Bawmy Się ! W zasadzie tym mógłbym zacząć i zakończyć wpis na temat majówki. Bez wątpienia był to niesamowity czas spędzony z super ludźmi. 10 osób na jednym jachcie przez 7 dni na morzu pokonało ponad 160 morskich mil, a to wszystko w słońcu, z kalmarami, winem w rytm piosenki BE MINE !
Na początku roku nic nie wskazywało na to, żebym w ogóle kierował się w kierunku Chorwacji w tym roku. Z nowych sportów miałem w planach spróbować jazdy na nartach biegowych i tak na przełomie stycznia i lutego padła propozycja zebrania własnego jachtu na wielką majówkę z The Boat Trip, a zarazem spróbowanie swoich sił w żeglarstwie. Nie byłem pewny, czy jechać – przecież majówka to już okres bezpośrednio przed triathlonowym sezonem, nie będę mógł trenować i forma pójdzie precz … Biegać i pływać można w zasadzie wszędzie, ale co zrobię z rowerem? Przecież nikt mi nie pozwoli zabrać sprzętu, który pewnie zajmuje połowę kajuty. Długo się nie zastanawiałem – w końcu żyje się raz, a w życiu trzeba wszystkiego próbować. Jestem tylko amatorem, więc jak forma trochę spadnie to tragedii nie będzie, a co doświadczę nowego w życiu to moje. Nawet lowelo pojechał z nami i miał swoją prywatną kajutę – spał pod prysznicem :)
Pierwsze wyzwanie przed nami to podróż … ostatni raz w autokarze siedziałem kilka lat temu i mówiłem wtedy NIGDY WIĘCEJ ! Na całe szczęście kieliszek wina (kilka) i dobra atmosfera wśród ludzi szybko pozwoliła zapomnieć o trudach podróży. Bez żadnych problemów zająłem podłogę pomiędzy rzędami i po 7 godzinach obudziłem się na granicy z Chorwacją – można? MOŻNA !
Jedna łódka, 10 temperamentów i rower! Czyli majówka idealna i kolejne potwierdzenie jak ważni są LUDZIE! Cały czas cieszy mi się buzia na wspomnienie tych dni! Gdy rano unosił się zapach pieczonego chleba i kawy, gdy siadaliśmy do wspólnego stołu, gdy rzucaliśmy wszystko, by zatańczyć milionowy raz do hitu pokładu! Gdy dzieliliśmy się swoimi pasjami, wspomnieniami, gdy pożyczaliśmy sobie fatałaszki i każdego dnia nie przestawaliśmy się śmiać! Tyle temperamentów, taka jedność! Życzę sobie tylko takich wyjazdów! AHOJ najlepsza ZAŁOGO! DIANA
Standardowo majóweczkę zaczęliśmy od zakupów – wywieziono nas do Lidla i kazano kupić wszystko co będzie nam potrzebne na najbliższe siedem dni, nie licząc świeżych rzeczy, takich jak mięso, czy pieczywo – to mieliśmy dokupywać na bieżąco podczas postojów w marinach. Przypomniały mi się czasy, kiedy pół samochodu było wyładowane czipsami, browarami i wódkę. Ze sklepu wyjechaliśmy z dwoma pełnymi koszami – nie zapomnieliśmy oczywiście o smakołykach do naszej półki grzechu (o dziwo, ta najszybciej wymagała uzupełnienia :P).
