Godzina 5 – iphone zaczyna powoli wibrować, a po chwili wydawać z siebie spokojną muzyczkę. Czasami wydaje mi się, że jeszcze sen, jednak po chwili jawa zaczyna być co raz bardziej realna. Dla wielu z nas to środek nocy, jednak kiedy wychodzę na poranny trening zaczynam spotykać na biegowych ścieżkach co raz więcej osób. Kolarzy na palcach jednej ręki można policzyć. Jedyny sport, który z natury przypisany jest porannym godzinom to pływanie. Punkt 6ta pływalnie pękają w szwach a znalezienie wolnego toru graniczy z cudem. Można trenować rano? Można – trzeba tylko do tego podejść z głową, a gwarantuje, że cały dzień będzie od razu lepszy.
Pytacie co jem, o której chodzę spać, jak wygląda mój dzień, że udaje mi się wstać rano i zrobić trening. Są takie dni, jak np. wczoraj kiedy mam do zrobienia zakładkę 50 kilometrów roweru i do tego 10 kilometrów biegu. Taki trening to niecałe 3 godziny wliczając domową strefę zmian. Żeby wyrobić się nie na chybcika oznacza to, że najdalej o 5tej muszę być już na treningu – to wcześniej niż przyjeżdża do mnie jedzonko od LightBox :) Ale jeśli dobrze wszystko zaplanować to wszystko jest wykonalne…
Kiedyś sam nie wyobrażałem sobie wstawania o takiej porze. Zbrodnią było dla mnie nastawienie budzika przed ósmą. 8:01 była o niebo lepsza od 7:59 … Czego można było się spodziewać, jeżeli bez większego sensu siedziałem na internetach do północy, a później oglądałem jeszcze jakiś film. Na wczesne wstawanie powoli zacząłem się przestawiać trenując do pierwszego maratonu. Pamiętam, że w środy biegałem drugi zakres (wtedy w tempie 5:20 min/km) i cały trening ponad 20 kilometrów zajmował mi dwie godziny. Żeby być w pracy na ósmą musiałem zacząć wcześniej wstawać. Powoli zacząłem się przestawiać z 7-dmej, na szóstą. W te nieszczęsne środy na 5-tą, ale to był tylko jeden dzień. Kiedy doszedł triathlon to już organizm na stale przestawił się na poranki. Często nawet kiedy nie muszę wstać tak wcześnie i tak budzę się i jestem gotowy do działania.
Teraz nie wyobrażam sobie innej formy trenowania. Uwielbiam trenować o wschodzie słońca. Poranny wysiłek dodaje mi energii na cały dzień, a często po prostu „mam z głowy”. Dzięki temu po pracy mam czas dla siebie – mogę pójść do kina, czy zwyczajnie poleżeć na kanapie. Taka sielanka nie jest częsta – zazwyczaj mam dwa treningi dziennie, a przy pracy w korpo po prostu trzeba jeden zrobić przed …
Jak wstję o piątej rano?
Sprawa jest bardzo prosta – trzeba pójść wcześniej spać. Dla mnie spanie 7 godzin to minimum. Idealnie staram się spać osiem. Sen to przede wszystkim najlepszy środek na regeneracje. Poza tym człowiek wyspany to człowiek szczęśliwy. Gwarantuje Wam, że jeżeli pośpicie te siedem godzin to dźwięk budzika o poranku nie będzie kojarzył się Wam z alarmem bombowym.
Często po pracy staram się też złapać chwilę drzemki. Nawet 5-10 minut pozwala mi się mocno zregenerować i dać siły na dalszą część dnia.
Odpowiadając na częste pytanie – spać chodzę między 21 a 21:30. Zdarza się jednak i tak, że jeżeli chce mi się spać o 19:34 to rzucam wszystko i oddaje się w objęcia morfeusza. Szczególnie jest to śmieszne latem, kiedy jest jeszcze jasno na zewnątrz.
Co jem przed treningiem?
Wszystko zależy od tego jaki mam do zrobienia trening. Jedno jest niezmienne – herbata z cukrem. Jestem dość ciekawym przypadkiem i nigdy w życiu nie piłem kawy, i to słodka herbata działa na mnie pobudzająco.
