Triathlonista na pytanie jaka jest prawidłowa liczba rowerów jakie powinien posiadać bez długiego namysłu odpowie n+1 gdzie n to obecnie posiadane rowery. Odpowiedź biegacza na analogiczne pytanie będzie podobna – w naszej sportowej komodzie zawsze przydałaby się kolejna para biegowych butów. Bo przecież nic nie cieszy bardziej jak otwieranie pudełka nowej pary sportowych butów. Jak się dłużej zastanowić to część z nas ma więcej biegowych butów, niż tych codziennych – też tak macie?
Trzy tygodnie temu trafiły do mnie najnowsze buty ze stajni New Balance – Fuell Cell TC – pierwszy but NB z wkładką z włókna węglowego. Jeszcze przed założeniem ich na nogi byłem w nich zakochany – to po prostu była miłość od pierwszego wejrzenia, bo buty są przepiękne.
Pierwsze wrażenie po założeniu na nogi? Mięciutkie jak kaczuszka, co nie do końca jest typem buta jaki preferuje, jednak z wydawaniem werdyktu wstrzymałem się do pierwszych treningów …
Tajemnicze TC kryjące się w nazwie to skrót od Training & Competition, a więc but przeznaczony zarówno do treningów jak i typowa startówka. Myślę, że idealnym rozwiązaniem to przeznaczenie buta do celów startowych, ale i także dla kluczowych treningów podczas których imitujemy warunki startowe. But jest niesamowicie lekki – jego waga to ok. 265 gr, a drop to 10 mm.
Wykonałem w nim 4 kluczowe w przygotowaniach do połówki, w której wystartuje już w przyszłym tygodniu w Ślesinie.
Trening tempowy – na stadionie 6/5/4/3/2/1
To był pierwszy trening, kiedy biegałem w Fuell Cell TC – wrażenie z rozgrzewki dziwne – strasznie miękko pod nogą i czuję jak bym sobie skakał po trampolinie. Kilka minut zajęło mi przyzwyczajenie się do tego stanu, aczkolwiek do czasu kiedy rozpocząłem wykonywanie zadań nie byłem do końca przekonany, czy będziemy się razem dogadywać.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy zacząłem się rozpędzać – but bardzo dobrze reagował przy kontakcie z podłożem, a wybicie się dawało wrażenie jak bym latał. Bieganie w mocnym tempie poniżej 4 min/km nie stanowiły większego wyzwania. Oceniając poziom wysiłku jaki musiałem włożyć w porównaniu do podobnego treningu sprzed kilku dni spokojnie mógłbym to ocenić na 5-6/10, kiedy wcześniej było to ok 7-8/10. To co zauważyłem to też niższe tętno podczas zadań.
90 minut luźnego rozbiegania
Trzy dni później udałem się na spokojne dłuższe rozbieganie. Ciekawy byłem jak but będzie zachowywać się przy dłuższym wysiłku. Postanowiłem też sprawdzić różną nawierzchnię, gdzie trasa biegu przebiegała w większości po asfalcie, ale jednocześnie przez około 4 kilometry biegłem przez las. Nie wiem czy to podświadomość, zjedzona dzień wcześniej pizza, poprawiona sękaczem i zapita winem, ale biegło się niesamowicie lekko od samego początku. Już pierwszy kilometr złapałem w okolicy 4:40, a czułem jak bym dreptał. Postanowiłem przełączyć zegarek wyłącznie na tętno, żeby nie sugerować się tempem i tak sobie śmigałem przez 20 kilometrów. Nie czułem absolutnie żadnego zmęczenia – średnia z tego biegu wyszła 4:42 przy tętnie 139. W obecnym okresie treningowym podobne tętno osiągam przy tempie około 10-15 sekund wolniejszym.
Po samym treningu nie czułem żadnego zmęczenia.
70 minut rozbiegania plus ostatnie 20 minut w tempie startowym.
Tydzień później wyruszyłem na dokładnie taką samą trasę – tym razem jednak założeniem treningu było biec luźno przez 70 minut, a na ostatnie 20 minut rozpędzić się do tempa połówki. To jeden z moich ulubionych treningów – jest on już dość długi, a wejście na tempo startowe na zmęczonych już nogach wymaga już odpowiedniej koncentracji i solidnej pracy podczas treningu. Do tej pory nigdy mi taki trening nie wyszedł tak jak bym chciał. Udawało mi się rozpędzać, ale zawsze brakowało 5-10 sekund do docelowego tempa. Tym razem bez problemu wszedłem na zakładane tempo, a nawet miałem jeszcze w sobie zapas, żeby przyśpieszyć.
Zakładka z godzinnym rozpędzanym biegiem w tempie startowym.
Finalny trening to zakładka w Ślesinie z mocnym 2 godzinnym rowerem w zadaniach imitujących start, a na dokładkę godzinny bieg, z czego pierwsze 30 minut luźnego biegu, a następnie 30 minut w tempie bliskim startowemu, ale z zachowaniem zapasu, tak aby całość treningu ocenić w skali wysiłku na poziomie 5/10. Postanowiłem pobiec bez skarpetek, żeby zobaczyć czy but nigdzie nie obciera. Podczas samego biegu nie czułem żadnego dyskomfortu, a rozpędzenie się przyszło bez problemu. Przez godzinę biegliśmy i gadaliśmy, a chwilę przed przyśpieszeniem powiedziałem do Rafała, że teraz już bedziemy na tempie, gdzie raczej zabawnych historyjek nie będę już opowiadać.
Po biegu zauważyłem minimalne obtarcie na małych palcach, jednak nie czułem tego zarówno podczas biegu, jak i w kolejnych dnia, a po ranach nie ma już śladu. Na same zawody jeszcze zastanowię się nad skarpetkami – ma być dość upalnie, więc sporo wody będę na siebie wylewać, a wtedy o obtarcia już dużo łatwiej.
Na pewno trzeba pamiętać o dobrym zasznurowaniu buta, tak aby mocno był dopasowany do stopy, gdyż przy mocnych zakrętach noga potrafi lekko uciekać.
New Balance Fuel Cell TC jest niesamowicie responsywnym butem i nadaje się do szybkiego biegania. Dużo lepiej mi się w nim biega przy mocnym tempie, a poziom odczuwalnego wysiłku jest mniejszy niż w porównaniu do innych dynamicznych butów. Czy to efekt buta, czy coraz lepszej formy? Żaden but sam nie biega, więc na pewno trening robi dużą robotę, jednak but na pewno pomaga w pokonywaniu mocniejszych dystansów z większą łatwością, co pozwoliło mi porównanie w tym samym okresie podobnych treningów z różnym obuwiem.
Bucik możecie przymierzyć w Sklepie Biegacza, a niedługo napiszę też o pozostałych butach jakie na codzień używam podczas treningów, bo o to też często pytacie :) Dobrego weekendu!