fbpx

ENDURO Double Triathlon – MEGA PRZYGODA!

Published on: 3 lipca 2019

Filled Under: Motywacja, Triathlon

Views: 4250

Tags: , ,

Poznań – miasto doznań. 6 lat temu po raz pierwszy usłyszałem o triathlonie i nie myśląc o tym za długo – zapisałem się na zawody w Poznaniu. Powoli zaczynałem wtedy wkręcać się w bieganie – dychę byłem w stanie przebiec już bez problemu. Coś tam pływałem, a na rowerze przecież każdy pojedzie. Każda z tych rzeczy wydawała się prosta, co jednak jeżeli trzeba będzie je połączyć? Wybrałem wtedy maraton, a mój pierwszy start przesunąłem na „za rok”. Do Malty nadal nie wszedłem, a zadebiutowałem w Płocku na imprezie MTB gdzie miałem do pokonania 375 m pływania, 8 km jazdy na rowerze i na koniec 2.5 km biegu. I zakochałem się od pierwszego startu – w końcu You Never Know Until Yu TRI! 

Dziesiątki startów, co roku kibicowanie w Poznaniu, a ja przez te lata nie zamoczyłem nigdy nogi nawet po kostki w poznańskiej Malcie. Jeździłem na nartach, biegałem w okół niej, ale nigdy jeszcze nie pływałem! W tym roku nie mogłem sobie tego odmówić, ale po kolei …

Super Liga – cykl imprez stworzony przez Chrisa McCormacka (dwa razy wygrał MŚ IM na Hawajach – 2007 & 2010), gdzie najlepsi zawodnicy PRO (zazwyczaj ze sprintu, czy olimpijki) ścigają się w najróżniejszych formułach triathlonu, podczas krótkich wyścigów połączonych w następujące po sobie wyścigi. Trasy rozgrywane są często na krótkich pętlach, dzięki czemu całe zawody są w zasięgu kibiców, co stwarza niesamowite triathlonowe widowisko. W Poznaniu zawodnicy z całego świata walczyli o 3 przepustki do startu w finałowej imprezie gdzie zwycięzca ma do zgarnięcia nawet 160 000 dolarów.

65306192_1522646194549831_1768904133651202048_o

Potrójny mieszany triathlon, Eliminator, Enduro – to formaty w jakich rywalizują. Wszystkie wymagają niesamowitej wytrzymałości i szybkości. W tym roku w Poznaniu zawodnicy walczyli na dystansie: pływanie 400m, rower 6.4 km oraz bieg 2.5 km. Dystanse te mieli do pokonania trzy krotnie, ale, żeby nie było w życiu nudy to kolejności były wymieszane:

Pierwszy start: Bieg – Rower – Pływanie,
Drugi start: Rower – Pływanie – Bieg
Trzeci start: Pływanie – Rower – Bieg

Między etapami następowała 10 minutowa przerwa, gdzie czas liczony był od momentu kiedy pierwszy zawodnik przekroczył linię mety. Dodatkowo każdy zawodnik który na każdej z 6 rowerowych, czy 2 biegowych pętli był oddalony od pierwszego o więcej jak 90 sekund odpadał z gry … Było naprawdę szybko …. i niesamowicie widowiskowo. Jest chęć spróbować samemu czegoś takiego …

I tu Poznań przychodzi z otwartymi rękoma dla amatorów. W sobotę rano była dla nas możliwość wystartowania w zawodach ENDURO, gdzie do pokonania są dwa „normalne” triathlony następujące bezpośrednio po sobie. 400 m pływania, 10 kilometrów roweru, 2.5 kilometra biegu i znów hop do wody. I jeszcze raz wszystko tak samo – brzmi jak szaleństwo? W tym szaleństwie jest metoda. Jest pasja i jest nowe doświadczenie.

