Epilog z definicji jest końcową częścią utworu – zazwyczaj epiki lub dramatu. I takim może też być pokonanie dystansu IronMana. Z jednej strony może być to niezłą dramaturgią – warunki pogodowe, trasa, problemy żywieniowe, czy bomba. Z drugiej może być epickim przeżyciem, bo pokonania 3.8 km pływania, 180 kilometrów i maratonu nie jest czymś co robisz każdego dnia. Sam maraton miał kiedyś 40 kilometrów, jednak dla króla Edwarda VII przesunięto metę pod trybuny wydłużając dystans o dodatkowe 2 kilometry 195 metrów.
To właśnie ten dodatkowy fragment trasy był najbardziej epicki. Pisząc ta przechodzą mnie ciary, a jednocześnie pojawiają się łzy w oczach. Niesamowitym jest fakt, że mimo, że minęło już trochę czasu, jestem w stanie odtworzyć praktycznie każdy metr tej trasy. Pływanie, rower, bieg – w sumie 226 kilometrów, a w głowie buzują takie emocje, które zapamiętujesz na całe życie.
Ostatnie 2 kilometry to już druga pętelka po centrum Sacramento – obiegamy przepiękny Capitol (urząd stolicy stanu California), a następnie wbiegasz na końcowe 195 metrów prowadzących do upragnionej mety. Pokuszę się o stwierdzenie, że na tym finishu czas na chwile się zatrzymuje. Zegar cały czas bije, ale ta niecała ostatnia minuta wyścigu trwającego kilkanaście godzin w mojej głowie trwa wiecznie. I ja nie chcę żeby ona się kończyła. Przypomina mi się jak dostaje telefon od Runners World, zapraszający do Wyzwania przebiegnięcia maratonu w 2013 roku. To wtedy trafiam pod opiekę Kalacha, i tak pracujemy razem od blisko dziesięciu lat. Przypomina mi się meta mojego debiutanckiego maratonu w Poznaniu. To obraz, kiedy po raz pierwszy widzę na żywo triathlon w Sierakowie, żeby po dwóch tygodniach wystartować w super sprincie w Płocku. To przywoływane emocje z pierwszej połówki w Kazachstanie, czy podium w olimpijce na Tajwanie. Każdy krok, zbliżający mnie do mety tego premierowego IronMana to kolejne szufladki w głowie. To triathlon w Nowym Jorku, mistrzostwa USA w Cleveland, czy uczestnictwo w Mistrzostwach Świata 70.3 IM. To niesamowite wspomnienia – ludzie, poranne treningi o wschodzie słońca. To wspólne przygody podczas wyjazdów po całym świecie. To też te momenty, podczas których nie szło tak jak chciałem – to nie porażki, a lekcje. To wszystko to co powoduje, że każdego dnia chcesz więcej i więcej …
Meta jest już na wyciągnięcie ręki. Podnoszę ręce wykazując niesamowitą radość, żeby dosłownie sekundę później rozbeczeć się jak dziecko. Zakrywam oczy, ale chwilę później ręce znów są w górze. Te ostatnie sekundy to prawdziwa burza emocji, których nie jestem w stanie w ogóle kontrolować. To tłum ludzi bijących brawo, kiedy zbliżasz się do tego upragnionego momentu. Już za chwilę dane będzie mi przekroczenie mety … tej mety, którą wypowiedziałem na początku biegu do Matiego, że to jedyne co teraz chcę …
To tak dziwny czas, że czujesz, że coś się zaraz skończy … coś na co pracowałem nie od kilku ostatnich miesięcy, a tak naprawdę przez kilka lat, jak nie całe życie. Mam wrażenie, że czas, kiedy w głowie zorientowany jestem na celu IronMana zmienia mnie jako człowieka. Zawsze byłem konsekwentny – tu jednak czuję, że to jest zupełnie inny rodzaj konsekwencji – to nie tylko sumienne wykonywanie treningów, ale też robienie tego z głębi serca. Serio – przez ani sekundę przygotowań, czy samych zawodów nie pomyślałem, żeby odpuścić. To czas, który budował we mnie jeszcze większe pozytywne nastawienie do życia. To bardzo dużo przemyśleń – na temat tego kim jestem, co robię – co chcę robić. To rozmyślania o ludziach którymi się otaczam. To pomysły na nowe cele, wyzwnia …
Jeszcze tylko kilka kroków – czuję, że jestem w niesamowitej euforii. W centrum wydarzeń, kiedy wszyscy się na Ciebie patrzą, ale z drugiej strony jestem tu sam na sam ze sobą – tu i teraz. Nie widzę Anety i Matiego, ale ich słyszę. Słyszę głos Mike’a Railly’iego, ale nie rozumiem słów które wypowiada… (dopiero oglądając filmik, jestem w stanie to przyswoić …)
Łukasz – 40 year old from Poland, 1st timer – YOU ARE AN IRONMAN !!!
I jest … koniec … wbiegam na podest zatrzymując zegar, który w tle cały czas odliczał kolejne sekundy …
CZAS: 11:11:08
MIEJSCE OPEN: 208/2609
MIEJSCE W KATEGORII: 33/321
Jestem w pierwszych 8% zawodników, którzy ukończyli ten wyścig. Naprawdę ciężki ze względu na wiatr, który wszystkim próbował pokrzyżować plany, jednak czy to nie właśnie tym jest ten dystans? Pokonaniem samego siebie, i wszystkich przeciwności, które pojawiają się w ciągu dnia? Mimo, że zegar odlicza czas, to jest to ściganie się z dystansem – to zawody, gdzie cały czas musisz podejmować decyzje, które doprowadzą Cię do tych słów: YOU ARE AN IRONMAN.
Czy jest to nadludzki wysiłek? Tu akurat nie szedłbym aż tak daleko. Dla kogoś kto sumiennie trenuje, to jest to do zrobienia. Jedno jest pewne – zgodnie z hasłem IronMana – Anything is Possible – jeżeli czegoś chcesz, i będziesz na to mocno pracować to naprawdę można góry przenosić.
To był mój najlepszy wyścig triathlonowy w życiu i mimo, że jest spory niedosyt ze względu na wynik, to jestem przeszczęśliwy, że tak to się wszystko potoczyło … cieszę się, że jest we mnie dalsza chęć do kolejnego startu na królewskim dystansie. Cieszę się, że był kryzys podczas biegu. Cieszę się, że byłem jednym z Top 10 najszybszych zawodników spośród blisko 3000 osób w strefach zmian. Jestem niesamowicie wdzięczny za wsparcie Anety, Mateusza, całej grupy IM Remiś na whatsappie, która w nocy nie spała i dopytywała co się ze mną dzieje. Jestem wdzięczny za przyjaźń i pracę z Kalachem, za to, że mój najlepszy przyjaciel Bybro, kupił mi kiedyś buty do biegania i powiedział, że jestem gruby. Wdzięczny za wsparcie rodziców, i za to, że nigdy we mnie nie wątpliwie i pozwalali na moje szalone pomysły. Jestem wdzięczny, za prowadzenie bloga – za to, że jesteście częścią tej przygody – bo to naprawdę daje energii, kiedy jesteś na trasie. Jestem też wdzięczny, tym którzy wątpili. Bo to oni wątpili, a nie ja. To też mocna lekcja, żeby wiedzieć kogo mieć koło siebie, bo życie jest za krótkie, żeby przejmować się wewnętrzną frustracją innych.
To właśnie jest dla mnie IronMan … konsekwencja, zarządzanie kryzysowe, wdzięcznośc i lata, które są z Tobą, kiedy realizujesz swoją pasję. To wszystko składa się na to, żeby usłyszeć słowa: Łukasz … You are an Ironman.
A czy zrobiłbym coś inaczej? W wieczór po zawodach powiedziałem, że nie – gdybym wtedy mógł, to pewnie bym tak zrobił. Dziś z perspektywy czasu mam już przemyślenia, które chciałbym wcielić w życie przed kolejnym długim dystansem, ale o tym to już w kolejnym odcinku …