Po tym jak wczoraj wrzuciłem przesympatyczny kolaż zdjęć z mojej „większej” przeszłości dostałem od Was wiele ciepłych słów, oraz pytań jak to zrobiłem, ile czasu mi to zajęło, czy wiązało się z wyrzeczeniami i w końcu o to czy nadal trzymam jakąś restrykcyjną dietę.
W zasadzie to dziwne, że ten wpis powstaje dopiero teraz, kiedy na blogu jest już ich ponad 100. Temat idealny do rozpoczynania bloga, a nie do publikowania tego po ponad półtora roku od jego istnienia. Zaznaczam, że to co tu przeczytacie nie będzie żadnym odkryciem ameryki, a jedynie potwierdzeniem tego, że to co możecie przeczytać na setkach stron internetowych się sprawdza – podstawy sensownego odżywiania działają i naprawdę stosując je można osiągnąć sukces – jedyne czego potrzeba to trochę silnej woli i samozaparcia na początku.
If You Can Dream It You Can Do It
Jakiś czas temu szukałem pewnego hasła, które odzwierciedlało by moje podejście do życia i realizacji marzeń. Przeszukiwałem googla wpisując hasła motywacja, sport i w końcu znalazłem coś co dokładnie pokazuje, że jeżeli o czymś marzysz to jesteś to w stanie zrobić – ale musisz po prostu zacząć. Nic samo się nie zrobi, a czekanie, aż ktoś poda Ci gotowe rozwiązanie na talerzu, albo zrobi coś za Ciebie do niczego nie doprowadzi. Życie trzeba wziąć w swoje ręce i działać, a efekty przyjdą szybciej niż możesz to sobie wyobrazić. Nie zawsze będzie łatwo…, ale jeżeli postawisz sobie cel i będziesz do niego wytrwale dążyć to gwarantuje Ci to, że go osiągniesz. Pod jednym tylko warunkiem – cel jaki wyznaczysz sobie będzie osiągalny – czyli realny. Musi też być ambitny, żebyś miał do czego dążyć.
Odchudzanie – podejście numer X
Jeżeli myślicie, że pewnego dnia stwierdziłem, że zacznę się odchudzać i od razu mi się udało to muszę wyprowadzić Was z błędu :) Podejść do odchudzania miałem kilka i za każdym razem coś tam udawało się zrzucić, ale po jakimś czasie waga albo wracała, albo zatrzymywała się w miejscu, a mi to na ten moment odpowiadało. Przełomowym momentem było poznanie mojego przyjaciela Michała, tego samego, który namówił mnie do biegania, a którego ja przygotowałem do maratonu :). Nie wiem w zasadzie dlaczego, ale Michał po kilku dniach znajomości stwierdził, że pomoże mi zrzucić balast i będzie mnie pilnować żebym nie jadł słodyczy i tym podobne – takie trochę pitu pitu, ale coś w tym jest, że to zaczęło działać.
Chodziłem wtedy z rana na siłkę pobiegać na bieżni (choć wtedy to był raczej spacer) i wysyłałem Michałowi mmsa ze zdjęciem o 6:30, że jestem i ćwiczę. Taka trochę kontrola, a z drugiej strony miałem jakiś tam bodziec do tego, żeby się ruszyć i zacząć pracować nad sobą. Sam sport jednak nie wystarcza do tego aby zrzucić zbędne kilogramy, dlatego któregoś dnia znalazłem jakąś super hiper ofertę na gruponie i kupiłem wizytę u dietetyka. Pani dała mi jakąś rozpiskę, co mogę jeść, czego nie – w zasadzie to wyglądało jak puzzle, że na śniadanie mogę zjeść 2 porcje produktów z grupy A, a na obiad 3 porcje z grupy B i jedną z grupy C. Do dziś pamiętam, że na obiad mogłem zjeść osiem, serio OSIEM makaroników penne … brzmi śmiesznie? A wyobraźcie sobie jak śmiesznie wygląda gotowanie takiej porcji makaronu. Koniec końców z tego odchudzania nic nie wyszło.
