„Zdziwiłem się, że w sprincie startowałeś” usłyszałem po tym starcie od kilku osób. Coś w tym może być – przygotowując się do połówki, to na ćwiartkach koncentruje się na startach kontrolnych, a te i tak wydają się „za krótkie”. O starcie w 1/8 pewnie nawet bym nie pomyślał … nie mówiąc już o tym, że w ten weekend miałem startować na połówce w USA … pojawił się tylko jeden problem. Zaraz po tym jak oddałem WTC (organizacja Ironman) kupę siana za startowe przypomniałem sobie o tym, że mój dobry triathlonowy kolega (poznany dzięki blogowaniu) ma w tym samym czasie ślub, a przecież na dobrej imprezie RunEat’a nie może zabraknąć.
Kilka tygodni temu, mój przyjaciel Arek wspomniał, że przed weselem Tomka startuje w Charzykach. Słyszałem dużo o tym miejscu i od lat chciałem tam wystartować, tyle, że zawsze było jakieś ale – a to nie było mnie w Polsce, a to startowałem gdzieś indziej. Skoro jest taka możliwość to dlaczego nie? Chciałem wystartować na 1/4 – ta jednak rozgrywana była w niedzielę, a po weselu mogło by to być lekko ciężkie …
Niby start z przypadku, niby kontrolny i jako mocny trening, a jednak zasługuje jak najbardziej na wpis na blogu, bo był to bardo dobry start w moim wykonaniu, choć jak zawsze mam do siebie kilka zastrzeżeń…
Agnieszka Jerzyk przed Sierakowem wspomniała, że zastanawia się, czy jest jeszcze się w stanie rozpędzić na tak krótkim dystansie i przyznam, że i mi to przeszło przez myśl. 475 m pływania brzmi jak jedno z zadań podczas 3000m treningu na basenie. 22.5 km to trochę jak rozgrzewka na 60 km rozjeździe, nie mówiąc już o 5 km biegu na deser. Sęk w tym, że tu nie ma miejsca na tworzenie konkretnych założeń, rozmyślanie, co gdzie kiedy … Od początku jest mocno … pływanie w pałę, rower w pałę, i bieg też w pałę. Pytanie jest tylko kiedy nadejdzie moment, kiedy odetnie zasilanie w nogach …
Stając na starcie ustawiłem się z samego przodu. Wiem, że pływanie to teraz moja mocna strona, a patrząc na ostatnie wyniki w klasyfikacji jestem już na tym samym poziomie pływania co w biegu … teraz tylko czekać, żeby rower był równie dobry! Gracjan (z mojego teamu Bydgoszcz Triathlon Team) z lekką ironią zapytał, co ja tutaj robię, na co z pełnym uśmiechem odpowiedziałem, że zamierzam szybko płynąć i jeśli chce to niech łapie mi nogi w wodzie… (zawsze odstawałem bardzo od niego …).
Punkt 8 ruszyliśmy. Chciałem utrzymać tempo ok 1:30 min/100m. Pływanie dość proste – około 200m do pierwszej boi, 100 do kolejnej i niecałem 200 do wyjścia z wody. Przy tak krótkim pływaniu nie ma nudy. Od początku jest mocno – kiedy była możliwość starałem się trzymać uciekające przede mną bąbelki, jednak często te były za wolne więc wyprzedzałem żeby móc trzymać swoje tempo. To było też jedno z cięższych pływań na zawodach – kilka razy złapany byłem za nogi, jak by ktoś chciał żebym go pociągnął do brzegu – Gracjan to Ty?
Ostatnio czuję, że płynę – kiedy wystawiasz głowę żeby złapać powietrze i widzisz jak szybko przesuwasz się w stosunku do linii brzegowej to wiesz, że poranne wstawanie o 5 na basen przynosi efekty. Zanim się obejrzałem poczułem pod rękoma dno – zrobiłem jeszcze dwa, trzy ruchy wstałem i zatrzymałem zegarek. 6:51 – WOW !!! Nie ma jednak czasu na świętowanie – trzeba dalej grzać!
Po pływaniu byłem 21 open – ekspresowa strefa zmian T1 i na trasę rowerową wyruszyłem już jako 11 open … Pisałem już kiedyś o tym, ale polecam z całego serca – ćwiczcie strefy zmian – wyjście z wody, rozpinanie pianki. Pamiętajcie gdzie jest rower… T1 i T2 to naprawdę miejsce, gdzie można zyskać, ale i wiele stracić …
Rower chciałem pojechać najmocniej jak się da. Po Sierakowie gdzie pojechałem 194W NP założeniem było celować powyżej 200 W co było dla mnie trochę psychologiczną barierą. Ruszyłem mocno – nie kalkulowałem tylko cisnąłem w korby ile wlezie. Sporo się zmieniło w mojej jeździe – zacząłem jak to Krasus nazywa jeździć świadomie. Razem z Kalachem pracujemy nad tym, żebym wykorzystywał to co wytrenowałem a przy każdym treningu widnieje dopisek, żebym pamiętał o stopie! Może i mam kenijskie łydeczki, ale te też można zmusić do wykrzesania mocy.
Po raz pierwszy nie byłem aż tak często wyprzedzany. Gracjan dojechał mnie gdzieś na 5/6 kilometrze i jeszcze kilka razy obejrzał się, czy jestem za nim. Wiedziałem, że do Arka (który miał 50 sekund przewagi po pływaniu) mam około minutową stratę na 10 kilometrze kiedy się mijaliśmy. Dojechałem do nawrotki – na liczniku średnia 36.9 km/h i moc 215 W.
