Udało się! Półmaraton to chyba mój ulubiony dystans. Nie wiem czemu tak jest, ale jakoś upodobałem sobie te 21 km 97 metrów. Dzisiejszy Warszawski – był dla mnie wyjątkowy. I to pod kilkoma względami…
Po pierwsze Warszawa (da się lubić)
Do Warszawskiej połówki i maratonu podchodziłem już w zeszłym roku, ale jakoś się nie udało. Półmaraton zawsze wypada w terminie, kiedy wracam z nart. Pamiętam jak wracaliśmy rok temu i w autokarze, ktoś przysłał sms’a że dobrze, że jednak nie biegnę bo wszyscy biegają w siedmiostopniowym mrozie. Wtedy pewnie się z tego cieszyłem, no ale teraz pewnie nie stanowiło by to problemu :) Z kolei na Maraton Warszawski to już nawet byłem zapisany, ale udało mi się dostać do wyzwania Runners World i tak Warszawa zamieniła się w Poznań.
W końcu udało się pobiec coś dłuższego w Warszawie, i muszę przyznać, że chyba był to najlepszy półmaraton w jakim brałem udział.
Po drugie zając (też człowiek)
To był też pierwszy bieg uliczny, w którym nie ścigałem się z samym sobą. Kiedy planowaliśmy #WeRunTogether był pomysł, żeby pobiec z Wami na 2 godziny. To miało być takie, wewnętrzne zającowanie. Kuba zaproponował, żebym zgłosił się do Fundacji Maratonu Warszawskiego, i tak stałem się oficjalnym zającem – czyli osobą która biegnie wyznaczonym tempem, tak, żeby na mecie znaleźć się po określonym czasie. Przyznam się, że stresowałem się dzisiaj rano dużo bardziej, niż przed zawodami. Dzisiaj braem na siebie odpowiedzialność, nie tego, jaki wynik osiągnę, ale to czy będę biegł tak, żeby pomóc Wam wbiec na metę w czasie 1:59:59.
Udało się – oficjalny wynik netto 1:59:59, czyli co do sekundy zgodnie z założeniem. Analizując między czasy, nawet udało nam się pobiec zgodnie z założeniami. Fakt, że na początku w tłumie straciliśmy kilka sekund, ale później udało się to stopniowo odrobić. Na 5km mieliśmy być po 28 min 35 sek – byliśmy tam 6 sekund później. Te 6 sekund stopniowo odrobiliśmy i tak na 10km – gdzie mieliśmy zameldować się po 57 min 5 sekundach byliśmy z kolei o 5 sekund wcześniej. Te 5 sekund było planowane do zrobienia sobie małego zapasu na czekający nas podbieg… I tak przed samą Agrykolą na 15km planowałem, żebyśmy dobiegli w 1 godzinę 25 minut 30 sekund. Udało się nam zrobić kolejne 2 sekundy zapasu i tak mieliśmy 7 sekund do przodu, żeby móc spokojnie pokonać podbieg. Dalej szło zgodnie z planem i na mecie zameldowałem się sekundę przed „dwójką”.
No i w końcu zając też człowiek – sikać musi :)
Po trzecie wolniej (też da się biegać)
To czego najbardziej się obawiałem to tempo – jeszcze rok temu było to tempo w którym robiłem spkojne wybiegania. Teraz jest to, już bardzo luźne tempo i zastanawiałem się czy dam radę tak biec, czy nie będę wyrywał do przodu. Momentami nie było łatwo, bo po prostu nogi same chciały szybciej, ale dało się nad tym zapanować. Najgorsze było na 20km, ale o tym zaraz …
Po czwarte organizacja (też może być na wysokim poziomie)
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie organizacja. Do tej pory najlepiej zorganizowanym biegiem na jakim byłem był Półmaraton w Budapeszcie. Wodopoje co 2.5 km, mnóstwo stref kibica. Świetne EXPO… po prostu cud, miód, malina. Na same targi wczoraj nie udało mi się dotrzeć, bo na stadiom po koszulkę zająca wpadłem punkt o 20, ale to co widziałem dzisiaj przed startem i na samej trasie było dla mnie zajebistym przykładem, że w Polsce też da się zorganizować sensownie bieg.