Whiskey
Cofnijmy się trochę w czasie. Jest rok 2012, zbliża się weekend majowy. Kumpel namawia mnie żebyśmy pojechali na rowery na Jurę Krakowsko – Częstochowską. Dodam tylko, że Wojtek jest zapalonym rowerzystą, a mój rower wtedy ledwo nadawał się do jazdy po tym jak stał nieużywany przez dwa lata od kupna :) Oddałem go do serwisu – coś tam na oliwili, wymienili i powiedzieli, że mogę jeździć. Pojechaliśmy w czwórkę, z Moniką i Kubą (trenerem personalnym z siłki). Wojtek ma ambitne plany jeżdżenia po 100 km dziennie. Pierwszego dnia robimy jakieś 30. Cały czas góra – dół. Monika i Kuba stwierdzają, że oni jednak zostają na następne dni i będą spacerować i odpoczywać. My jeździmy dalej – udaje nam się robić po 40 km. Kiedy zbliżamy się do podjazdów, grzecznie schodzę z roweru i wprowadzam go na górę. Tam potrzebuje chwili, żeby odpocząć i jedziemy dalej :) Brzmi śmiesznie? Tak było – moja kondycja wtedy nie istniała.
Przed wyjazdem wchodzę na wagę, żeby zobaczyć ile ważę, i jak dużo da mi taki tydzień na rowerach – w sumie to wysiłek fizyczny to powinienem coś zrzucić nie :) ? Waga pokazuje 97 kg i to jest ten moment gdy stwierdzam, że do setki już bliziutko. Czas zabrać się za siebie porządnie, a wyjazd na rowery to będzie idealny początek.
Wieczory spędzamy przy ognisku. Jedno piwko, drugie piwko, wódeczka … zabraliśmy ze sobą całkiem spore zapasy… Wspominam o tym, że zaczynam się odchudzać po powrocie i że w 2 miesiące zrzucę 10 kilo. Kuba mówi, że to nie możliwe … CO NIE MOŻLIWE … ja nie dam rady? Zakładamy się o butelkę czarnego whiskacza. Mam czas do końca czerwca …
Dietetyk
Wracam do domu, okazuje się, że po wyjeździe nie ubyło ani grama, a nawet przybyło 3 …Waga wskazała równo 100 kilo … Ale co tu się dziwić, jak przez cały tydzień żłopałem po 5-6 piw dziennie, do tego czipsiki, paluszki …
Podejście do odchudzania zaczynam samodzielnie. Przestaje jeść słodycze, paluszki – odmawiam Wojtkowi wyjść na browara. Zaczynam wychodzić na moje spokojne bieganie wokół osiedla – 5km dziennie, czasami 7 ;) Na bieganie zakładam pas odchudzający – nie wiem po co, ale podobno w nim się bardziej poci więc wiecie – wydawało mi się, że dzięki temu chudnę … :D Za każdym razem jak wracam z biegania widzę o kilogram mniej i ciesze się, że schudłem. Po powrocie jednak z pracy kilogram wraca :D Po prostu traciłem wodę, ale nie byłem wtedy tego świadomy. Koniec końców w ciągu miesiąca samodzielnie udaje mi się zrzucić około 5 kilo. Myślę sobie – jest nieźle … Trzeba kuć żelazo póki gorące … Był czerwiec 2012 – czas EURO :)
W moim bloku jest placówka Nature House. Wiem, że koleżanka z pracy miała całkiem niezłe efekty więc postanawiam pójść na spotkanie i spróbować. Tym samym Magda zostaje moim dietetykiem i zaczynamy cotygodniowe spotkania we wtorki o 8 rano. Efekty są widoczne tydzień po tygodniu i stopniowo gubię kilogram – półtora tygodniowo. Magda ustala mi jadłospis na każdy tydzień, ale robimy to wspólnie dopasowując jadłospis odpowiednio do moich upodobań. Wprowadzam wtedy do swojego życia pewne zasady, które zostały ze mną do dziś i to one są kluczem sukcesu w odchudzaniu.
Dekalog odchudzania z plusem
Jak w dużym lotku, do dekalogu jest też i punkt zwany plusem.
