W czasach naszego dzieciństwa, kiedy za klockami LEGO trzeba było chodzić po PEWEX-ach każdy miał jakiegoś wujka, albo ciocię z ameryki, którzy byli w wielkim świecie zza daleką wodą. Jedni marzą o amerykańskim śnie i życiu w tym kraju, dla innych to całkowicie nie ta bajka. Spędziłem tu sporą część swojego życia, pracując jako wychowawca na obozie dla amerykańskich, HR manager w parku rozrywki i zawsze z miłą chęcią wracam do wujka SAMa. Dziś lekko z przymrużeniem oka – 10 rzeczy, za które lubię Amerykę.
1. Zapach
Nie wiem czy tylko jak tak mam, ale czuje to zawsze jak tylko wysiądę z samolotu. Zaraz po opuszczeniu pokładu czuć Amerykę – to taka trochę mieszanka zaduchu z odświeżaczem do powietrza i pewnie jakimś płynem do mycia podłóg, ale jak to czuje, to wiem, ze jestem już w wielkim świecie.
Woda w łazience ma swój charakterystyczny zapach, klimatyzacja w metrze, nawet powietrze na ulicy pachnie inaczej. Lubię tu wracać właśnie dla tego zapachu …
2. Przechodzenie na czerwonym świetle
Światła dla pieszych w dużych miastach są chyba tylko dla zasady. Tu pieszy dyktuje zasady. Jak masz ochotę przejść – po prostu idziesz. Obok może stać radiowóz, kilku policjantów, a Ty idziesz i masz ich w nosie. Bardziej niebezpieczne od samego przejścia jest powrót do Polski, kiedy się zapominasz i BOOM … 100 zł mandatu …
3. Ludzie i ich otwartość
Każdy dla każdego jest miły. Pytanie “How are you?” można początkowo znienawidzić, bo każdy się pyta, a Ty myślisz sobie – co Cię to obchodzi – przecież w ogóle się nie znamy. Możesz mieć właśnie beznadziejny dzień, ale i tak odpowiadasz, że wszystko super. Tak naprawdę to, często jest to pytanie rzucane w powietrze, bez oczekiwania na konkretną odpowiedź, ale jak dla mnie to super sposób na pozytywne nastawienie do życia. Idąc do banku wypłacić pieniądze, kasjerka nie robi Ci problemu, że zawracasz jej tyłek, tylko pyta jeszcze w jakich banknotach. Idąc do restauracji kelnerka stara się o to, żebyś wyszedł zadowolony – z miłą chęcią podpowie co zjeść, zagada z żartem a na koniec na rachunku narysuje coś fajnego lub napisze zwykłe “THANK YOU” Ludzie ze sobą rozmawiają – wsiadasz do pociągu koło Ciebie siedzą całkowicie obcy ludzie, a po chwili rozmawiacie o wszystkim. O pracy, o podróżach, czy o swojej rodzinie. Mega sprawa!
4. Najlepsza pizza i chińczyk na świecie.
Zawsze się śmieje, że to właśnie w Ameryce można zjeść najlepszy włoski placek, czy azjatyckie noodle. China Buffet – all you can eat może często przysporzyć o ból brzucha, ale człowiek jak zobaczy restauracje w której płaci 12 dolarów i może jeść do woli czasem nie ma opanowania. Moja pierwsza wizyta w takiej knajpie nie skończyła się dobrze – cały wolny dzień spędziliśmy z kumplem i jedliśmy, jedliśmy i jedliśmy. Jedzenia jest mnóstwo i można wybierać w różnego rodzaju mięsach, owocach morza – jest też i pizza :) Na koniec obowiązkowo lody i ciasteczko z wróżbą. Znajdziecie takie knajpy wszędzie! A pizza? Najlepsza w Nowym Jorku na rogu Broadway i 110 W street. Korneets – Jumbo kawałek ma pewnie milion kalorii, ale dla tego smaku warto czasami zgrzeszyć. Jedzenie jest w ogóle amerykańskim sposobem na życie – mało kto je w domu. Rano po drodze zajeżdżają po kawę, a wieczorem po pracy umawiają się na kolacje ze znajomymi. To bardzo fajnie buduje relację międzyludzkie.