Świetna organizacja przed samym startem – do strefy depozytu wpuszczane osoby, tylko z numerami startowymi. Oddanie worka zajmowało kilka sekund. Strefa startowa dobrze podzielona, – dwie fale startowe, dla szybszej grupy i dla wolniejszej.
Podczas samej tras dość duża ilość punktów z wodą pozytywnie zaskoczyła, szczególnie podczas dzisiejszej pogody – mimo ostatnich dni marca – na dość długiej kilku kilometrowej prostej wzdłuż Wisły czuć było przysłowiową patelnię. Świetnie zorganizowane strefy kibica – mnóstwo zespołów muzycznych – tak właśnie chciałbym, żeby wyglądał każdy bieg.
Po piąte kibice (też dają kopa)
Kibice – to coś czego brakuje, kiedy biega się w innym kraju czy nawet mieście. Fakt, zazwyczaj jedzie ktoś bliski, i kibicuje gdzie po środku trasy, a później na mecie, ale to czego doświadczyłem dzisiaj … po prostu mega ! Na trasie spotkałem mnóstwo osób, które nam kibicowały i wtedy na prawde ciężko było utrzymać wolniejsze tempo. Na prawdę – ktoś kto krzyczy do Ciebie i słyszysz swoje imię czy ksywkę to daje niezłego kopa. Mam nawet wrażenie, że kibice często przeżywają sam bieg dużo bardziej od samych biegaczy. Na pewno w przyszłym roku będę planował któryś z większych biegów w stolicy, tak aby móc się pościągać z samym sobą, doświadczając tego co dane mi było zobaczyć i usłyszeć dzisiaj … Ba … nawet koleżanka krzyczała, że transparent jest już na fejsbuniu – oto i on :)
Po szóste rock and roll (też … )
No właśnie … 20 km … w oddali widać metę … co 100 metrów rozstawiona tabliczka .. jeszcze 4 zakręty, boli? – musi bolec … i w tym momencie zaczyna lecieć rock around the clock … kawałek, który rozpoczyna maraton taneczny Billa Halleya, w którym przez kilkanaście lat brałem udział… czy można wyobrazić sobie lepszą końcówkę? A no można. Bardzo się musiałem pilnować, żeby nie przyspieszyć, bo bez wątpienia byłby to najszybszy finisz jakiego dokonałbym w życiu … Ale, ale … wpadam na metę, patrzę na zegarek a tam 2:00:00 – podświadomie, zaczynam się cieszyć, że się udało. Nagle przed moimi oczami ukazuje się Sylwia … i zaczynamy tańczyć rock and rolla … po 21 km biegu, na mecie :) Samo szczęście !!!
I tak to właśnie 6 powodów dla których uważam, że był to najlepszy bieg w jakim brałem do tej pory udział. Bieg, w którym nie ścigałem się z samym sobą, nie walczyłem o życiówkę. Po prostu bieg, w którym pomagałem innym. Bieg, który na długo zostanie w mojej pamięci.
Wszystkim gratuluje dzisiejszych wyników, a w szczególności Asi, która na początku roku postanowiła, że przebiegnie połówkę, a wcześniej nie biegała – i dzisiaj się to udało :)
Hej, mega wielkie dzieki za wyzwanie ktore rzuciles wielu – bylo super motywujace! i dzieki za przezycia ktore dzieki temu udalo sie zebrac na tej 21 km trasie, udalo sie tylko dzieki planom treningowym i wsparciu ktore dales!
I super podziekowania dla wszystkich „zajacow” – oficjalnych i nieoficjalnych, to bardzo wazne wsparcie, szczegolnie dla „pierwszakow”, kiedys bede musiala sie odwdzieczyc za wsparcie ktore ja dostalam od nieznanego czlowieka. A teraz mam nastepny cel – poprawa czasu o 20 min na koniec sezonu.
Pozdrowionka dla wszystkich biegajacych!