Rachunek sumienia
Tak jak wprowadziłem te zasady, tak są one ze mną do dzisiaj. Może nie wszystkie przestrzegam tak jak kiedyś, ale …
Na pewno nie liczę kalorii. Na co dzień staram się jeść zdrowo, ale przy obecnej ilości treningów po prostu jem dużo, i czasami jak mam ochotę na snickersa to go jem :) Zdarza mi się też iść na burgera, czy pizzę, ale wszystko w odpowiedniej ilości i jako wyjątek potwierdzający regułę, a nie jako stały element menu.
Oczywistym jest, że obecnie moja dieta jest w dużej mierze oparta na węglowodanach bo to one są paliwem energetycznym dla sportów wytrzymałościowych jakim jest bieganie, czy triathlon.
Przyznaje się bez bicia – SŁODZĘ HERBATĘ – i to czasami nawet dwiema łyżeczkami cukru (wybieram ten brązowy :-)). Dlaczego? Po prostu lubię i odkryłem też, że herbata z cukrem przed treningiem jest czymś po czym dużo lepiej mi się trenuje. Jak wspominałem – nie liczę kalorii, więc te 40 dodatkowych kcal spalę podczas pierwszego rozgrzewkowego kilometra.
Niestety podjadam … I to czasami za często … ale tak chyba jest, że przy dość zaawansowanych treningach po prostu ciągnie do cukru. Zaobserwowałem jednak, że w momencie kiedy przestałem podjadać na miesiąc przed startami waga od razu poleciała mi w dół, a tak była stała. Te dodatkowe kalorie ze słodyczy po prostu pozwalały mi być na odpowiednim bilansie energetycznym.
I tak … zdarza mi się wypić alkohol :) Nie jest to jednak coś co będziecie oglądać na fanpagu na zdjęciach za często. Piwo nie jest jakimś rarytasem jak dla mnie – muszę na nie mieć ochotę. Uwielbiam jednak czerwone wino i jak już otworzę butelkę to codziennie piję po kieliszku, aż się skończy :) Wódki u mnie raczej nie zobaczycie, no chyba, że w Toruniu przed półmaratonem, gdzie otwarcie zawsze mówię, że jadę na imprezę i jest to jedyny dzień w roku (piątek, żeby nie było, że przed samym startem) kiedy wypiję shota.
Po prostu nie mam potrzeby picia :) Swoje w życiu już wypiłem i wydałem na to trochę kasy. Teraz wolę kupić nową parę butów do biegania, ale jak mówię, wszystko jest dla ludzi i w rozsądnych ilościach nie zabije, a nawet wzmocni (psychikę, jeśli potrzebujesz).
Postanowienie poprawy
Cały czas jednak eksperymentuje na sobie i szukam najlepszych rozwiązań, które pomagają mi być lepszym sportowcem. Takim odkryciem jest np. sok z buraka, który daje niezłego powera. Nie zamierzam też rezygnować ze zjedzenia raz na jakiś czas wspomnianego snickersa – jeśli po nim mi się lepiej pływa a nie jem ich 5 dziennie jak kiedyś to na pewno mi nie zaszkodzi. Podkreślam jednak, że nie jestem teraz już na żadnej redukcji, tak więc jeżeli ktoś się skupia obecnie na zrzucaniu wagi to sorry gregory, ale snickersiki idą w odstawkę.
Na koniec wróce tylko na chwilę do Whiskey. Do końca zakładu udało mi się zrzucić ponad 12 kilo tak więc zakład wygrałem, ale do dziś nie dostałem swojej nagrody :))) Kuba, czekam :) (wiem, że co jakiś czas tu zaglądasz :-))
Jednocześnie przed maratonem w Krakowie dostałem od Kamili butelkę czarnego Johny Walkera. Powiedziałem, że otworze go jak złamię 3:20 w maratonie. Póki co dwa razy się nie udało, butelka wciąż czeka – za 6 dni zobaczymy, czy nadal będzie leżakowała, czy dane będzie mi spróbować :)
Trzymam za kciuki za Wasze wyzwania, i jeżeli macie jakieś pytania piszcie śmiało :) Tradycyjnie – jeżeli wpis zainspirował Cię do działania, albo po prostu podobał to poproszę o lajka tu na dole :)
No nieźle, nieźle :) nie wiem kogo historia lepsza, ale myślę, że po prostu Żabki mają to we krwi ;) jutro moja historia ujrzy światło dzienne :)
Brawo Lukasz, moja motywacja jest podobna więc liczę, że i efekty bedą podobne. Fajnie że opisałeś tę historię, liczę, że wielu ona zainspiruje ;)
Super, bardzo fajna, inspirująca historia. Wielu ludziom pokazuje, że jak się chce to można.