Wiedziałem, że poznańskie zawody rozgrywane są tydzień po moim głównym starcie na tę część sezonu – 70.3 IM w Elsinore (KLIK KLIK kto nie czytał). Nie mogłem sobie odpuścić tej przyjemności i musiałem spróbowania takiej triathlonowej zabawy. Połówka w Danii poszła znakomicie – przez tydzień głównie odpoczywałem – odwiedziłem Legoland (relacja niedługo), przebiegłem w sumie 10 km i przejechałem na rowerze 30 km. Pływanie to już w ogóle był HIT bo w wodzie spędziłem jakieś 12 minut dzień przed startem. Wtedy pierwszy raz zanurzyłem się całkowicie w Maltańskim zbiorniku i przyznam, że woda w Zegrzu, jest krystalicznie czysta w porównaniu do Poznania :)

/maratomania.pl

W sobotę o 8 rozpoczęliśmy naszą podwójną triathlonową zabawę. Na starcie niecałe 100 osób. Można było płynąc w piance, jednak chciałem zobaczyć jak bardzo będzie różnił się mój czas na pierwszym i drugim etapie, a po biegu na pewno pianki bym nie zakładał.

Skok na nogi (tak, żeby mieć pewność, że okularki mi nie spadną) i od razu wskakujemy na piąty bieg. Wysoka kadencja, mocne pociągnięcia i trzymanie grupy. Do pierwszej bojki udało mi się płynąć w nogach Tomka Kowalskiego – potem popłynął w siną dal. Pierwsza bojka, za chwilę druga i już trzeba było wychodzić z wody. Pływanie bez pianki nie jest takie straszne – to co zauważyłem, że dużo bardziej pracowałem nogami, ale nie czułem, żadnego dyskomfortu. Średnie tempo 1:39 min/100m to około 10 sekund wolniej jak w piankach czego można było się spodziewać.

/maratomania.pl

Szybka strefa zmian, gdzie na krótkim dobiegu wyprzedziłem kilka osób i już siedziałem na rowerze. Krótki dojazd do Warszawskiej i pogoń za startującym na składaku Kalachem, który wyjechał ze strefy pewnie minutę, może dwie przede mną. Nogi w buty udało mi się włożyć dopiero gdzieś na drugim kilometrze, jednak nigdy ich nie zapiąłem. Jechałem ile sił w nogach, aż ujrzałem przed nawrotką Łukasza. Cały czas się do niego zbliżałem, a Waty nie schodziły poniżej 220 (co dla mnie jest wysoką wartością). Kalach jadąc dla siebie spacerowym tempie oglądał się jak daleko jestem. Udało mi się dojść go na chwilę przed skrętem w dojazd do strefy. Wtedy złapałem żel, techniczny objazd przy hangarach, gdzie jak ktoś nie wyhamował na czas to mógł zaliczyć ze dwa orły i już wyskakiwałem z roweru.

IMG_5043

Pogoń za Kalachem okazała się zgubna dla moich nóg – o ile początek jeszcze się jakoś rozpędziłem, to później mimo braku zmęczenia nogi jak z betonu. Ciężko mi było wejść na wyższe tempo. Czuć było jeszcze te 113 kilometrów w nogach z Danii sprzed 6 dni. W głowie też był pewnie hamulec przed tym, że zaraz czeka mnie powtórka z rozrywki. 10 minut biegu z małym haczykiem i znów – już po raz trzeci zameldowałem się w strefie zmian. Tu poszło błyskawicznie – pasek zdjąłem jeszcze w biegu, moje New Balancy ocierając nogę o nogę (wyjmując przy tym wkładki…). Złapałem czepek i okularki i już biegłem w dół zakładając je na siebie w biegu. Mijając sędziów z uśmiechem zapytałem – „To co? Teraz wszystko jeszcze raz?”

