To miał być pierwszy wolny weekend … wolny w znaczeniu bez wyjazdów. Z jednej strony cieszyłem się trochę na to – w sumie czasem dobrze pomieszkać w domu, jednak z drugiej, im bliżej było do piątku, tym mniej mi się ta wizja podobała. W głowie kłębił się pomysł odwiedzenia Szklarskiej – miał być tam treneiro z rodziną. Jedyne co mi się nie uśmiechało to samotna blisko 6 godzinna podróż …
… od kilku dni pytałem i pytałem. Czy jest ktoś kto chciałby pojechać. Chęci były, ale akurat ten weekend nikt nie mógł. Po niezbyt udanym starcie w Suszu nie za dobrze mi się trenowało w ubiegłym tygodniu. Wiem, że warunki były zbliżone do tych afrykańskich, w których już raz walczyłem z samym sobą w Chodzieży, jednak w głowie coś cały czas mi przeszkadzało, że to jednak nie tylko słońce…
… w piątek rano, krótka rozmowa z Łukaszem i po kilkunastu minutach potwierdzenie, że jest dla mnie pokój. Szybka decyzja, powrót z pracy do domu i spakowanie się w dwadzieścia minut. Prowadzenie życia na walizkach (kto nie czytał nadrabia – podobno jeden z lepszych artykułów na blogu) ma pewną zaletę. Wszystko co jest potrzebne na aktywny weekend, jest już albo w walizce, albo uprane na suszarce. Jedyne co zajęło mi trochę czasu to odnalezienie zimowej czapki … (w górach wszystko się może przydać).
Udało się dojechać w 5 godzin z kawałkiem i nawet nie wchodząc do pokoju, szybko przebrałem się w biegowe ciuchy i poszedłem biegać …
Regle
Droga pod Reglami – moje ulubione miejsce do biegania. Tam jest taki klimat, że po prostu się chce biegać. Ilekroć tam wracam to nic się nie zmienia. Najpierw dobieg … około dwóch kilometrów od hotelu. Nie cierpię go … tu zakręt, tam podbieg, na koniec jeszcze sto metrów po kamyczkach pod górę … w końcu jest :) Punkt ZERO. Po dobiegnięciu do niego jestem bardziej zmęczony niż po całym treningu.
Regle to mekka biegaczy, choć spotkać można też tu i rowerzystów. Kilka kilometrów przecinki leśnej, co jakiś czas strumyk. Jeżeli chcesz zrobić tempowy trening nie musisz spoglądać na zegarek z GPSem. Co kilometr na drzewie zobaczysz oznaczenie, na którym jesteś kilometrze, choć ja wciąż mam problemy z dostrzeżeniem dwójki ;) Wiem gdzie jest, na którym drzewie, ale nigdy nie mogę jej zobaczyć, ale podobno jest żółta :)
Jest tam o tyle fajnie, że trasa jest w miarę płaska – no między jedynką a dwójką biegnie się lekko w dół, a później lekko pod górkę, ale nie są to wielkie zmiany wysokości. I przede wszystkim – jest tam pięknie!
Jest gdzie kręcić nogą
Szklarska i jej okolice to też idealne warunki do treningu kolarskiego. Tu prawie nie ma płaskich odcinków. W którą stronę nie pojedziesz, albo zaczniesz od podjazdu, albo zostawisz go sobie jako wisienkę na torcie. Wycieczka ze Szklarskiej w stronę Karpacza, z 15 kilometrowym podjazdem przez Przesiekę, Borowice pozwala dostać się do Karpacza od strony Świątyni Wang i podziwiać przepiękne widoki na Karkonosze oraz górującą nad Karpaczem Śnieżkę.
W sumie kilkugodzinny trening, trasa blisko 70 km, a w tym 1000 m przewyższenia. Co ciekawe, rok temu przeklinałem powrót do Szklarskiej i te cholerne 8 kilometrów pod górę. Tym razem postanowiłem, że nie zatrzymam się i wjadę szybciej :) Udało się i wcale nie było tak strasznie.