Jakie to fajne, że praktycznie większość biegaczy zaczynała przygodę z bieganiem od tego, żeby schudnąć… :)
Dostałam wirtualnego kopa motywacyjnego :-) :-) :-).Działam :-)
Kurde – ja to chyba mam jeden wielki problem – nie umie powiedziec stop jak chodzi o alko . Ograniczam juz go jak moge – ale i tak bywa ciezko . W wieku 30 lat waze 120 kg . Waga ani w gore ani w dol od jakis 3 lat ( to akurat wina tarczycy – musze wrocic do brania lekow ) Od jakiegos pol roku biegam od roku kettle i krav maga . Zmieniam naywki zywieniowe – bardziej kasze niz ziemniaki , kurczak i warzywka . Posilki 4 razy . Mam mase energii ale waga pozostaje
Z Nature Housa korzystalem – jestem umiarkowanie zadowolony. Ich suplementy kosztowaly dla mnie za duzo . Fajnie tez ze trafiles na kogos kto bezposrednie Cie motywowal . Ja motywowac musze sie sam – a to ciezka motywacja ..
Łukaszu,
Tylko ten, kto dokona czegoś podobnego, wie, z czym się zmierzyłeś i jaki to wysiłek (oraz przyjemność!). Chapeau bas za wyczyn, ale większy szacunek masz u mnie za nieustannego banana na gębie i wieczne motywowanie ludzi dookoła. If You Can Dream It You Can Do It. Powodzenia na TYM maratonie i bez 3:19:59 lub lepiej nie wracaj :-)
Pozdrawiam,
Paweł (z blisko 120 do 86 kg w 2 lata, wiecznie głodny i wiecznie zaniedbujący dietę :-))
Trochę jakbym czytał swoją historę. Parę lat temu ważyłem 100 kg, mam też podobne fotki jak „księżyc w pełni” przy piwku. Też założyłem się z kuplami i schudłem w 3 miesiące 18 kg. Wcześniej, nie zliczę ile miałem podejść do odchudzania, wzlotów i upadków. Teraz ważę 70 kg, jeżdżę na rowerze i biegam. Sam gotuje, wybieram produkty mało kaloryczne i zdowe (chociaż na coś przydała mi sie szkoła gastronomiczna).
Pozdrawiam i śledzę dalej bloga.
Robert
[…] Monster) czy ludzie, których poznałam dzięki bieganiu – Ania (aniazmienia.pl) i Łukasz (runeat.pl). Ich historie pokazują, że chcieć to móc. Że najtrudniej wyjść z marazmu i podjąć […]
Witam, od dłuższego czasu obserwuję ten blog i jestem pełen podziwu. Najlepszy z najlepszych blogów o zdrowiu! Ludzie coraz rzadziej dbają o to co najważniejsze…
polecam żyć naturalnie i aktywnie.
Z jednej strony, wpis podobny do wielu innych nt. odchudzania. Z drugiej strony, motywujacy i jakis inny na plus. Mam pytanko o natur house. To byla czysta dieta czy polaczona z suplementami ktore sprzedaja?
w nature house to dziala tak, ze nie placisz za wizyte, ale kupujesz suplementy
B54 Najwazniejsza w odchudzaniu jest motywacja drogie dziewczyny, ja dzien w dzien ogladam niesamowite metamorfozy przed i po odchudzaniu i daje mi to powera do ruszania sie, kto chce tez troche motywacji niech odwiedzi bloga: http://odchudzaniesasetka.blogspot.com
tylko dziewczyny ;-)
Dobry post, dodalam twoja blog do ulubionych :)