5. Pranie
Większość amerykanów nie ma w domach pralki. Głównie ze względu na ubezpieczenie – w obawie, że pralka może kogoś zalać, a ściany w amerykańskich domach są dość cienkie. Pranie robi się w wielkich samoobsługowych pralniach. Schodzisz z torbą (ostatnio podpatrzyłem, że większość idzie z taką niebieską z IKEII) – wrzucasz kilka quarterów (25 centów) i masz godzinkę na zakupy, poplotkowanie z przyjaciółką, albo po prostu siedzisz na miejscu i czytasz książkę. Później podmianka i na kilkanaście minut do suszarki. W Polsce raczej nie do pomyślenia, że wrzucasz rzeczy do pralki, z której każdy może zabrać rzeczy. Dla mnie mogłoby w domu być to trochę ciężkie logistycznie, bo jednak wymaga trochę czasu, ale wysuszone ciuchy bez prasowania mogłyby to jakoś wynagrodzić. Nie trzeba rozwieszać itp :) W trakcie można by napisać jakiś post na bloga? Z ciekawostek, kiedyś tyjąc w Ameryce, moje koszulki i spodnie zaczynały być co raz bardziej obcisłe – wtedy wszyscy mówili, że to przez suszarki kurczyły mi się ubrania – prawda jednak była po drugiej stronie.
6. Ludzie mają wyrąbane na to co inni myślą.
Tu nikt się nie przejmuje tym, co ktoś powie jak wyjdziesz na ulicę w dresie, bez makijażu. Możesz tańczyć sobie w metrze sam do siebie – możesz wyglądać jak dziwak, ale nikt Ci nie zwróci uwagi. Każdy ma swoje flow i robi co chce, i mimo, że dla nas często wygląda to dziwacznie, to za to uwielbiam ten kraj chyba najbardziej – zwyczajnie możesz być sobą w 100%.
7. Zakupy w sklepach
Może nie jest tu już tak tanio jak kiedyś, ale tu aż się chce robić zakupy. Zielone wydaje się o wiele łatwiej, szczególnie jak płacisz kartą kredytową. Co ciekawe, niby taki wielki świat, a karty z chipem, czy PAY PASS to dla nich dopiero nowość. Za to wciąż w obiegu są czeki … Lubię wchodzić tu do supermarketu, gdzie warzywa i owoce zachęcają do jedzenia. Lubie gotowe pudełka, gotowe do kupienia i zjedzenia – prawie jak moje LightBox :) . To może być pokrojone mango, a równie dobrze zupa dnia, czy jakaś chińszczyzna. W supermarkecie możesz zrobić sobie sałatkę według własnego uznania. Idąc do sklepu mało kto przymierza ubrania. Bierzesz co Ci się podoba, idziesz do domu a później oddajesz. Przy wyprzedażach jest szał. Szczególnie na Święta Bożego Narodzenia. Sporo ludzi przed świętami kupuje rzeczy, po czym wracają pierwszego dnia po świętach kładą towar na ladę i mówią, że chcą to wszystko zwrócić, ale zaraz chcą to kupić jeszcze raz. Wszystko dlatego, że właśnie zostały przecenione o 50%….
8. Aktywność fizyczna
Na każdym rogu ktoś coś robi. Parki wypełnione są po brzegi biegaczami, ludźmi grającymi w piłkę, koszykówkę uliczną. Panowie biegający bez koszulek, dziewczyny w krótkich topach. I to nie z najnowszych kolekcji marek sportowych. Luźny bawełniany szary t-shirt, czy przyduże krótkie spodenki. Tu nie ma ścigania się z czasem – na bieżni w parku po pierwszym torze truchta sobie Pani, albo ktoś jedzie na rowerze. Na pewno by mnie to denerwowało, gdybym miał właśnie zrobić tempowy trening, ale widać, że to jest kraj, gdzie sporo osób robi coś dla siebie.
