Zawsze jest tak, że koniec czegoś jest początkiem nowego. To prawda tak oczywista, jak to, że każdy kij ma dwa końce. I to właśnie te końce, przeobrażające się w początki sprzyjają postanowieniom. Najpopularniejsze te noworoczne, które często kończą się po dwóch tygodniach, a jak dobrze pójdzie to z końcem miesiąca, kiedy to na siłowniach zrobi się luźniej. Gdzie w takim razie sens, gdzie logika?
To, że zacznę ćwiczyć od poniedziałku, albo od pierwszego słyszałem już od znajomych miliony razy. Świetnie :) Trzymam kciuki, choć osobiście uważam, że najlepszym momentem do tego żeby zacząć jest tu i teraz :) Po co czekać? Czekanie tylko sprzyja temu, żeby nie zacząć. Ile razy mówiłaś/mówiłeś, że zacznę się zdrowo odżywiać, regularnie biegać, chodzić spać od 1 stycznia? Nie ważne :) Nie ma co patrzeć wstecz, jeżeli naprawdę myślisz o zmianie, to zrób to od dziś. Jeśli to, że właśnie rozpoczął się nowy rok pomaga Ci mentalnie nastawić się na zmianę to tylko lepiej. Czas wymienić mówienie o czymś w działania. Od gadania jeszcze nikt nic nie osiągnął, a od czynów można zajść naprawdę daleko.
Dla mnie Nowy Rok to nie postanowienia, a raczej cele jakie wyznaczam sobie na najbliższe 364 dni. To działanie zaczyna się zawsze 2 stycznia. Czemu drugiego? Nie oszukujmy się, dla większości ludzi pierwszy dzień nowego roku zazwyczaj nie istnieje. Kiedyś przez pierwszą połowę dnia spałem, a przez drugą rozmyślałem lecząc kaca, czy jest w ogóle sens wychodzić z łóżka. No bo po co, skoro już prawie dzień się kończy, a za oknem jest już ciemno. Tradycją jest to, że w pierwszy dzień roku jem na kolację pizzę – a to przecież wyklucza postanowienia o diecie, więc jedziemy z tematem zawsze od drugiego.
Od kilku lat mam to szczęście, że mogę wstać z samego rana z uśmiechem na twarzy bez potężnego bólu głowy. Nie oznacza to, że sylwestrową noc siedzę o przysłowiowym suchym pysku :) Jak już o sylwestrze mowa, to przyznam się szczerze, że nie cierpię tego dnia. Mam wrażenie, że panuje wszechobecne mega ciśnienie, że tego dnia to trzeba koniecznie imprezować. Jak dla mnie to dzień jak co dzień i od kilku lat zarzekam się, że będę tego dnia po prostu spać, choć nigdy mi to nie wychodzi. Dwa lata temu o 21 na totalnym spontanie wsiadłem w samochód, pojechałem 45 kilometrów pod warszawę do Arvinda (FitBack.pl) – posiedzieliśmy, pogadaliśmy, podjedliśmy – wybiła północ – wypiliśmy szampana, wsiadłem do samochodu i wróciłem do domu. Rok temu spędziłem ten wieczór z Dorotą i Łukaszem – moim trenerem. Drink z trenerem smakuje najlepiej :)
W tym roku było podobnie – nie planowałem nic konkretnego – jak się okazało wszyscy moi bliscy znajomi, którzy rozjechali się po Polsce, postanowili tego dnia zjechać się do Warszawy, więc wybór był oczywiste – ten wieczór spędzę z nimi, i tak jak kiedyś przebijaliśmy z klubu do klubu, tym razem siedzieliśmy przy dobrym jedzeniu, winie i graliśmy w tabu. Może się starzeję, i okres picia do białego rana mam już za sobą, ale jak dla mnie to w tym całym szaleństwie sylwestrowej nocy nie chodzi o to, żeby zachlać pałę, ale o to, żeby spędzić go z bliskimi ludźmi – bo to właśnie przyjaźnie nadają sens życiu.
O moich celach sportowych na najbliższy rok, napiszę Wam osobny wpis, a na razie chciałbym podzielić się z Wami moimi 16 wyzwaniami, które będę starał się spełnić w 2016 roku.
Treningi
1. Nawroty na basenie – do tej pory w 95% podczas treningów pływackich dopływam do krawędzi basenu, łapię się brzegu i zaczynam płynąć w drugą stronę. Mimo, że umiem mniej lub bardziej robić nawroty, to jakoś podświadomie staram się ich unikać, bo po którymś zaczyna mi się gorzej płynąć. Wypadam z rytmu. Nie robienie nawrotu powoduje chwilowy – sekundowy odpoczynek, tak więc ułatwianie sprawy. Na ten rok podnosimy poprzeczkę i staram się pływać wyłącznie z nawrotami.
2. Trening siłowy i rozciąganie 2 x tydzień – muszę przyznać, że ostatnio strasznie to zaniedbałem, a mięsień nie używany szybko zanika :) Dwa razy w tygodniu planuje wdrożyć 30-60 minutowe sesje rozciągania wraz z ćwiczeniami siłowymi oraz na mięśnie brzucha i grzbietu. Mocny brzuch i plecy to podstawa szybszego biegania, dzięki czemu przy dłuższym wysiłku jesteśmy w stanie trzymać poprawną postawę i technikę.
3. Zwiększyć obciążenie na trenażerze – rower to moja najsłabsza dyscyplina w triathlonie. Częściowo przez głowę i strach, że jak pocisnę za mocno, to nie pobiegnę za dobrze, ale jak wiadomo żadna maszyna, nawet ta za 40 tysi sama na zawodach nie pojedzie. Podkręcamy śrubę na treningach i obciążenie na rozjazd wskakuje o 2 kreski mocniej jak w ubiegłym roku. Może w końcu zacznę się pocić :)?
4. Pić więcej wody – o ile jestem całkowicie świadomy tego, że wody pić trzeba dużo, to ostatnio więcej piłem zimowej herbatki (KLIK KLIK po wpis), niż samej wody. Plan jest nalać z rana w pracy bidon wody i wypić jeden w pierwszej połowie dnia, drugi po obiedzie, przed wyjściem z pracy. Do tego woda podczas treningu na basenie, czy siłowni – kolejny bidon to opróżnienia.
Podróże
5. Odwiedzić w tym roku min 6 państw w których pobiegam. Styczeń to Rzym, marzec Hiszpania, Kwiecień – Francja i prawdopodobnie Węgry, tak więc na pozostałem osiem miesięcy jeszcze trzy miejscówki do odwiedzenia, w tym jesienny maraton :)
6. Pojechać do Szczecina – dlaczego akurat tam? Bo dzięki blogowi zakumplowałem się z jednym z Was i już obiecywałem pojawienie się tam roku temu na triathlonie, a wyszło jak wyszło i tego polskiego „nadmorskiego” miasta jeszcze nie odwiedziłem.
Jedzenie
7. Nie jeść słodyczy i paluszków (aż tyle …). U mnie sprawa z zrzucaniem wagi na okres startowy jest prosta – wystarczy, że wyeliminuje słodycze i słone przekąski i w miesiąc jestem odchudzony o 3-4 kilo, osiągając idealną wagę startową. O ile za słodyczami może tak bardzo nie przepadam – w ubiegłym roku tylko 20 tabliczek czekolady i jakieś 240 batoników to od słonych paluszków jestem chyba uzależniony :) Tak więc sory – ale idziecie w odstawkę :) No czasem coś tam skubnę :)
8. Poznawać nowe smaki – chciałbym co najmniej raz w miesiącu odwiedzić nowe miejsce na kulinarnej mapie czy to Warszawy, czy Polski próbując przy tym, czegoś czego wcześniej nie jadłem, jednocześnie dzieląc się z Wami z wrażeniami z danego miejsca, a może i też próbując odtworzyć dania we własnej kuchni?
9. Blendować i koktajować – wczoraj usłyszałem w radiu, że trendem na nadchodzący rok będzie blendowanie. Uwielbiam ten sposób przygotowywania jedzenia, a jako, że mam zarówno Nutribulleta, jak i niezła wyciskarkę do soków, to chciałbym, aby minimum jeden posiłek dziennie był przygotowowyany właśnie w ten sposób – czy to koktajl po treningowy, sok z buraka, czy wielowarzywny, albo i pesto (przepis KLIK KLIK) lub inna dobra pasta do makaronu powstała poprzez połączenie różnych smaków.
Życiowe
10. Częściej widzieć się z rodzicami – wiem, że rozumieją to, że jestem zabiegany w przenośni i dosłownie, ale po prostu chcę częściej się z nimi widzieć – przecież nie ma nic lepszego jak obiadek u Mamusi :).
Stałe od lat
11. Teatr raz w miesiącu – tu nie ma co tłumaczyć – uwielbiam chodzić do teatru na musical, czy dobrą komedię. Lubię dobrze się ubrać, zabrać koleżankę, czy mamę i spędzić z nimi kulturalnie wieczór przy lampce dobrego czerwonego wina w przerwie. Na styczeń mam już w planie dwa wyjścia, luty też już zaplanowany – tym razem filharmonia. O ile nie jest łatwo mi pójść spontanicznie na takie wyjście, to planując je odpowiednio wcześniej jestem w stanie wrzucić to w plan treningowy i innych obowiązków i mogę cieszyć się chwilą.
12. Raz w miesiącu zrobić coś innego – ile można trenować – czasami trzeba zrobić jakiś skok w bok, tak więc plan jest, żeby raz na trzydzieści dni pójść zrobić to co sprawia mi przyjemność, a nie ma na to czasu na co dzień. W styczniu planuję pójść na wystawę klocków lego i jak uda się jeszcze to zagrać w squasha. W lutym spróbuję pójść poskakać na trampolinach i jak się uda to wyskoczyć na jakiś weekend na narty, których mocno mi brakuje.
13. Minimum jeden wpis na blogu w tygodniu – im więcej dla Was piszę tym bardziej mi się to podoba. Mam zamiast nie ograniczać się wyłącznie do biegania czy triathlonu, ale chciałbym też pójść mocno w część, że tak to ujmę lifestylową, nie mówiąc już o podróżach. Jeden wpis na tydzień to minimum, aczkolwiek postaram się dwa :) Myślę o powrocie do opisywania treningów, ale tu już od Was muszę wiedzieć, czy taka tematyka Was interesuje.
14. Jedna książka na miesiąc – tu idzie mi od lat fatalnie, bo jak zabieram się za książkę to szybko usypiam :) Tak więc cel pozostaje, mam nadzieję, że z realizacją pójdzie lepiej jak w poprzednich latach.
Małe marzenia
15. Kurs wiedzy winiarskiej – po prostu chciałbym pójść posłuchać o tym, jaka jest różnica między Shirazem a Cabernet sauvignon. Spróbować róźnych smaków i spędzić miło czas – takie małe marzenie…, a marzenia trzeba spełniać, jak nie teraz to kiedy?
In pectore
16. … Mam jeszcze jeden cel, ale póki co zachowuje go dla siebie. Obiecuje, że jak tylko go zrealizuje to dowiecie się o tym :) Bo to, że go osiągnę to wiem :)
Powodzenia :)
chyba się domyslam 16stki……. , mam podobny ;)
świetne cele, szczegolnie podbają mi się tez z podrózami, teatrem i blendowaniem . Co do ksiązekm po prostu moim zdaniem , zabierasz się za takie , które Cię nie wciągają :) Jak ksiązka jest siwetnnie napisana i temat ciekawy to nie ma opcji zeby zasnąc. Ja akurat je pochałaniam. Polecam np. „Pan Bóg nigdy nie mruga” . To 50 krótkich lekcji. Jak Cię znudzi , odkładasz i wracasz jutro, nie ttacisz wątku, bo lekcje są krótkie życiowę i jestem przekonana ,że się Tobie spodobają ;) Pozdrawiam
Bardzo ciekawe te Twoje cele :-) Sporo tego, ale z tego co widać jesteś tak zorganizowany, że bez problemu ogarniesz.
I strasznie zazdraszczam Rzymu, moje marzenie maraton lub choćby półmaraton w właśnie tam. No dobra w sumie samo bieganie by wystarczyło ;-)
Natchmiona postem zabieram się za pisanie swojej listy, może nie będzie z takim rozmachem, ale od czegoś trzeba zacząć. I chyba dopisze teatr, do 100 lat nie byłam, a po głowie chodzi. Jakbyś przypadkiem nie miał towarzystwa zgłaszam się na ochotniczkę ;-)
Powodzenia w realizacji wszystkich celów.
to trzeba tylko znalezc sztuke i jestesmy umowieni :)