Zostało tylko wrócić lekko pod górkę i nie stracić tego co już wypracowałem. Droga powrotna była lekko cięższa – tu kilka osób mnie wyprzedziło a ja jak zawsze odpuszczałem korby, żeby nie siedzieć na kole – pewnie straciłem na tym kilkanaście sekund, ale przynajmniej nie mam sobie nic do zarzucenia. Końcówka roweru lekko wolniejsza – zrobił się mały tłok na dojeździe do belki.
Ogólnie trasa bardzo przyjemna – raz lekko pod górkę, raz lekko z górki, tylko strasznie słaby asfalt … sporo dziur i wybrzuszeń – raz nawet rurka od bidonu wybiła mi prawie moje jedynki, które i tak juz od lat są w połowie sztuczne. Koniec końców rower skończyłem z 210 W i średnią 35.9 km/h – to mój najmocniejszy rower jaki kiedykolwiek pojechałem i choć wie, że to krótki dystans, to myślę, że mógłbym utrzymać to na ćwiartce. A do tego to bardzo dobry bodziec treningowy przed 70.3 IM Elsinore, które już za tydzień.
Przyszła kolej na T2 … coś co jest moim konikiem tym razem całkowicie zawaliłem. Nie wiem czemu wsadziłem rower od dupy strony obracając go o 180 stopni. Zakładanie paska zajęło mi połowę całej strefy … porażka kompletna.
Kiedy już się uporałem z numerem chwyciłem czapkę, okulary i zimną wodę i wystrzeliłem na bieg. Dawno nie czułem tak luźnych nóg. Rozmawiając z Łukaszem przed startem powiedziałem, że chciałbym pobiec poniżej 4 min/km a Kalach tylko dodał, żebym nie zaczął za szybko. 5 kilometrów – tu nie ma co analizować – trzeba biec ile sił w nogach, a jednocześnie ma to boleć …
Pierwszy kilometr pyknął w 3:56 min a ja nawet nie czułem zmęczenia … Przestraszyłem się, że jest za szybko i starałem się trzymać tempo w okolicy 4 min/km. Kiedy spoglądałem na międzyczasy patrzyłem, czy biegnę równo i każdy znacznik łapałem na średnio wymarzone 4 minuty. Popełniłem tu błąd, że nie zaryzykowałem, żeby biec mocniej – tak naprawdę to cały bieg był w strefie komfortu. Serce radowało się, że biegnę to co chciałem, a głowa strajkowała, żebym nie przyśpieszał. Coż – dopiero powoli uczę się wychodzić poza strefę komfortu i wierzę w to, że następnym razem zaryzykuje na przyśpieszenie wcześniej niż na 200 metrów do mety.
Pobiegłem równo ze średnia 3:59 min/km a na mecie po prostu się zatrzymałem, jak bym dopiero co zrobił rozgrzewkę. Zadowolony, że wszystkie trzy konkurencję wyszły jak należy, a jednocześnie lekko zawiedziony, że nie odpaliłem na biegu mocniej – coż podobno zawsze od siebie dużo wymagałem.
Przed startem postanowiłem pościgać się z Arkiem, nie licząc jednak roweru, który ma dużo mocniejszy. Arczi pływa mocniej ode mnie, natomiast ja obecnie jestem w lepszej dyspozycji biegowej co pozwala nam na fair rywalizacje. Po pływaniu Ewa krzyknęła o 50 sekund straty – wiedziałem, że jest to do odrobienia na biegu. Strefy mamy obaj bardzo dobre, ale Arek tym razem rozbił bank. Fakt – w T1 pomogło mu nie ściąganie pianki, ale te 40 sekund w T2 to mistrzostwo świata i Charzykowych okolic! Czapki z głów … Jaki był wynik? Przegrałem o 2 sekundy … co to są dwie sekundy? To właśnie to moje gramolenie się z paskiem w T2, to nie odważne bieganie, a w końcu to spóźnione przyśpieszenie do mety … Arek – GRATULUJE – zobaczymy co będzie następnym razem :) Może nawet kiedyś jeszcze z rowerem będę w stanie z Tobą rywalizować :P ?
Polecam wszystkim imprezę w Charzykach – mała, klimatyczna, ale okolice naprawdę przepiękne. Nawet myślę, żeby pojechać tam kiedyś na jakiś dłuższy weekend – w końcu w Borach Tucholskich spędziłem kilka lat podczas wakacji na obozach harcerskich.
A po starcie bawiliśmy się do białego rana na weselichu :) Nie pamiętam kiedy kończyłem imprezę za świtu, a to wszystko w towarzystwie osób, z którymi rano bawiliśmy się na triathlonie.
Ja już powoli wrzucam na luz – za 9 dni start na połówce w Danii więc czas łapać świeżość! Nie bójcie się nowych bodźców w treningu – taki start na 1/8 to nawet w przypadku dłuższych dystansów dobry pomysł na przepalenie nogi – fajne doświadczenie. Powodzenia podczas weekendowych startów – oby były tak udane, jak mój w ubiegłym tygodniu w Charzykach.
A może zamiast zapinać paska z numerem mieć go już zapiętego? Bierzesz całość do ręki, wkładasz jedną nogę, potem drugą, podciągasz do góry i ogień na bieg. Ja od jakiegoś czasu tak robię i jest szybciej.
Pozdrawiam
jest tez taka metoda – musze przecwiczyc wczesniej na sucho :)