Na ten dzień czekałem od marca. W środku nocy dostałem maila potwierdzającego moje uczestnictwo w tym biegu. Jedyne co mi pozostało to przeczekać blisko osiem miesięcy, żeby w końcu 1 listopada stanąć na linii startu największego na świecie maratonu. Z każdym dniem nakręcałem się na ten wyjazd coraz mocniej, a im bliżej było do wylotu tym bardziej nic innego się nie liczyło.
Nowy Jork, był kiedyś dla mnie drugim domem. To tu kupiłem swoje pierwsze buty do biegania i marzyłem o tym, żeby móc kiedyś pobiec tu maraton. Ten wyjazd miał być dla mnie jak amerykański sen (KLIK!) – miał być (i BYŁ) spełnieniem jednego z marzeń.
Lecąc na Hawaje, żeby odpocząć po całym sezonie (o tym już niedługo na blogu) udało mi się szybko opisać Wam moje wrażenia (KLIK). To był dla mnie najdłuższy maraton w życiu, ale jednocześnie najbardziej emocjonalny. Przed wyjazdem, koleżanka w pracy powiedziała, żebym czerpał z każdej sekundy tego biegu i tak było.
Nie oszukujmy się, mogłem być w tym wszystkim nieobiektywny. Dziś chciałem pokazać Wam maraton w Nowym Jorku widziany oczami innych. Poprosiłem kilka osób, które miały to szczęście i przekroczyły linię mety w Central Parku o parę zdań dla Was. Oto one:
Monika Coś – to nie jest maraton, to jest zjawisko
„To był mój ostatni bieg w sezonie, taka wisienka na torcie, do którego praktycznie w ogóle się nie przygotowywałam – postanowiłam go „zwiedzić” i doświadczyć, i tak było. Przybijałam piatki z wszystkimi dzieciakami, ściskałam ludzi z polską flaga, robiłam zdjęcia i rozglądałam się po okolicy… czas nie byl istotny. Moją uwagę zwróciła bardzo dobrze opracowana logistyka, a w powietrzu wręcz czuło się, że całe miasto czeka na ten bieg – setki tysięcy ludzi kibicowały na trasie, podawali wodę poza stacjami i co mnie urzekło – chusteczki higieniczne. Dla mnie nie było to wydarzenie sportowe – to był wspaniały, towarzyski czas – od momentu wejścia do samolotu, zwiedzanie NYC z koleżankami, doświadczenie od środka parady Halloween, przez wietrzny start, który niemal hamował bieg, jabłko na mecie i nieoczekiwane, mile i pyszne zakończenie maratonu u wspólnych znajomych…. od razu wtedy powiedziałam: to nie jest maraton, to jest zjawisko; polecam każdemu!”
Marcin Waćko – najciekawszy, najbardziej kolorowy i różnorodny
„Dla mnie to największy, najlepiej zorganizowany, najciekawszy, najbardziej kolorowy i różnorodny w jakim brałem udział. Najbardziej zachwycili mnie kibice, ich ilość i sposób dopingowania. Biegnąc przez 5 dzielnic miałem wrażenie że biorę udział w 5 różnych biegach. To jest taki maraton który każdy maratończyk powinien mieć na liście maratonów do przebiegnięcia.”
