fbpx

Jak tak naprawdę poszło w 70.3 IM Dubai?

Published on: 11 lutego 2019

Filled Under: Triathlon

Views: 4752

Tags: , ,

Triathlon to taki dziwny twór ludzkiej chęci przekraczania granic. Dalej, mocniej, więcej, szybciej – i to wszystko na trzy różne sposoby, bo przecież życie było by za proste gdyby w nim tylko biegać tak jak kiedyś. Jednak to właśnie połączenie pływania, jazdy na rowerze i na koniec biegania powoduje jednak, że mimo wyrzeczeń podczas treningów, często bólu i kryzysów na trasie zaraz po przekroczeniu linii mety myślimy, już o tym gdzie kolejny start.

Dubaj był kolejnym przystankiem na mojej triathlonowej mapie świata. Przed startem padały pytania na jaki wynik się nastawiam, a ja zgodnie odpowiadałem, że zobaczymy co będzie 1 lutego. Na końcowy wynik na mecie poza samym wytrenowaniam składa się tyle zmiennych na które nie mamy wpływu, że celowanie w konkretne cyferki po przekroczeniu mety jest czymś za co nie lubię triathlonu. Pływanie w jeziorze vs pływanie w oceanie, wiatr na rowerze, profil trasy, temperatura – i tak pewnie można by długo wymieniać – każda z tych rzeczy może spowodować, że na trasie będziemy krócej lub dłużej.

Start w Dubaju to niesamowita przygoda. To miejsce dla mnie wyjątkowe, bo to właśnie tam nauczyłem się pływać trzydzieści lat temu. Przebłyski pamięci z lat dziewięćdziesiątych, gdzie na ulicach pośrodku autostrad były jedynie pojedyncze budynki. To było coś wyjątkowego kiedy po przepłynięciu w wodach Zatoki Perskiej wskoczyłem na Borata i pojechaliśmy wgłąb pustyni. Bieg po Dubajskiej promenadzie na zawsze zostanie mi w pamięci – o tym wszystkim pisałem tutaj (KLIK KLIK)

Czas jednak emocje odłożyć na bok i spojrzeć na sam wynik… Czy 4:56:12 to czas z którego powinienem być zadowolony, a może raczej wkurzony? Patrząc na same cyferki, czy czas spędzony na treningach to raczej taki wynik na szkolną tróję (w Debiucie w Kazachstanie zrobiłem 4:47).Po przekroczeniu mety cieszyłem się, że ukończyłem. Nie zastanawiałem się wtedy, czy to dobry wynik, czy zły, chociaż podczas biegu kalkulowałem jak bardzo mógłbym zwolnić, żeby nadal połamać 5 godzin). Wybierając Dubaj, poza tym, że to ciekawe miejsce do odwiedzenia, wiedziałem, że jest to szybka trasa – płaski rower, płaski bieg – czego chcieć więcej? Nic tylko trenować a później cisnąć po dobry wynik… 

Jako analityk postanowiłem spojrzeć w wynik trochę dogłębniej i troche go znormalizować. Zawody zawodom nierówne, a porównywanie czasu między zawodami jest zwyczajnie bezsensu. Jednak o tym jak poszło możemy się przekonać porównując się do osób, które były na tych samych zawodach, czy np ogółu rok do roku – w końcu wszyscy mają takie same warunki (choć i to nie do końca jest prawdziwe – wystarczy, że z upływającym czasem zacznie mocniej wiać).

Pływanie – (na zegarku 34:02 / na macie 34:28 – 97 mce w kategorii / 356)  

To właśnie tu spodziewałem się największej poprawy. W wodzie czułem się przed zawodami co raz mocniej. Czułem flow w pływaniu, a Kuba z którym trenowałem powiedział, że jak nie wyjdę z wody poniżej 32 minut to stawiam kratę piwa … Przez całe 1900 metrów wydawało mi się, że płynę szybko – trzymałem nogi, wysoka kadencja, mocne pociągnięcie i wszystkie te pierdoły, jednak najwyraźniej fala zrobiła swoje. Te 34 minut to takie absolutne minimum, które powinienem popłynąć, ale liczyłem na dużo szybciej. To tylko kilka sekund słabiej jak w Kazachstanie – jednak tam była rzeka, tu otwarta woda z falami. W sierpniu podczas Mistrzostw USA w olimpijce przy dużych falach popłynąłem o 2 minuty dłużej, ale o 400 metrów mniej …). Wydaje mi się, że już lepiej radzę sobie z falami – nie sprawiają mi one problemu, jednak czas zabierają.

135_3rd-2485587-DIGITAL_HIGHRES-2810_003654-24993227

Spojrzałem na wyniki czołówki. Rok temu pierwsze dziesięć osób popłynęło średnio o około 1:30 szybciej. Chłopak z mojej kategorii wiekowej, który startował ze mną w KZ 38:36 vs 36:03 w Dubaju, czyli może jednak nie było ze mną tak źle?