I dobrze, bo jednak z nadwagą to jednak mają tam bardzo duży problem, ale co się dziwić, jak na śniadanie można zjeść spokojnie jak za cały dzień?
9. Prostota
Za mistrzostwo świata, prawdziwy majstersztyk uważam planowanie miast w Ameryce. Ba! Nie tylko miast, ale całej sieci autostrad i dróg. Kiedy jedziesz autostradą, masz 4, czasem 5 pasów w jedną stronę to zastanawiasz się jak to ktoś kiedyś zaplanował. Często drogi wplecione są w budowę budynków. Tunele, mosty – wszędzie dojedziesz bez problemowo.
Nie ma tu za dużo wymyślania nazw ulic, są Aleje i ulice oznaczone kolejnymi numerkami. Na takim Manhattanie aleje idą góra dół, a ulice w poprzek. Jak chcesz znaleźć jakieś miejsce to wystarczy, że ktoś powie Ci – róg 110 tej i Broadway i bez problemu odnajdziesz to miejsce.
Kiedy jedziesz w nowe miejsce nie musisz martwić się jak zaplanować trasę biegu, żeby się nie zgubić. Można zwyczajnie pobiec kilka ulic w górę, następnie kilka w bok, w dół i znów w bok i znajdziesz swój dom.
10. Musicale
Tego mi w Polsce najbardziej brakuje. W Nowym Jorku każdego dnia masz możliwość wyboru jednego z kilkudziesięciu spektakli. Na Broadwayu nie trzeba wydawać majątku. Możesz kupić bilety w normalnej cenie, ale możesz spróbować też szczęścia. Zazwyczaj na 3 godziny przed spektaklem organizowane są loterie. Wrzucasz swoje nazwisko, a za chwilę losują dwadzieścia dwuosobowych zaproszeń – po 20 dolarów każde – a na dodatek siedzisz w pierwszym rzędzie.
Nie ma tu spiny na odpicowywanie się na wyjście do teatru. Musical, stand up, czy teatr – podejście raczej zbliżone do kina. Lubię ubrać marynarkę idąc w Polsce do teatru, ale jeżeli mógłbym widzieć takie tłumy młodych ludzi szturmujących teatry u nas to jestem skłonny zgodzić się na te krótkie spodenki i luźne koszulki w kuluarach.
Dopiero co wróciłem, a już myślę, kiedy wrócić. Siedząc w San Francisco obcy człowiek widząc moją czapeczkę Bydgoszcz Triathlon zapytał, czy biegłem maraton, który był tego dnia rano. Chwila rozmowy i okazało się, że mieszka w Boulder, Colorado – to taka nasza Spała – super ośrodek to trenowania na wysokości. Wychodząc życzył powodzenia w kolejnych startach. Chwilę później wrócił się, zaprosił do siebie i dał wizytówkę … jak się okazało, kandydat na kongresmena… To chyba świetna okazja, żeby wrócić w Sierpniu przyszłego roku zrobić tam pół Ironmana …
Łukasz!
Jesteś inspiracją! Śledzę Cię od dawna i podziwiam za tą „łatwość” życia! Więcej takich ludzi ;)
Wspaniałego dnia!
mega dziekuje ;-)
Widze opis stanów i widzę że identycznie jak tutaj w Angli ;)
Niekoniecznie pizza bo to akurat nie bardzo…Ale bieganie w dokach w Liverpoolu to cud miód i malina.
Liverpool jest na mojej liscie :)
A ja sie zupełnie nie zgadzam.
Nie kazdemu pauje to samo :) Swiat by byl za nudny, gdybysmy wszyscy byli tacy sami. Dasz znac, czemu sie nie zgadzasz?