Magda Sołtys – było niesamowicie
„Było Niesamowicie bo: na długości 42km kibice tłoczą się, by być bliżej trasy. Są tacy przypadkowi, którzy właśnie przechodzili lub dopiero skończyli imprezę (dzień wcześniej było Halloween) i są ci super przygotowani, z transparentami, zdjęciami, gadżetami. Śpiewają, grają, krzyczą, tańczą, przybijają piątki i częstują słodyczami. Jedna wielka biba. Jeszcze długo po zakończeniu miałam szum w uszach. Niesamowicie bo jest instytucja guida dla niepełnosprawnych biegaczy. Każdy niewidomy, osoba na wózku czy z inną niepełnosprawnością ma swoją świtę wolontariuszy, którzy prowadzą go przez całą trasę. Świetne! Niesamowite bo 55 tysięcy biegaczy robi wrażenie. Co prawda nigdy nie widzisz ich wszystkich w jednym miejscu na raz,ale rzeka biegaczy po horyzont, przed i za Tobą to niesamowity widok. Niesamowite bo biegniesz i zwiedzasz niemal całe miasto. Można poczuć klimat każdej z borough (dzielnic)”
Mariusz Mackiewicz – to niesamowite biegowe święto
„Wyjeżdżając na maraton do Nowego Jorku spodziewałem się wyjątkowego biegu, ale to co się działo w rzeczywistości przebiło wszystkie oczekiwania. To niesamowite biegowe święto, którym żyją nie tylko biegacze ale również całe miasto. Atmosfera podczas samego maratonu dzięki milionowi kibiców na trasie jest tak magiczna, że mogłem się poczuć niczym na olimpiadzie. To jest maraton, który należy pobiec, nie dla życiówki ale tak aby cieszyć się atmosferą i zaczerpnać z niego motywację i radość z biegania na cały następny rok. New Jork I will back !”
Ola Mądzik – cudowne emocje
„NYC Marathon był dla mnie 12-tym, ale za razem najlepszym. Perfekcyjnie zorganizowany, kibice na trasie niesmowici i ta swoboda w trakcie biegu. Ogormne wrażenie zrobiła też na mnie parada narodów wieczór wcześniej w Central Parku. Fajnie było spotkać się z innymi rodakami, wymienić uwagi czy może nawet umówić się na wspólny bieg. Trasa maratonu nie jest łatwa i walcząc o dobry czas potrzeba dobrej taktyki, żeby go ukończyć, ale mnie osobiście żal byłby biec na czas i nie bawić się z kibicami. Polecam każdemu ten maraton jeśli tylko będzie mieć szansę uczestnictwa. Niesamowite święto biegowe i cudowne emocje!”
Mateusz Banaś – zadziwiająco wiele pozytywnej siły
„Mogłoby się wydawać, że dla kogoś kto biegnie dwudziesty któryś maraton, kolejne 42km z okładem, nie stanowić będą specjalnego wyzwania. Tak to prawda, nie stanowiły, ponieważ akurat w TAKIM biegu jest wielkim marnotrawstwem walka do ostatnich sił o życiówki i super czasy. To taki bieg w którym warto wziąć udział nawet dla samego pokonania trasy (choćby idąc). Naprawdę warto spędzić te kilka godzin na byciu „odkurzaczem”, tak by po prostu pochłaniać całą te radość, emocje, wielkość i siłę która daje miasto, dopingujących tłum, pokonywane mosty i dzielnice. To chyba pierwszy bieg który znam, gdzie człowiek na trasie (i mecie) czuje się nie jak biegacz, ale co najmniej jak Will Smith ratujący planetę przed inwazją kosmitów. Jest tam zadziwiająco wiele pozytywnej siły, czegoś mocniejszego niż nasze, polskie ” powiedzonka i gratki”. Jeśli potraficie się „nie spinać” na każdy maraton, to szczerze od serca polecam udział. Dzięki temu będziecie w końcu wiedzieć czemu Kevin chciał być sam akurat w Nowym Jorku, a nie np. w Detroit :) Niech radość z biegu będzie z Wami!”
Zosia Lewandowska
„Szukając celu biegowego postanowiłam zapisać się na losowanie do Nowego Jorku. Nie liczyłam na wylosowanie gdyż, co roku około 300 tys. chętnych usiłuje się dostać do puli biegaczy. Okazało się, że jednak udało mi się znaleźć w grupie szczęśliwców (była to moja pierwsza próba dostania się do NYM). Z nieocenionego fejsa dowiedziałam się, że poszczęściło się także RunEatowi. Łukasz to świetny organizator, więc każda minuta w Nowym Jorku była wypełniona (musiałam przysypiać w metrze, żeby nadążyć za Łukaszem i mieć siłę cykać foty w ilościach hurtowych). Sam maraton to dla mieszkańców pięciu dzielnic, przez które biegną uczestnicy to wielkie święto.