Ocena z pływania – dst+

Rower – (na zegarku 2:35:13 / na macie 2:36:15) – 173 mce w kategorii / 356)  

W Kazachstanie pojechałem 2:36:33, co było dla mnie wtedy kosmiczny wynikiem. W Debiucie liczyłem na średnią w okolicy 33 km/h, a udało się wykręcić 34.5 km/h. Niedowiarki wtedy prosiły o zdjęcia licznika, bo nie wierzyły, że była pełna 90.1 km trasa. Swoją drogą niesamowite jest to, że jak jest dobrze, to nikt nie wierzy, a jak komuś idzie słabiej to wtedy część osób ciśnie, że po co Ty tyle trenujesz jak się tak mało poprawiasz … – pozdrawiam Was serdecznie!). Tu z licznika wyszła średnia 35.3 km/h czyli poprawa o 2.3% w stosunku do Astany …

Trasa w Dubaju była dłuższa o równo kilometr. Gdyby go wyjąć z czasu zamknął bym część kolarską gdzieś mniej więcej w okolicy 2:33:31 – trzy minuty poprawy. To jest gdzieś mniej więcej w okolicy tego o czym myślałem. Myślę, że jazda w tej chwili w okolicy 2:30 jest w moim zasięgu, ale na to najwidoczniej muszę jeszcze nad tym mocno popracować. Jak to ktoś ostatnio do mnie napisał – zrobiłeś duży postęp w pływaniu i bieganiu, ale rower to masz ch… Nie ma co przeczyć – to moja najsłabsza część w tri, jednak dla mnie jechanie 90 kilometrów ze średnią ponad 35 km/h jest czymś na co zapracowałem swoimi treningami – nikt za mnie tego nie pojechał i cieszę się z tego, że robię postęp.

108_3rd-2485587-FT-2810_041363-24993200

Przyznam też, że mimo, że trasa teoretycznie powinna być szybsza to jechało mi się dużo ciężej w Dubaju niż w Astanie. Mój problem to znalezienie złotego środka – jak mocno kręcić, jaką kadencją. Kiedy jadę za mocno, a kiedy się opierdzielam – wciąż szukam tego balansu.

Ocena z roweru – dobry

Strefy zmian (łączny czas – zegarek:7:20, tracker: 5:52 vs Astana 3:51 / 3:15)

Długość stref zmian to jedna z rzeczy jaka mocno determinuje wynik na mecie. Między Astana a Dubajem różnica blisko trzech minut, czyli Dubaj blisko dwa razy dłuższy niż Astana). Tu zarówno T1 jak i T2 poszła jak zawsze sprawnie. Nie ma co się rozpisywać – zadaniowe podejście i sprawa załatwiona.  

Ocena ze stref zmian – bardzo dobry

Bieganie – (na zegarku 1:39:37 / na macie 1:39:39) – 53 mce w kategorii / 356)  

Na każdym triathlonie z utęsknieniem czekam na bieganie – to moja konkurencja. W końcu ja wyprzedzam i dostaję wtedy zastrzyk dodatkowej energii. Po raz pierwszy wybiegając ze strefy zmian czułem pełen luz w nogach. Patrząc na sumaryczny czas pływania i roweru (bez stref zmian) w Astanie miałem za sobą 3:10:18. W Dubaju rozpoczynałem bieg z czasem 3:07:33 … To dawało mi 2 minuty i 45 sekund zysku na życiówce, a bieg powinien być juz moją truskawką na torcie …

Docelowo chciałbym biegać w okolicy 1:30 w połówce (tempo 4:15 min/km) i patrząc na treningi jakie biegałem było to w zasięgu. Trasa płaska jak stół – największy podbieg to krawężnik, jednak tego dnia karty rozgrywała pogoda, i 28 stopni bez żadnego cienia.

Zacząłem ostrożnie – w okolicy 4:25 min/km i tak chciałem trzymać przez pierwsze 2-3 kilometry. Tempo utrzymałem mniej więcej do 4 kilometra, a o żadnym przyśpieszaniu później nie było mowy. Tętno wysokie i jedyne co mogłem robić to starać się nie zwolnić za bardzo, nie mówiąc o przejściu do marszu o którym co jakiś czas marzyłem. Całą trasę dzieliłem na odcinki – od nawrotki do nawrotki – od punkty z wodą i colą do kolejnej zimnej gąbki, którą wkładałem za strój i pod czapkę. Na ile mój mózg jeszcze był sprawny kalkulowałem czy połamię 5 godzin…

106_3rd-2485587-FT-2810_036833-24993198

Patrząc na sam wynik biegu to jest on poniżej oczekiwań – jednak patrząc już, że byłem 53 w kategorii (najmocniejsza moja konkurencja) to jednak pokazuje, że wszystkich składało na biegu, a ja może się właśnie w nim obroniłem?

Ocena z biegu – dostateczny –

Co by było gdyby nie świeciło słońce, były by mniejsze fale to tylko gdybanie… mimo, że nie ma teoretycznego sensu, to spojrzenie na spokojnie na wynik pozwala sprawdzić co zadziałało, a co nie. Definitywnie muszę dalej pracować nad rowerem. Rower, rower i jeszcze raz rower. Muszę chyba też zacząć z kimś jeździć, żeby przepalić mocniej nogę a samemu zyskać może więcej odwagi? Na pewno zaplanuje starty, w których nie będzie liczył się bieg, a rower pojadę na przysłowiowego maksa.

Tego dnia było stać mnie na tylko tyle, albo aż tyle. Ogólnie daje sobie trójkę z plusem, bo za chęci i możliwości na klasówkach nauczyciele nigdy nie dają lepszych ocen. Czy jestem zadowolony? Tak – zrobiłem tyle ile mogłem i mimo, że podczas samego startu myślałem, o tym, że nigdy żadnych Ironmanów, to dziś znów mam motyle brzuchu na myśl o tym, że któregoś dnia zmierzę się z pełnym dystansem.

Dubaj za mną, a dziś ostatni dzień odpoczynku. Od jutra spokojny powrót do treningów. W tym roku na pewno jeszcze dwie połówki na świecie przede mną i kilka innych startów, z których zamierzam czerpać tyle radości ile dał mi Dubaj. Bo to jeden z tych startów, który na długo zostanie mi w pamięci.

Dobrego dnia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *