Kilka lat temu, jeszcze pracując w starej pracy powoli rozkwitała moda pudełkowa. Na recepcji rano czekały torby dla co raz większej ilości osób, a podczas obiadów można była zaobserwować, że co raz więcej osób zamiast w kolejce do kasy stała w kolejce do mikrofalówki. Dziewczyny (bo początkowo tylko one korzystały z gotowego cateringu) za cel miały głównie odchudzanie. Cały czas mam w pamięci obraz, kiedy Ania pierwszego dnia wyjęła swoje śniadanie z diety 1000 kcal które było malutkim pudełeczkiem zawierającym literalnie po jednym pomidorku, kilku listkach sałaty i szczątkowe ilości innych warzyw. Nie wiem czy wtedy bardziej było mi do śmiechu, kiedy właśnie przyszedłem do pracy po 20 kilometrach biegu, czy jej, gdy wyobrażała sobie, jak to będzie wyglądać jej odżywianie przez najbliższych kilka tygodni.
Z czasem można było zaobserwować, że co raz więcej osób korzysta z zamówionego gotowego jedzenia. Nadal jednak dla większości celem było odchudzanie. W głowie zaszufladkowane było, że można jeść tylko to co zostało dostarczone, a pod karą chłosty było zjedzenie czegokolwiek innego. Nie wspominając już o wszechobecnych w biurze ciastkach – przecież każdego dnia ktoś ma urodziny.
Zastanawiałem się, czy nie zamówić pudełek, przecież tak było by łatwiej, ale gdzieś w tyle głowy coś zawsze mnie blokowało. Sam byłem pudełkowcem. Od dobrych pięciu lat, kiedy zobaczyłem, że ważę za dużo (klik klik) zacząłem się odchudzać żyje na pudełkach. Przygotowywałem sobie starannie jedzenie do pracy. Często robiłem to na tydzień do przodu, pudełka wkładałem do zamrażarki, a rano wyjmowałem tylko gotowe jedzenie.
Większa liczba treningów, rozwój bloga i spora ilość podróży powodowała, że miałem co raz mniej czasu i co raz rzadziej mogłem przygotowywać moje pudełeczka. Nie było tak, że jadłem gotowe jedzenie na stołówce – to była ostateczność – zwyczajnie masowe jedzenie mi nie podchodzi – zazwyczaj czułem się po nim nie za dobrze. Starałem przygotowywać sobie jakieś szybkie sałatki, czy obiady na które przygotowywanie nie musiałem poświęcać więcej jak 20 minut, ale ile można jeść kus kus z tuńczykiem, skoro można zjeść steka :)?
Kiedy miesiąc temu dostałem propozycje współpracy z Light Box początkowo nie byłem przekonany czy to dobre rozwiązanie. W końcu bloger – w nazwie też kulinarny, a będzie korzystać z gotowego jedzenia? Jednak zastanawiając się nad tym chwilę dłużej stwierdziłem, że trzeba spróbować – jeżeli chcę skupiać się na dalszym rozwoju sportowym muszę dostarczać swojemu organizmowi odpowiedniego paliwa, a zbilansowana gotowa dieta zapewnia mi to w wymaganym stopniu.
Przy często dwóch treningach dziennie, moje dzienne zapotrzebowanie kaloryczne, wynosi 3000-3500 kcal. Sporo co nie? Zdecydowałem się jednak na dietę 2000 kcal (miałem do wyboru jeszcze maksymalnie 2500 kcal). Wybór mniejszej ilości kaloryczności nie padł z powodu chęci odchudzania (choć ze 2-3 kilo muszę jeszcze zrzucić), a raczej z tego, żebym mógł sobie dołożyć własne dodatki – np. słodzoną herbatę (planuję i od tego się odzwyczaić !).
Na diecie pudełkowej jestem już od blisko miesiąca, więc czas na krótkie podsumowanie:
- Zyskałem czas na regenerację – nie zastanawiając się zbyt długo myślę, że około godziny dziennie! Przygotowywanie posiłków to jedno, ale tu odpada mi także zmywanie, czy samo chodzenie na zakupy do sklepu. To jest w zasadzie punkt po którym mógłbym zakończyć i powiedzieć, że dieta pudełkowa ma sens. Przy moim trybie życia, gdzie dzień mam praktycznie zaplanowany co do minuty każda minuta jest na wagę złota!
- Poczułem się lżejszy, brzuch mam mniej wydęty. W posiłkach dominują kasze, czy ryż – pieczywo jest bardzo ograniczone, a gdy już jest to jest ciemne i muszę przyznać, że je uwielbiam. Ten dodatek śliwki jest przepyszny.
- Przez pierwszy tydzień często odwiedzałem toaletę. Widać było, że organizm przestawiał się na zdrowsze jedzenie, zawierające więcej błonnika. Często pojawiają się min. brokuły, które bardzo lubię, a jednocześnie samemu rzadko je przygotowywałem z racji czasu jaki trzeba na to poświęcić.
- Posiłki są mało słone. Początkowo można powiedzieć, że to wada, ale lepiej chyba, żeby zupa nie była za słona. Rozumiem ideę mniejszej ilości soli – nie jest to najbardziej pożądana przyprawa, więc z zasady nie ma czego się przyczepić. Lepiej samemu sobie doprawić jedzenie niż męczyć się z przesolonym jedzeniem. Tym samym pamiętajcie, że przy sportach wytrzymałościowych ważna jest lekko zwiększona ilość soli w naszych posiłkach – pozwala zatrzymywać wodę w organizmie, a jednocześnie nie wypłukujemy się wtedy tak bardzo z elektrolitów podczas treningów.
- Poranna ekscytacja – jakkolwiek śmiesznie to brzmi to codziennie rano pierwsze co robię po przebudzeniu to otwieram drzwi (5ta rano! – chyba jestem pierwszy w mieście do którego przyjeżdża jedzenie) i zabieram moje pudełko patrząc co tam dziś ciekawego będzie do jedzenia. Przez miesiąc dania obiadowe, czy kolacje ani razu się nie powtórzyły. Na stronie można sprawdzić menu na najbliższe cztery tygodnie, więc jeżeli jest coś czego nie jecie zawsze można wtedy zaplanować alternatywny posiłek.
- Owoce sezonowe. Tego mi najbardziej brak. Czasami zdarzają się koktajle owocowe, czy galaretka z owocami, aczkolwiek wolałbym, żeby było to truskawki, maliny, czy nawet jabłko lub banan. Nie narzekam jednak – w pracy mam codziennie dostawy owoców, a po treningu z chęcią kupuję kilogram truskawek i podjadam. Dlatego między innymi wybrałem mniejszą kaloryczność.
- Tatarek czy inne zachcianki. Tu teoretycznie jesteśmy trochę ograniczeni. Jedzenie dostarczone jest na cały dzień więc nie ma sensu przygotowywania dodatkowych posiłków, na które akurat mamy ochotę, ale czy trzeba się tak ograniczać? Jeżeli mam na coś na prawdę wielką ochotę to po prostu sobie to przygotowuję, a pudełkiem, które mi zostanie dzielę się z kolegą z pracy następnego dnia. Tym samym ja szczęśliwy i Jurek zadowolony bo ma podane gotowe dobre jedzenie.
- Weekend – tu sprawa jest idealna! W piątki przyjeżdżają trzy pudełka i hulaj dusza piekła nie ma. Wtedy wybieram sobie na co mam danego dnia ochotę :) Kiedy wyjeżdżam na cały weekend to część posiłków zostawiam asystentkom co by najedzone były :)
Podsumowując pierwszy miesiąc za mną i chwalę sobie na plus. Czas – to dla mnie najważniejsza rzecz w zabieganym dosłownie życiu, a gotowe dania pozwalają mi cieszyć się zdrowym odżywianiem a jednocześnie dają mi czas na odpoczynek czy skupienie się na takich rzeczach jak trening uzupełniający, czy po prostu poczytanie książki. Nie jest tak, że wszystkie posiłki podchodzą mi idealnie – jeszcze nie ma takiego co każdemu dogodzi, ale zawsze można sobie coś doprawić, czy zjeść dodatkowego a życie na pewno jest dużo wygodniejsze.
przez kilka miesiecy stosowalam diete pudelkowa
strasznie kosztowna to rozrywka ale nie da sie ukryc ze jest to duza wygoda szczegolnie dla tych zabieganych
choc mi sie z czasem mi sie przejadlo
masz ochote na kurczaka a dostajesz rybe
jak to kobieta mam „zachciewajki” wiec na dluzsza mete nie dalam rady
no jest to ten minus, ze jak cos chcesz to akurat jest inne :) ja na to mam sposob – jak cos chce to wtedy to sobie dorabiam (dlatego mam mniejsza kalorycznosc :P)
Dziewczyny odchudzanie proponuje zaczac od motywacji, jak potrzebujecie cos na motywacje, wpiszcie sobie w gogle; odchudzanie przed i po by sasetka
Blog o bieganiu i jedzeniu jak go reklamujesz a ostatni wpis o jedzeniu był rok temu. I po roku wrzucasz reklamę lightbox posiłków które ktoś za Ciebie przygotowuje. Hipokryta.
Blog w momencie zakladania byl ukierunkowany na jedzenie i bieganie – teraz przeszedl bardzo w triathlon i bieganie a LightBox akurat pomaga mi teraz z jdezeniem. Niedlugo pojawia pewnie sie przepisy bo stopniowo bede wracac do swoich dodatkowych posilkow. Pzdr