„Opisać przeżycie jakim jest maraton komuś, kto nigdy tego nie doświadczył, to jak próba opisania koloru komuś, kto urodził się ślepy” mawiał Jerome Drayton. „W rzeczy samej, my maratończycy, jesteśmy inni niż pozostali ludzie. Jeśli chcesz coś wygrać – biegnij na 100 metrów. Jeśli chcesz czegoś doświadczyć – przebiegnij maraton: wtórował mu Czech Emil Zatopek.
Kiedy myślę o maratonie, przypominają mi się przygotowania do mojego debiutu 3 lata temu. Wtedy to było coś niesamowitego … po raz pierwszy wyznaczyłem sobie w życiu cel, który z pozoru wydawał się całkowicie nieosiągalny. Przygotowania do tamtego maratonu (w Poznaniu) to było odkrywanie czegoś we mnie, o czym nie miałem pojęcia. Okazywało się, że mogę biec dalej, szybciej …. To było coś nowego, nieznanego – z każdym treningiem przekraczałem swoje granice.
Wstawanie o 5tej było całkowicie poza moim zasięgiem. Musiałem mocno walczyć, żeby w środy, zwlec się z łóżka, na długie 20 kilometrowe treningi w drugim zakresie (wtedy to było 5:20 :)). Zacząłem chodzić spać o 21, co dla mojej tamtego czasu standardowej godziny koło północy było niezłym wyzwaniem.
Kiedy w ubiegłym tygodniu biegałem rano, nade mną zniżały się do lądowania samoloty. Poczułem się dokładnie tak samo, jak trzy lata temu, kiedy podczas porannych treningów jeden za drugim wracały z nocnych lotów do warszawskiej bazy.
Ostatnie dwa lata to mocne przestawienie się na triathlon. Przekraczanie kolejnych granic. Uwielbiam triathlonowe weekendy, kiedy przez całe wakacje żyję na walizkach, jednak w mojej głowie ciągle czegoś brakowało. Na poziomie triathlonu mam całkiem niezłe bieganie – zazwyczaj wpadam w pierwsze 10% wyników, kiedy rower i pływanie są w pierwszych 25%. To na dwóch pierwszych dyscyplinach TRI musiał najbardziej opierać się mój triathlonowy trening. Brakowało mi biegania … nawet spierałem się z treneiro, że ja przecież z takiego treningu to żadnego wyniku w bieganiu nie zrobię. Odszczekuje to – how how … pływanie i rower pozwoliły mi na całkiem niezłą poprawę wyników biegowych i wzbicie się na kolejny biegowy poziom. Ponad rok temu w Wiedniu pobiegłem swój ostatni mocny maraton i wyszedł on dokładnie jak miał wyjść (klik klik). W międzyczasie pojawił się Nowy Jork, ale to było całkowicie turystyczne bieganie.
Po mocnym sezonie triathlonowym, gdzie udało się poprawić wyniki na wszystkich dystansach pora wrócić do korzeni … Przez ostatnie dwa tygodnie zrobiłem sobie luz, jakiego nie miałem przez ostatnie 3 lata. Nie miałem planu treningowego … założenie od Łukasza było jedno – ruszaj się na tyle na ile masz ochotę około 3-4 razy w tygodniu. I tak robiłem – chciałem iść biegać – szedłem na 8 kilometrów. Nie chciałem? – po prostu spałem … W pierwszym tygodniu jedyne co zrobiłem to dwa razy biegałem, raz wszedłem do wody na 20 minut. No i poszliśmy z chłopakami w góry … To też swojego rodzaju ewenement … pojechać do mojej ukochanej Szklarskiej (dlaczego ją tak lubię – klik kilk) i nie zrobić żadnego treningu … korciło mnie, żeby pobiegać, ale luz to luz :) Zrobiliśmy sobie 18 kilometrową wycieczkę po Karkonoszach i tyle … Już po pierwszym tygodniu poczułem, że odpocząłem – wróciła mi chęć do trenowania, ale wiedziałem, że jeszcze trzeba trochę poleniuchować. Po raz pierwszy po zawodach w Chodzieży wsiadłem na rower po 12 dniach. Nawet polar zaczął pokazywać, że wchodzę już w stan niedotrenowania. I dobrze – o to właśnie chodziło.
