Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Stanów, pamiętam, że strasznie denerwowało mnie to, że każdy kto przechodził koło mnie pytał się How are you? Myślałem sobie wtedy – co obcą osobę obchodzi jak się mam??? Gorzej – nawet gdy ktoś ma beznadziejny dzień to i tak odpowiada, że wszystko jest super … Ot takie amerykański sposób na życie … ale czy tylko amerykański?
Dlaczego o tym piszę?
Bo dzisiaj przez 4 km biegu doświadczyłem czegoś co spowodowało, że mimo tego, że już od godziny byłem w biegu – mokrym biegu, gdzie byłem już nieźle przemoczony to poczułem się niesamowicie i całkowicie zapomniałem o otaczającej aurze … Wbiegając do Parku Skaryszewskiego natknąłem się na bliżej nieznanego mi biegacza. Po prostu ktoś sobie biegł. I tak nagle z dwóch osób biegnących koło siebie okazało się, że biegniemy razem. Kiedy jeden z nas przyśpieszał, drugi robił to samo – gdy drugi zwalniał, to razem trzymaliśmy tempo. Biegliśmy tak dwa kółka na równej wysokości – ja po lewej stronie ścieżki, biegacz po drugiej. 20 minut wspólnego biegu, bez żadnego słowa – nagle nasze drogi się rozeszły… ale tym razem nie bez słowa – biegacz wyjął słuchawki, odkręcił głowę w moją stronę i powiedział – Dzięki za wspólny bieg – ja tu odbijam. Nie musiał tego robić, mógł po prostu pobiec w swoja stronę …
znów … Dlaczego o tym piszę?
Wychodząc na ścieżki biegowe, bardzo popularne jest pozdrawianie się biegaczy … czy to zwykłe skinienie głową, czy też podniesienie ręki – takie amerykańskie How are You? – super sprawa – pokazuje, że biegając jesteśmy w pewien sposób zjednoczeni w jedną jak to napisał kilka dni temu pewien „publicysta” sektę – a tak naprawdę – grupę ludzi o podobnych zainteresowaniach. Dla mnie jest to niesamowite, i pamiętam jak dokładnie 4 lata temu, kiedy rozpoczynałem swoją przygodę z bieganiem podnosiło mnie to na duchu.
Piszę o tym, bo często na ścieżkach można też spotkać biegające osoby, które w nosie mają to, żeby wymienić ze sobą gest pozdrowienia… Mnie osobiście to razi… nie oczekuję od osoby która właśnie męczy przebieżkę, żeby się uśmiechała do mnie i machała ręką, ale gdy każdy z nas biegnie po prostu przed siebie, to mijając się nic nas nie kosztuje skinienie głowy, chwilowy uśmiech czy też, to co najbardziej lubię – podniesienie ręki. Jeżeli nie masz ochoty sam być pierwszy i pozdrowić, to chociaż odpowiedz koledze, koleżance … dla mnie to trochę takie buractwo, jak mijam kogoś do kogo podnoszę łapę, a on biegnie dalej bez żadnej odpowiedzi … przykre … dlatego zachęcam Was do tego nie skomplikowanego gestu, który w moim mniemaniu na pewno będzie pozytywnie odebrany przez mijających Was biegaczy.
Małe a cieszy…
W parkach rzadko mi się to zdarza bo ludzi jest tylu, że musiałbym co chwilę.
ale nic tak nie działa jak sytuacja, w której jesteś na nie wiem, 15-17 kilometrze, totalne odludzie, nikt normalny by tu nie dobiegł a tu nagle on, taki wariat jak Ty, wymiana wzroku, obaj już wiecie, że myślicie o tym samym, skinienie głowy i lecisz dalej…
A potem do końca biegu uśmiech bo wiesz, że wariatów jest więcej :)
To prawda, małe a cieszy, podnosi na duchu i dodaje sił,prawie tak jak kibice na trasie biegu. Bardzo pozytywnie działa taki gest. Pamiętam, czerwiec zeszłego roku, pierwszy miesiąc, w którym rozpoczęłam moje regularne przebieżki, biegnę biegnę, a przede mną mężczyzna, po 50- tce spokojnie, radośnie kiwa do mnie gestem, pozdrawia mnie. A ja!? Przysłowiowa „cegła”. Wiem, Ci co mnie znają, myślę, że mnie nie stać na onieśmielenie, otóż tak zawstydziłam się, bo poczułam, że należę, do jakiejś społeczności, która ma wspólną pasję. Aha, oprócz cegły i odwzajemnienia gestu były jeszcze : banan na twarzy, gęsia skórka ( do dziś ;-)) i przyspieszenie !!!
Cały dzień spędziłam dzisiaj na śledzeniu blogów dt biegania :) niesamowite jest to, że ludzie są tak wkręceni :). Od jutra startuję sama :D, mam nadzieję, że niedługo spotkam jakiegoś wariata/tkę, którego/ą będę mogła pozdrowić :).
na pewno :) powodzenia w pierwszym biegu :) koniecznie daj znac jak poszlo :)