewnym momencie ktoś stuka Cię w głowę i mówi, że musisz opuścić tor bo jest rezerwacja… cóż … pokornie zabrałem manatki i poszedłem do szatni. Dobrze, że chociaż wszystkie tempowe zadania udało mi się zrealizować zgodnie z planem, a jedyne co opuściłem to ostatnie 500m rozpływania zmiennego z ćwiczeniami na nogi.
Wniosek: Do wody trzeba wchodzić punkt 6 jak otwierają basen, bo wszędzie od 7:30 już nie ma gdzie pływać :)
Wniosek 2: Wyczuwam interes na otworzenie pływalni dla triathlonistów – takiej gdzie nie będzie szkółek pływackich ani tych tri, ani tych szkolnych – otwarta tylko dla trenujących :)
Po południu, jako, że w planie był dentysta to i bieganie w innej części stolicy :) Kępa potocka o zachodzie słońca wygląda przepięknie.
Wtorek, 65km kręcenia na rowerze
Zaczynam odczuwać wrażenie, że to już jedne z ostatnich treningów gdzie kręce w domu przymocowany do trenażera. Powoli zaczyna robić się ciepło, więc będzie moża pokręcić już na zewnątrz, a najfajniejsze będzie w tym odkrywanie nowych tras i miejsc gdzie pojeździć.
Tym razem ciekawy trening bo piramidka malejąca, a później rosnąca – główne zadanie to szybkie kręcenie (kadencja ok 90 – 100) w czasie 10/8/6/4/6/8/10 minut z przerwą 3 minut luźnego kręcenia :) Fajne – tyle mogę powiedzieć :)))
Środa, 2.8km pływania + ćwiczenia ogólnorozwojowe
Tego pływania to w zasadzie w ogóle mogło by dla mnie nie być. Tak jak w poniedziałek spokojnie pływałem 12×50 po 48 sekund / 6×100 po 1:50 to w środę pływanie setki po 1:50 było dla mnie maksem nad maksy. Pływanie z bojką wychodziło mi wolniej niż normalnie rozpływanie bez – po prostu kryzysowy dzień, ale takie dni też muszą być :)
Spodziewałem się, że wieczorne zajęcia na sali też raczej będą kryzysowe, a tu o dziwo ćwiczyło się bardzo dobrze i nawet znienawidzone pompki przeze mnie pompki na zmęczonych po pływaniu rękach dało się robić bez problemowo. No cóż taki był poranek :)
Czwartek, Wytrzymałość tempowa 5x2000m
Wspominając o strachu miałem na myśli właśnie ten trening. 3 km rozgrzewki na stadion, przebranie się w startówki i jeszcze 3 przebieżki na dogrzanie. Kończąc trzecią poczułem coś w plecach, tak, że ciężko było się schylić – pomyślałem, pewnie jakoś źle nogę postawiłem. Poświęciłem kilka dodatkowych minut na rozgrzanie i porozciąganie i bólu nie było. Zacząłem biegać dwu tysiączki – miało być po 4:20 … wychodziło szybciej, tak, że zawsze dwa ostatnie okrążenia musiałem zwalniać co by nie kończyć za szybko … Cały czas miałem wrażenie, że truchtam, a nie biegam w tempie około startowym.
Na stadionie pojawił się też Hubert, który tylko do mnie krzyczał, że zaraz zadzwoni do trenera i powie, że się opierdzielam na pierwszym torze :) Na koniec zmierzył mi kwas i mimo, że kończyłem za szybko zadania to okazało się, że nie zakwasza mnie to w ogóle – potwierdziło to tylko, że jestem w stanie działać na wyższych obrotach.
Wracająć do kręgosłupa w ciągu dnia czułem, że boli jak się schylam – podejrzewałem, że albo jest to po zajęciach na sali bo kiedyś podobny ból miałem po zajęćiach z martwym ciągiem, albo mnie pospinało więc na wieczór od razu pojechałem na masaż – znów natrafiłem na masażystkę, która kiedyś biegała 400m przez płotki – ból trochę ustapił, ale nadal coś było czuć – wniosek z tego był taki, że solidnie mnie pospinało, tak więc na następny dzień wizyta u fizjo musiała być grana
Piątek, 2.2 km pływania, 1h roweru
Szczęście w tym wszystkim było takie, że plan treningowy zakładał pływanie, więc nie musiałem odpuszczać treningu z rana bo basen jest idealny na plecy. Miałem same ćwiczenia na ręce tak więc idealnie pomagało to w rociąganiu pleców. W ciągu dnia wizyta u Andrzeja, i wiadomo było już, że coś tam się poblokowało – trochę trakcji i masażu i wyszedłem jak nowy człowiek. Co prawda jeszcze trochę bólu było wyczuwalne ale z godziny na godzien było lepiej.
Końcówka dnia z godzinnym rozjazdem :) Śmieszne takie treningi bez zadań – tak siedzieć i kręcić jak chomik w klatce. No ale to dla podtrzymania formy :)
Sobota, 12km + 5×100/100, Bieganie na śniadanie
Hmm… krótkie rozbieganko przed bieganiem na śniadanie a później laba? No już dawno nie było takiej soboty z jednym treningiem :)
Znów udało mi się pobiegać po budzącej się do życia Warszawie, cyknąć parę fotek i dobiec na 8 do Być Może by dalej wspólnie potruchtać i poplotkować przy śniadaniu.
Niedziela, 8km + 10×200/200 + 2km
Ostatni mocny akcent przed półmaratonem na 7 dni przed to mocne bieganie dwusetek. Miało być po 41 sekund, wychodziło po 37-38, ostatnia w 34 co pozwoliło upewnić głowę w tym, że jest moc :)
Popołudniu zamiast biegać kibicowanie na półmaratonie w Wiązownej. Czytałem już w sieci, że ten bieg to beznadzieja, bo kibice nie mają co robić, że nie ma gdzie zaparkować samochodu, i że wieje wiatr … Cóż .. czasem ludzie szukają negatywów – ja tam uważam, że kibic to jedzie kibicować a nie siedzieć w knajpie, wiać to nie wiało jakoś bardzo, a takie lokalne biegi mają swój urok i jak dla mnie są o wiele fajniejsze od tych wielkich organizowanych w mieście.
Luty
Mam pomysł na podsumowanie miesiąca, ale na ten musicie trochę poczekać – mam nadzieję, że da się stworzyć w tygodniu, a jak nie to obiecuję, że powstanie w samolocie, gdy będę leciał do frankfurtu po nową życiówkę w półówce :)