Stadion Lekkoatletyczny
Ten stadion jest niesamowity. Pierwszy raz dojechałem na niego rowerem. Szybka zmiana butów i mocny trening biegowy. Mimo lekkiego zmęczenia – nogi jednak dostały w kość, udało się zrobić całkiem niezły trening. Widok na Szrenicę powoduję, że dziesięć kilometrów – dwadzieścia pięć kółek rozpędzanego biegania nie jest tak ciężkie jak mogło by się zdawać na początku.
Wycieczka Górska
Jadąc do Szklarskiej miałem w głowie wycieczkę na Śnieżkę. Już nawet budziłem się rano w niedzielę z myślą, że po raz trzeci zdobędę ten szczyt, jednak wiadomość od treneiro, żeby tym razem zrobić krótszą wyprawę szybko zweryfikowała plany.
Tym razem dwadzieścia kilometrów zaczynając przy dolnej stacji wyciągów, przez Schronisko pod Łabskim Szczytem (obowiązkowa Cola na pierwszym przystanku), Przekaźnik, Śnieżne Kotły (przepiękne widoki), Szyszak (tu nie wolno schodzić poza szlak), Drogę przyjaźni Polsko Czeskiej (super się biega), Szrenicę (w końcu na nią wbiegłem), Hale Szrenicką i zbieg przez Wodospad Kamieńczyka do hotelu Bornit.
Gdy było pod górę podchodziłem, na szczytach biegałem. Dwa lata temu miałem dość już na samym początku, tym razem nawet nie wiem kiedy minął mi czas. Zupełnie nie przeszkadzało mi to, że szedłem sam. Chyba tego potrzebowałem. Mogłem sobie porozmyślać o tym i o owym. W międzyczasie nawet mogłem pokibicować biegaczom podczas półmaratonu, który biegł podobną trasą. Polecam wszystkim tą trasę.
Zakręt Śmierci
Ostatnie miejsce, które każdy biegacz musi odwiedzić będąc w Szklarskiej. Idealne miejsce do treningów tempowych. Płasko – prawie płasko, bo wykres wysokości jednak pokazuje co innego, ale podczas biegu tego w ogóle nie czuć. Tym razem odwiedziłem je na rowerze – a co! To tu trenują nasi najlepsi maratończycy – Henryk Szost, Mariusz Giżyński czy Iwona Lewandowska. Niestety napis na drodze rozpoczynający trasę jest już całkowicie zmyty, aczkolwiek oznaczenia co pół kilometra są widoczne, aż do 7.5 kilometra. Miejsce gdzie można zrobić całkiem niezły trening w drugim zakresie i to na dystansie 15 kilometrów. Czego chcieć więcej?
Takiego weekendu mi było trzeba. Mimo, że wróciłem z obolałymi nogami i bolącymi mięsniami tyłka od zbiegów, to nie żałuję piątkowej decyzji i samotnej wyprawy. Wracając okazało się, że została otworzona już obwodnica Łodzi i cała droga skraca się do niecałych 4,5 godziny. Do Szklarskiej wrócę … i to całkiem niedługo, bo już pod koniec lipca i odwiedzę w końcu Śnieżkę… To był aktywny weekend …
Wszystko bardzo pięknie. Z jednym ale. Jakieś dwa tygodnie przed Tobą byłem w Karpaczu. W moim subiektywnym odczuciu – widoki piękne i rekompensują wszystkie cierpienia, jednak mega hotel na jednym z Twoich zdjęć burzy górski ład. Teraz wiem, że ci, którzy krzyczą, że Gołębiewski nie pasuje do tego miejsca mają rację. Jest za duży, za szumny, zbyt wiele w nim samochodów i Tunezji.
prawda, w sumie bylem nawet zdziwiony jak go zobaczylem. Podobny jest w Wisle. Na razie tylko chyba Bieszczady jeszcze zyja swoim wlasnym zyciem bez wielkich molochow. Karpacz jednak to juz kompleks narciarski i chyba konsumpcjonizm powoduje, ze jest potrzebny …