Około 2 mln. kibiców dopingowało 50 tys. biegaczy. Miałam wrażenie, że pomiędzy poszczególnymi dzielnicami miasta istnieje rywalizacja – gdzie będzie więcej kibiców, kto głośniej będzie dopingował, kto będzie miał śmieszniejsze przebranie (widziałam Supermena, Lorda Vadera, Myszkę Miki). Kibice prześcigali się także pomysłami na ciekawsze hasło/motto wypisane na tekturce zagrzewające do walki z kolejnymi milami (swoją drogą to jednak lepszy system z milami.
W końcu to tylko 26 mil a nie 42 km:). Jednymi cichymi punktami biegu były mosty. To one były najtrudniejszymi kawałkami NYM. Jest pod górkę, wieje i nikt Ci nie pomaga krzykiem ‘Yes, You can do it!’. Na ostatnich kilometrach są punkty gdzie masażyści przynoszą ulgę w cierpieniu biegaczom, którzy przeszarżowali. NYM maraton to niezapomniane przeżycie przede wszystkim dzięki kibicom, a nie samemu miejscu, w którym się biegnie. Moim zdaniem od nowojorczyków można brać korepetycje z kibicowania oraz organizacji tak dużej imprezy.
Chociaż ja nie byłam zadowolona ze swojego wyniku (z powodu bólu nogi spóźniłam się na metę o 30 min i zamiast w 4:03 pokonałam trasę w 4:32) to jednak cały bieg jest niezapomnianym wydarzeniem (najlepsze były ostatnie 3 km, bo przestała mnie boleć noga i żałowałam, że maraton nie jest dłuższy o jakieś 10 km). Moim zdaniem maratonem nowojorskim należy się delektować, a nie biec tam na wynik. Panuje w trakcie biegu zbyt przyjazna atmosfera, żeby jej nie zauważać tylko biec ile fabryka dała. Polecam wszystkim NYM, nie tylko biegaczom, lecz także chętnym do kibicowania. Kibicowanie to super ważne zadanie i moim zdaniem wymagające o wiele więcej wysiłku niż bieg. Maratończycy są na trasie maksymalnie 6 godzin, a kibice czekają aż przebiegną wszystkie fale, są znacznie wytrwalsi w kibicowaniu niż biegacze w bieganiu. Podziwiam wytrwałość kibiców i dziękuję za wsparcie.”
O opinie na temat Nowego Jorku zapytałem cały przekrój biegaczy. Zosia – debiutantka, Marcin – niesamowity ścigacz. Mateusz czy Monika – podróżnicy, Ola – prowadzi bloga Pora na Majora – przebiegła wszystkie z World Marathon Majors. Mariusz – biegowy trener. Magda – redaktorka Polska Biega. Wszyscy – dosłownie wszyscy włącznie ze mną, mamy te same uczucia.
Maraton w Nowym Jorku to coś niesamowitego. To jest ten maraton, który jak tylko będziecie mieli okazję – musicie pobiec raz w życiu. Tak naprawdę to nie jest maraton. Najlepiej ujęła to Monika. To jest zjawisko.
Trzymam kciuki za to, żeby kiedyś udało się Wam pobiec w tym wielkim biegowym święcie. Na tym kończę relacjonowanie maratonu w Wielkim Jabłku. Pora napisać Wam trochę o najlepszym roztrenowaniu jakie do tej pory miałem. O tym już niedługo na blogu.
A dziś jeśli się podobało to kliknijcie lajka poniżej, a jak macie ochotę to udostępnijcie ten wpis swoim znajomym. Niech biegacze zobaczą czym jest Maraton w NY.
Czytając te wszystkie wypowiedzi i całą twoją relację w poprzednich wpisach, dostaje się ciarek na całym ciele :)
Domyślam się, że to emocje nie do opisania, a wspomnienia zostają na całe życie ! Gratuluję takie wyjazdy, tylu fajnych wspomnień i przeżyć, i życzę jak najwięcej takich maratonów :)
P.S. – Muszę dopisać swoje nowe marzenie biegowe na kolejne lata ;)
Trzymam kciuki :)
Fajna relacja/e :)
Maraton pobiegnę sobie kiedyś. M.in. dlatego, że ma fajne podbiegi, a to jest coś co uwielbiam :)
moze tez kiedys je polubie :P