I jak tu nie biegać … taka data … cztery lata temu pierwszy raz wyszedłem na przebieżkę, a tu plan treningowy na dzisiaj zakłada regeneracje. No cóż – żeby biegać, trzeba odpoczywać, szczególnie, że do startu, który planowałem już pół roku temu pozostało tylko 5 dni.
Miesiąc temu dość głośno zrobiło się na facebooku, że wyszła nowa książka dotycząca biegania. Marketing szeptany spełnił swoją rolę idealnie i poprzez kilkanaście postów u kilku znajomych biegaczy i biegaczek dowiedziałem się o istnieniu tej pozycji. Pomyślałem sobie … kupie ją po powrocie z nart i przeczytam … chciałem nawet pójść na spotkanie autorskie, ale to był ten czas kiedy się pochorowałem, więc to co się działo na spotkaniu obserwowałem na zdjęciach i postach znajomych na fejsbuniu. Tymczasem na 3 dni przed wyjazdem u Ani na blogu Ania biega pojawił się dość (niezbyt) skomplikowany konkurs. Trzeba było podać gdzie i jaką życiówkę zrobiła Beata Sadowska w maratonie. Szybka rozmowa z wujkiem google dała odpowiedź i udało się wygrać książkę. Dotarła do mnie na dzien przed wylotem na narty, tak więc miałem plan, że będzie to idealny zabijacz czasu na podróż w Alpy.
Książka nie byle czego .. prawie 300 stron, więc myślę sobie, starczy spokojnie na lot w dwie strony. Podczas lotu do Zurychu udało mi się przeczytać kilka stron, bo było dużo innych ważnych tematów w okolicy, tak więc książka została odłożona do plecaka. W drodze powrotnej wszyscy dookoła już przysypiali w samolocie, tak więc jak zabrałem się za czytanie. Jako, że nie jestem osobą, która połyka książki to moje zdziwienie było wielkie, gdy po 2 godzinach lot okazało się, że jestem na 200 stronie… ale po kolei …
I jak tu nie biegać Beaty Sadowskiej to jedna z nowości ostatnich dni na polskim rynku literatury biegowej. Książka, która po prostu jest inna … pokazująca wszystko to, co w bieganiu jest mi osobiście bliskie. Przez większość książki miałem wrażenie jakbym czytał swoje wrażenia na temat biegania, tylko z innych miejsc i w dużo lepszej oprawie językowej.
Fragment w którym Beata pisze, że jak biega z planem treningowym, to biega a aptekarską dokładnością doprowadził mnie do łez :) Wyszło na jaw, że to nie tylko ja jak mam przebiec 12 km a te 12 km będzie 100 metrów od domu to się zatrzymam i po prostu dojdę do domu nie biegnąc. Podobnie gdy celem treningu jest 10 km a dobiegam pod klatkę, a na garminie widzę 9.95 to pobiegnę dalej kawałek ulicą, żeby pokazało się dokładnie 10. W końcu tyle było zaplanowane na dzisiaj.
Przez dużą część książki byłem zazdrosny o to, że Beacie udało się już tak dużo odwiedzić fajnych miejsc biegowych, tyle przebiec … Dzisiaj biegający kolega do mnie napisał : „W sumie to tylko tego Madrytu nie rozumiem”. Dla kolegi dziwne było to, że lecę kilka tysięcy kilometrów, żeby pobiec półmaraton – bo to czas i koszty… Wtedy natychmiast przypomniało mi się, że właśnie to w bieganiu jest fajna sprawa, że można jeździć po świecie i jednocześnie biegać. I to jest właśnie jeden z tematów, o który zahacza autorka w swojej książce. Mnie osobiście zainspirowała do odwiedzenia kilku biegów, po tym w jaki sposób zostały opisane.
Książka jest wyjątkowa – dość gruba jak dla mnie (no bo ile można pisać o bieganiu … 300 stron?), a czyta się idealnie. Pokazuje jak można łączyć pasję – bieganie ze swoją pracą, podróżami, rodziną. Jest to swojego rodzaju pamiętnik historii biegowej, pamiętnik, który powoduje, że myślisz sobie … to bieganie to fajna sprawa. Można zrobić tyle innych fajnych rzeczy a przy okazji biegać.
Do współpracy zaproszony został Kuba Wiśniewski – jeden z lepszych trenerów biegowych jakich znam. Co jeden, dwa rozdziały pojawia się mini rozdział gdzie Beata rozmawia z Kubą na temat biegania – jak to robić żeby miało sens – znajdziemy tam sporo ciekawych porad, które dla biegacza amatora mogą stanowić dobre źródło wiedzy.
Poza Kubą w książce znajdziemy wypowiedzi znajomych Beaty, którzy też biegają, tak więc historię, którą opowiada nie ogranicza tylko do siebie. Pozwala nam pokazać jak bieganie widzą też inne osoby. I to jest właśnie to co czyni tą książkę wyjątkową. Pokazuje, że biegacze to jedna wielka rodzina, i każdy z nas może przeżywać bieganie na swój własny sposób. Zaproszone osoby nie tylko opowiadają o miejscach jakie odwiedziły, ale dzielą się też swoimi przepisami. Wypróbowałem już niektóre :) Omnomnomnom :) Całkiem dobre.
Książka przeznaczona jest dla każdego – i dla kogoś kto jeszcze nie biega, i chce poznać ciekawą historię i zainspirować się przeżyciami autorki, ale także dla tych, którzy już w nogach mają trochę kilometrów. Mnie zainspirowała to odwiedzenia kilku miejsc. Czyta się przyjemnie i szybko, tak więc jeżeli szukacie lektury na weekend to ta książka będzie idealna :) Polecam z czerwonym winem :)))
Dawkuję ją sobie prawie jak lekarstwo:) jedna z moich ulubionych.
681417 514632Totally indited content material , Actually enjoyed searching at . 541130