IMG_5045

Skok do wody na pełnej petardzie to chyba uczucie jakie najbardziej zapamiętam z całego ENDURO. Przez chwilę nie wiesz zupełnie co się dzieje. Nie ma w okół Ciebie zawodników – woda jest całkowicie dla Ciebie. Cieżko mi było złapać głębszy oddech i nie miałem zupełnie pojęcia czy płynę szybko czy wolno. Widziałem przed sobą jakiegoś ziomeczka – moim celem było wyprzedzić go w wodzie. Już przy pierwszej bojce miałem go za sobą – teraz trzeba było już tylko dobrze nawigować i gonić kolejną osobę. Tempo lekko wolniejsze – jakieś 6-7 sek na 100 wolniej (7% wolniej – można uznać, że to całkiem nieźle – porównywalnie do tego co popłynął mój przyjaciel Arek). Dzida na dobiegu, żeby znów wsiąść na Malbeca – śmieszne to naprawdę jak tak co kilka minut witasz się na nowo z sędziami.

fot.Pawel Naskrent/maratomania.pl

Tu już na rowerze nie było tak sympatycznie – ciężko mi było się rozkręcić. Podobnie jak w wodzie – cała ulica tylko dla mnie. Nie widziałem nikogo anie przed sobą, ani za mną. Znów nawet nie zapiąłem butów – cisnąłem tylko tyle ile się da. Wiatr zaczął trochę wiać i tym razem powrót był pod wiatr. Nawet nie wiem kiedy to minęło i znów byłem już zbliżałem się do strefy zmian. Tym razem bezpieczniej wchodziłem w zakręt co by nie znaleźć się na barierce. Drugi rower pojechałem o 5% wolniej (w mocy o 10% słabiej – i znów porównywalne z Arkiem – drugi rower vs pierwszy o minutę wolniej – u Arka 6% wolniej)

Malbec odwieszony, szybka decyzja, że nie marnuje czasu na wkładanie wkładek do butów (masło maślane). Wyjąłem je i już biegłem w stronę wyjścia ze strefy. Mijam Cośkę i Marcina Ławickiego krzycząc do nich „Jakie to jest popier%^&*”. Tak było, ale słowo na p było tutaj użyte w jak najbardziej pozytywnej wersji. Serio mi się to podobało. Sędziów zapytałem „Czy to już naprawdę ostatni raz się widzimy?”. To była 5 strefa zmian, a wszystkie robiłem w okolicy półtorej minuty.

Nogi na biegu zachowywały się o wiele lepiej, choć zejście na tempo poniżej 4 min/km tego dnia nie było możliwe. Tu już nie było hamulca w głowie – wiedziałem, że gnam już do mety – nie miałem jednak żadnego ciśnienia na wynik. Biegłem swoje w strefie komfortu uśmiechając się od ucha do ucha, przybijając jednocześnie piątki z nielicznym kibicami, czy zawodnikami, których mijałem na trasie. Tu o dziwo drugi bieg zrobiłem szybciej od pierwszego o 4% (10 sek/km szybciej).

fot.Pawel Naskrent/maratomania.pl

Moment kiedy wbiegasz sam na czarny dywan robi robotę. Przecięcie wstęgi z bananem na twarzy robi robotę! Naprawdę doceniam fakt, że organizatorzy dobrali kolory pod kolor mojego stroju startowego! Enduro to niesamowita przygoda! Jeżeli będzie jeszcze kiedyś możliwość startu, na pewno wrócę! Jedyne co mi chodzi cały czas po głowie to co by było gdyby, formuła obejmowała Tripple Tri i jeszcze raz trzeba było by wskoczyć do wody? No cóż – może się kiedyś przekonam! Polecam obiema nogami ten start!

/maratomania.pl

Maratomania, dzięki wielkie za super fotki! Pamiątka na całe życie, a to tytułowe z przecięcia wstęgi to już zupełny KOZAK!

LIKE A PRO !!!

#IAMSUPERLEAGUE

2 Responses to ENDURO Double Triathlon – MEGA PRZYGODA!

  1. Martyna pisze:

    Jeszcze się powstrzymuje, ale z każdym kolejnym Twoim wpisem, rwie mnie do startu!

Skomentuj RunEat Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *