Nie dalej jak 31 dni temu snuliśmy plany o tym czego to nie będziemy robić w najbliższym roku. Najbardziej popularne to te, mówiące o tym, że zaczniemy się zdrowo odżywiać, chodzić wcześniej spać, czy nie odpuszczać treningów, lub jak kto woli – regularnie biegać z rana … Długo nie było trzeba czekać – o ile w pierwsze dni siłownie pękały w szwach to już w połowie miesiąca bez problemu można było przebierać w bieżniach automatycznych.
O ile nie jestem zwolennikiem snucia wielkich postanowień noworocznych, to na początku roku podzieliłem się z Wami moimi 16-toma celami na najbliższe 366 dni. Koniec stycznia to idealny moment na krótkie podsumowanie i zobaczenie jak idzie z realizacją. To takie trochę korporacyjne podejście, ale skoro w biznesie działa, to czemu ma nie sprawdzić się w życiu? Takie nazwijmy to punkty kontrolne pozwolą nam stwierdzić, czy to co zaplanowaliśmy jest na dobrej drodze do osiągnięcia sukcesu. Podobnie jest w bieganiu – kiedy Twoim głównym startem jest maraton, w planie pojawiają się biegi kontrolne na 10km czy półmaraton, pokazujące aktualną formę.
Styczeń to głównie praca tlenowa, ale też i pierwsze sprawdzenie, gdzie jest obecnie moja forma podczas biegu Chomiczówki. Założenia na ten 15km bieg miałem dość proste – pierwsze 10 kilometrów w tempie 4:15-4:10 i ostatnią piątkę poniżej 4:10. To był tak zwany start z treningu, czyli bez odpuszczania w tygodniu poprzedzającym – na zmęczeniu. Utrzymanie się założeń pozwoliłoby mi poprawić życiówkę z poprzedniego roku. Ruszyłem mocno i pierwszy km wyszedł w 4:06, na szczęście opanowałem się i dalej już trzymałem tempo w granicy 4:10-4:12 a więc szybciej jak rok temu, przy tym nie czułem większego zmęczenia. W ostatnią piątkę nie udało się już przyśpieszyć, ale cały czas biegłem z przekonaniem, że ucinam z życiówki około minutę, przy niższym tętnie jak w 2015, a więc wszystko wskazuje na to, że jest progres. Niestety na trasie nie było oznaczeń poszczególnych kilometrów, i jedynym punktem odwołania był zegarek. Okazało się, że ten naliczył 200 metrów więcej, a więc przez cały czas trochę przekłamywał z tempem i ostatecznie skończyłem bieg z wynikiem o sekundę gorszym jak rok temu. Licząc jednak, że nie było to zażynanie się, to wiem, że jestem w dobrym miejscu na nadchodzący sezon.
Treningi
1. Nawroty – plan na ten rok był w końcu zacząć starać się pływać z nawrotami. Nie wiedziałem, że tak się to szybko uda, ale ten cel mam już zrealizowany, i jestem w stanie pływać 1500 metrów (60 długości basenów) z nawrotami. Jedne wychodzą lepiej, drugie gorzej, ale trening czyni mistrza, więc do końca roku, będą to najładniejsze nawroty jakie mogą być :)
2. Trening uzupełniający – w planie 2 x tydzień. W tym roku byłem już chyba więcej razy na siłowni niż w całym 2015. Muszę przyznać, że regularne ćwiczenia rozciągajce i wzmacnianjące brzuch, grzbiet i cały korpus przynoszą efekty, i dużo łatwiej się biega.
3. Obciążenie na trenarzeże poszło w górę i w końcu zacząłem zostawiać kałużę potu :) Ewidentnie w poprzednim roku się opierdzielałem. Oby to wszystko przełożyło się na jazdę w terenie :)
4. Pić więcej wody – od kilku miesięcy jestem wielkim fanem lekko gazowanej cisowianki perlage i z całą przyjemnością wypijam taką butelkę dziennie. Jeszcze muszę popracować nad częstszym piciem wody w pracy …
Podróże
5. Odwiedzić w tym roku 6 państw – pierwszy wyjazd zaliczony – Rzym, który można obiec w 11 kilometrów. Za tydzień w planie Londyn, w marcu obóz w Hiszpanii. Kwiecień to wyjazd na maraton w Paryżu i półmaraton w Budapeszcie. Dzisiaj też zapisałem się na majowy duathlon w Kopenhadze, tak więc pierwszy triathlonowy start za granicą już w tym roku. To wszystko daje nam 6 państw do połowy roku, ale na tym na pewno nie koniec …
6. Szczecin – tu jeszcze nic się nie ruszyło – muszę w końcu poszukać jakiegoś weekendu i zaplanować go jak najszybciej – co siedzi w kalendarzu już się z niego w końcu nie ruszy :)
Jedzenie
7. Nie jeść słodyczy – to mój główny sukces stycznia. Przestałem podjadać w pracy ciasteczka, czekoladki, cukiereczki etc. Do domu nie kupuję też paluszków. To co zacząłem robić to na podwieczorek w pracy jeść paczkę wafli ryżowych w czekoladzie. Taka paczka ma 400 kcal więc idealnie nadaję się na mniejszy posiłek, a nieźle zapycha. Dzięki temu w styczniu udało mi się pozbyć 3 kilo – jeszcze 1.5 kgi będę na docelowej wadze startowej. Nie muszę chyba dodawać, że od razu łatwiej się biega :)
8. Nowe smaki – wizytę w nowej knajpce zaliczyliśmy już na początku stycznia, i niestety okazała się to być niezła wtopa. Chcieliśmy zjeść najlepsze w mieście mule, a skończyło się na marnych owocach morza, ale nie od razu Rzym zbudowano – raz trzeba zjeść lepiej, a raz napotkać na minę. Oby jak najmniej takich w przyszłych miesiącach.
9. Blendowanie – tu jeszcze mi nie za dobrze poszło, choć na pewno jem dużo więcej owoców i warzyw jak wcześniej. Codziennie jedno jabłko w pracy – w końcu One apple a day, keeps a doctor away :)
Życiowe
10. Widzieć się częściej z rodzicami – idzie mi lepiej jak kiedyś, choć nadal nie jest idealnie. Na pewno dużą zaletą jest to, że nie mam wanny, a u rodziców takowa istnieje, więc po dłuższym treningu zmykam do rodziców zrobić sobie solankę Salco, a później zjeść pyszny obiadek u Mamusi, przy okazji zabierając do domu trochę słoikowego jedzonka :)
Stałe od lat
11. Teatr raz w miesiącu – w Styczniu odwiedziłem teatr Kwadrat oglądając sztukę Medium. O ile uwielbiam komedie w Kwadracie, to ta konkretnie szału nie robiła, ale zawsze to fajnie wyjść do teatru :) W kinie w styczniu byłem więcej razy niż w 2015, a już nie mogę się doczekać przyszłego tygodnia – będąc w Londynie zaplanowałem sobie musical Billy Eliot :)
12. Raz w miesiącu coś nowego – na Styczeń padła wizyta w Filharmonii. Na pewno zaniżałem średnią wieku, ale to ciekawe doświadczenie :) Część „kawałków” mi się podobała, ale przy niektórych walczyłem, żeby nie zasnąć. Może kiedyś się bardziej przekonam :)
13. Minimum jeden wpis na blogu na tydzień – tu idzie nieźle i udaję się czasem nawet dwa nowe wpisy :) Piszę zarówno o treningu jak i moich spostrzeżeniach. Kiedy ostatnio pisałem o tym, żeby trenować z głową wspominałem o tym, żeby uważnie dobierać trenerów. Nie można jednak generalizować – patrząc z perspektywy czasu mam wrażenie, że skupiłem się wyłącznie na tych osobach, które nie do końca się nadają, zapominając o tym, że jest mnóstwo osób, które idealnie spełniają się w swojej robocie. Generalizując możemy wrzucić wszystkich do jednego worka, a to nie właściwe.
14. Jedna książka na miesiąc – udało mi się przeczytać połowę i to w ostatni dzień miesiąca więc to już chyba sukces :)
Małe marzenia
15. Kurs wiedzy winiarskiej – na kurs jeszcze nie poszedłem, ale będąc w Rzymie wypiłem dużo dobrego wina :)
In pectore
16. … pracuje nad tym :)
Jak widzicie, u mnie z realizacją idzie całkiem nieźle, choć jest jeszcze kilka rzeczy nad którymi mocno muszę popracować, a jak u Was? Mam nadzieję, że walczycie :)