Dopiero teraz w weekend zrobiłem dwie dłuższe aktywności – specjalnie nie nazywając ich jeszcze treningami. W sobotę zrobiliśmy z Karoliną 75 km wycieczkę na pączka, a wczoraj poszedłem rano pobiegać … W głowie chodziło 20 kilometrów, ale pamiętając, że dopiero wracam, skończyłem na 16tu. Bałem się też ochrzanu od trenera :)
correr & comer
Pora odkryć karty. Za 97 dni stanę na lini startu w hiszpańskiej Maladze. Tym samym zaczynamy projekt #metaMalaga. Meta to po hiszpańsku cel. W tym wypadku cel to meta :) Run Eat to w końcu bieganie i jedzenie, a jeszcze do tego jak dołożymy #RunEatTRIps to już w ogóle pełnia szczęścia. Plan na wyjazd jest następujący.
1 grudnia w czwartek wylatujemy z Polski i przylatujemy do Malagi. Dwa dni aklimatyzacji i w niedzielę 4 grudnia podbijamy maraton. Nie odnoszę się jeszcze do żadnych konkretnych cyferek, ale chciałbym zakręcić się gdzieś w granicy 3:00-3:10. Obecnie życiówka jest na poziomie 3:19 z kwietnia 2015. Konkretny cel ustalę razem z trenerem bliżej samego startu. Rozpoczynamy od badań wydolnościowych i zobaczymy na jakim poziomie wytrenowania się znajduję w tej chwili.
5 grudnia śmigamy zobaczyć Gibraltar, który jest całkiem niedaleko. I znów czas na odpoczynek. W mikołajki 6 grudnia wsiadamy w samolot i na 5 dni lecimy na Teneryfę. Może i uda się poleżeć trochę na plaży, choć na Hawajach nam się nie udało. Jeżeli ktoś z Was ma ochotę pojechać z nami zapraszam.
Razem ze startem #metaMalaga na blogu pojawi się sporo artykułów związanych z samymi przygotowaniami, jak i tematami około maratońskimi. Obecnie od ponad tygodnia pracuje już nad wagą startową i muszę przyznać, że efekty są lepsze niż się spodziewałem, dlatego też spodziewajcie się tego tematu już niedługo. Będzie też o jakże ważnej regeneracji, spaniu, treningu i … wszystkim czego będziecie potrzebować. Mam nadzieję, że razem z moimi przygotowaniami będę mógł też Wam pomoć trochę w wyznaczaniu Waszych celów. Bądźcie ze mną przez te najbliższe prawie 100 dni.
A cytat Pauli Radcliffe niech będzie mottem przygotowań do 6tego już mojego maratonu …
Hej,
mam dwa pytania:
1. jak w czasie przygotowan z alkoholem? pijesz? czy tylko lampke wina raz w tyg cyz zdarza ci się upić? :P
2. czemu trenujesz rano? nie lepiej dla organizmu po 16/17? Rano ma sie zwiekszony kortyzol, trening go jeszcze zwieksza, wiec sie zastanawiam czy tak Tobie wygodniej, czy tak ktos bardziej kumaty ci polecil.
Heja :)
Z Alko pije raczej tylko wino – czasami nawet kilka razy w tyg wieczorem przed spaniem – lampke czerwonego wytrawnego. Piwo sporadycznie – nie jestem wielkim fanem – musze miec na nie ochote. Mocniejszych jak jestem w treningu to nie pije – a czy zdarza sie upic? Na pewno nie do poziomu jaki kiedys na studiach mialem, ale po zaoknczeniu sezonu mielismy jeden imprezowy wieczor :)
Czemu rano? Lubie tak zaczac dzien – duzo latwiej jest mi sie zmobilizowac do stalych treningow – dzieki temu mam popoludniu czas dla znajomych np. choc w tri to czesto mialem dwa treningi dzienni. Teraz z pracy wracam po 18 i nie mialbym chyba sily isc na 20km rozbiegania :)
dzieki za odpowiedzi ;-)
a na prace mam siłe po takim ciezkim treningu? ;-)
mam czasami kolo 14/15 maly zjazd, ale daje rade :)
Generalnie po trenengu Twoja glowa lepiej dziala w robocie :) a ze w pracy uzywam glowy to jest niezle :)