Dobry skład załogi to podstawa sukcesu takiego wyjazdu. Decydując się na taki wyjazd bierzesz ludzi z pełnym inwentarzem. Mnie zabrali z rowerem, ja resztę z nastawieniem na imprezowanie do białego rana. Wielka Majówka to tak naprawdę jedna wielka impreza. BAWMY SIĘ ! W ciągu dnia (kiedy płyniesz na silniku) imprezujesz na jachcie, dopływając na bojkę imprezujesz z innymi łódkami, stojąc w porcie imprezujesz w klubie. I tak dzień zaczyna się i kończy imprezą. To nie jest Ciechocinek, gdzie o 22 jest cisza nocna … Ale czy nie o to w tym wyjeździe chodzi? Młodzi ludzie chcą się pobawić i to jest piękne, kiedy 360 osób tańczy na jachtach ułożonych w słoneczko w pięknej malowniczej zatoce! Do tej pory nie rozumiem ludzi, którzy pojechali i mieli pretensję, że jest za głośno … (choć sam wolałbym, żeby było ciszej ;-))
Ponad 300 młodych osób tworzących zgrane załogi, 24h na dobę świetna zabawa, słońce, woda, wiatr w żaglach – tak brzmi przepis na udaną majówkę! Wspaniałe wspomnienia, naładowanie energią na kolejne miesiące, aż do następnego wyjazdu! KATE
Początkowo wahałam się czy jechać czy nie jechać, ale zwyciężyły chęć przeżycia przygody i wygrzania się, więc finanse wyciągnięte spod ziemi a wszelkie obawy odrzucone na bok. Na żaglach po chwili niepewności czy dam radę, było już tylko dużo radości i zabawy, świetna i zgrana załoga, skipper którego idealnie dobrano pod naszą grupę, niesamowite widoki, piękna pogoda, poranne bieganie a do tego świetne jedzenie i wino, czego chcieć więcej. Dla każdego coś miłego, kto chciał mógł biegać, zwiedzać, odpoczywać lub imprezować i daliśmy radę się dograć. Wyjazd zdecydowanie godny polecenia i warty wydanych pieniędzy, przemęczyć się ponad 20h w drodze autokarem też warto, a jeżeli ktoś miałby obawy przed wyjazdem bo nikogo nie zna, to na pewno pozna, a jak trafi na naszą łódkę to poczęstujemy jakimś nowym hitem muzycznym. świeżym chlebem, koktajlem lub winem, zależnie od preferencji. EWA
Mówią, że na morzu gotują najlepsi kucharze … tak było i u nas … Codziennością był domowy wypiekany chleb na jachcie! świeżo wyciskane soki z owoców (a co ! zabraliśmy ze sobą blendery). Na śniadanie raczyliśmy się jajecznicą ze szparagami (jakie to było dobre!), na obiad risotto na białym winie i zielonymi warzywami, czy kurczakiem faszerowanym szparagami (dla odmiany) zawiniętymi w szynce parmeńskiej (tu znajdziecie przepis). Do tego wszystkiego czerwone wino! Na morzu smakuje podwójnie dobrze!
Bartek nasz skipper zaproponował, że standardowo załogi dzielą się na wachty i każda odpowiedzialna jest za dany dzień – u nas ten model się nie do końca sprawdził – gotowaliśmy wszyscy i tym razem hasło gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść nie miało zastosowania. A to co ostatniego dnia wyczarowaliśmy z resztek było kwintesencja wyjazdu. Pieczone warzywa, sałatka z tuńczyka, czy makaron z pesto – PYCHOTKA, a to wszystko jedzone w malowniczej zatoczce, gdzie przycumowany był tylko nasz yacht!
Z gotowania kolacji zrezygnowaliśmy i oddaliśmy się lokalnej kuchni. W zasadzie byliśmy trochę monotematyczni bo zawsze zamawialiśmy to samo – grillowane kalmary, Ćevapčići i czerwone wino (w końcu krwinki trzeba budować!). Nie było to może najbardziej oszczędnościowe podejście do sprawy, ale czy nie najlepiej zwiedza się nowe miejscówki, jak przez jedzenie?