Nasz organizm ma w sobie spore zapasy glikogenu, czyli paliwa na którym udaje nam się zrealizować trening i tak naprawdę spokojne jeżeli trening trwa do godziny nie muszę nic jeść.
Zazwyczaj jednak staram się zjeść coś lekko strawnego, a zarazem energetycznego. Wybieram spośród:
- wafli ryżowych z czekoladą,
- banana
- bułki z miodem lub dżemem,
- kawałka ciasta drożdżowego.
To co zjesz rano ma za zadanie dostarczyć Ci szybkiej dawki węglowodanów do rozpoczęcia treningu. Sukces jednak tkwi w tym co zjesz wieczorem. Jeżeli czeka Cię następnego dnia z rana mocniejszy trening, warto skupić się nad tym aby kolacja zawierała większą dawkę węglowodanów – niech to będzie makaron, czy ryba z ryżem. Niech nie będzie to jednak porcja obiadowa – na noc masz nie napchać żołądka, a jedynie zwiększyć lekko węgle.
Z czasem jak Twój organizm będzie lepiej wytrenowany energię zaczniesz z łatwością czerpać z tłuszczu. Mi teraz zdarza się iść na 20 km biegu na czterech waflach ryżowych…
Logistyka
Najważniejsza w tym wszystkim jest logistyka. Nie ma tu miejsca na fuszerkę. Za bardzo sobie cenię każdą minutę snu, żeby wstawać i szukać rzeczy na trening. Przed pójściem spać przygotowuje sobie zawsze potrzebne rzeczy na wyjściu, tak żeby rano wstać, umyć zęby, wypić herbatę, coś na szybko przekąsić i wyjść na trening. Nie korzystam z drzemek – jak już zadzwoni budzik to wstaję – każde przyłożenie głowy do poduszki może oznaczać tylko jedno …
Słuchanie organizmu
RunEat jednak też nie jest maszyną i czasem zwyczajnie nie udaje mi się wstać rano na trening. Budzik dzwoni, ja się budzę, ale po prostu zostaje w łóżku. Zastanawiam się wtedy, czy to mi się po prostu nie chce wychodzić, czy jednak potrzebuje dłużej odpocząć. Jeżeli mam tego dnia jeden trening to zwyczajnie mogę sobie na to pozwolić. Basen nie ucieknie, a ja chwilę poleniuchuje i poczytam w tym czasie książkę :)
Trzymam kciuki za Wasze poranne treningi! Spróbujcie – nie raz, nie dwa. Musicie dać sobie szansę kilka razy. Trzeba w sobie wyrobić nawyk. Gwarantuje, żę pokochacie poranne trenowanie. Nie ma lepszego początku dnia, od tego, w którym z rana naładujesz się energią i endorfinami!
Udawało mi się tak robić w zeszłe wakacje. Omijałam upały i miałam mnóstwo czasu w ciągu dnia. Teraz niestety, przez wiekszosc czasu zaczynając pracę o 6, albo pracując 22-6, nie mam możliwości na regularne pory treningów. A szkoda…
podziwiam za nocne zmiany !
No to muszę spróbować, mój problem jest taki, że pracuję od 7… ;) i bardzo trudno mi zmotywować się do wstania rano. A wieczorem ogarniam dwójkę dzieci ;-) sama słodycz, ale wysysa energię :D
ja czasami tez staram sie juz od 7 pracowac :)
Dzieciaki absorbują dużo czasu i wtedy poranny trening może być problemem. Porozmawiaj z kimś kto ma dzieci i tak trenuje. Zrób z tego wpis. Myślę, że trafisz w jeszcze jedną grupę czytelników Twojego bloga. Wiesz, życie bezdzietnego czy kawalera rządzi się zupełnie innymi prawami. :)
na pewno tak jest, ze jest inaczej jak sie jest wolnym strzelcem :) Dzieki za pomysl – mam kilka znajomych ktorzy maja dzieci i trenuja aktywnie – zrobie z nimi pogawedke :)
Fajnie się czyta Twój blog, ale z perspektywy ojca, mobilnego pracownika Twój sposób życia czy trenowania przypomina Piotrusia Pana. :) Nie piszę tego w kojtekśxie negatywnym. Fajnie poczytać o takiej Nibylandii i zatęskinić za takim etapem życia. Ciesz skę tym. Później…też będzie fajnie.
masz iphona też?? superrrr