Lepszej majówki nie mogłam sobie wymarzyć! słońce, wiatr w żaglach, wspaniali ludzie i super atmosfera… organizacja na 5! Rejs po Adriatyku to chyba najlepszy sposób na zwiedzanie Chorwacji, a ekipa biegowa dodawała mega motywacji podczas porannych i wieczornych przebieżek;)” ZUZA
W tym wszystkim znaleźliśmy czas na odrobinę ruchu. Kiedy reszta odsypiała, bądź dopiero kładła się spać mi udawało się eksplorować lokalne wysepki na rowerze, po czym wspólnie z biegaczami z innych łódek spotykaliśmy się o 8 rano na Bieganie z RunEatem podczas którego zwiedzaliśmy lokalne miejscówki. Poza samym bieganiem udało nam się też raz wybrać na wycieczkę rowerową. Co prawda w planach mieliśmy wypożyczyć skutery, ale kiedy załoga po imprezie budzi się koło 11 to w Korculi nie ma już ani jednego wolnego skutera, nie mówiąc juz o dziesięciu :) Koniec końców, wyszło bardzo dobrze, bo rozruszaliśmy trochę nogi, a naszym celem była plaża, zimne piwko i wielka pizza … tylko jak się ją już podzieliło na wszystkich to nie była taka duża!
Nawet kiedy nocowaliśmy na tzw. bojce udawało nam się pójść pobiegać. Zamawialiśmy wtedy lokalnego Ubera, jakim był ponton i po 2 minutach byliśmy już na lądzie, żeby móc poznawać uroki nowych miejsc.
Ludzie! To kwintesencja i sukces naszego wyjazdu. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że byliśmy najbardziej zgranym jachtem spośród 36ciu ! U nas nie było miejsca na przypadek. W większości się znaliśmy, ale było i ryzyko, że z „nowymi” nie do końca złapiemy klimat. Na szczęście profilem osobowościowym idealnie do siebie pasowaliśmy i przez pełne 7 dni nie było ani jednego zgrzytu. Nawet to, że nasz współczynnik wyniósł 70% (kobiet na łódce) nie powodował problemów, a wiadomo, może nie być łatwo :) Zgraliśmy się idealnie i tu moja rada dla Was – jeśli będziecie się wybierać – próbujcie jechać zgraną ekipą – ludzi zawsze też zdołacie poznać, a jak traficie na maruderów na jachcie to może być ciężko!
Są takie podróże na które jedziesz z lekka doza niepewności, szczególnie jeśli masz przebywać z kimś 24/h i nie wiesz na kogo trafisz. Najpierw długa droga i zmęczenie, spanie i oczekiwanie co przyniesie nowa przygoda. Jeśli juz po pierwszym dniu okazuje sie ze trafiłeś na najlepszy jacht oraz na ludzi którzy maja podobne charaktery do Twojego to jestes wniebowzięty juz do końca wyjazdu 😀 ludzie to oni tworzą klimat 🙂 u nas stworzyli coś co bedzie pamietać sie na dlugieeeeee lata 🙂 każdy na swój sposób wkładał coś do tego zespołu przez co chciało spędzać sie czas tylko ze swoją załoga 😀 wspólna ulubiona piosenka, bieganie, jedzenie, słońce, zdjęcia, rowery, opalanie, imprezy wszystko robiliśmy razem czując ze to jest to co akurat chcemy robić 🙂 mysle, ze niektóre rzeczy zdarzają sie tylko raz w zyciu i pewnie nic i nikt nigdy nie przebije tej Majówki 🙂 MAGDA
Bez wątpienia to była najlepsza majówka w moim życiu. Nauczyłem się wyciągać muring (obrzydlistwo!), luzować foka, czy też wspinać się na szczyt masztu. Wybujało nami konkretnie, a podczas regat emocje sięgały zenitu! (prawie jak na grzybobraniu :)). Byłem aktywnym obijaczem, kucharzem i nawet pływałem za pędzącym jachtem !!! MAJÓWKA ŻYCIA !!! Zapraszam do mojej załogi już za rok !
BAWMY SIĘ !!!
:) w tym samym czasie tam byłem. Co prawda uciekaliśmy trochę przed Boat Trip ;) ale w Korculi bodajże w poniedziałek, truchtając minąłem grupkę biegaczy w koszulkach RunEat :)
<3
Musze powiedziec ze fajnie sie czyta twoje posty :)
:-)