fbpx

Kiedy trenuje, świat jest przeznaczony mi na wyłączność…

Published on: 28 lutego 2016

Filled Under: Motywacja, W Biegu

Views: 6483

Tags: , ,

Gdy zaczynałem swoją przygodę z treningiem wywróciłem swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni. 13 października 2013 to był Dzień Zero. Pierwszy maraton, który wtedy wydawał mi się, czymś co jest całkowicie poza moim zasięgiem. 16 tygodni treningów, setki wybieganych kilometrów, kilka kilogramów w dół, aż w końcu nadszedł ten dzień – chwila prawdy. Miałem cel … chciałem złamać cztery godziny, koniec końców skończyło się na 3 godzinach 40 minutach i dziewiętnastu sekundach…

Pamiętam ten czas, jakby był wczoraj. Wtorki i czwartki to było moje dni wolne od biegania. Poniedziałki to podbiegi, środa – mocne jak na tamten czas bieganie w drugim zakresie. Pierwszy miesiąc minął lajtowo – myślałem sobie wtedy – ten maraton to chyba nie jest taki straszny. Biegam kilka razy w tygodniu po 10-12 kilometrów – nie jest to jakoś bardzo obciążające …, aż nadszedł dzień, a raczej wieczór kiedy odczytałem maila z planem treningowym na lipiec.

Byłem wtedy w poznaniu na koncercie Alicey Keys. Po wyjściu ze stadionu zobaczyłem na komórce, że przyszedł mail od Łukasza. Gdy go otworzyłem, zamarłem, a moja siostra zapytała się, czy nie chce usiąść … Gdy spojrzałem na to co mam robić w środy przeraziłem się. Nie wyobrażałem sobie tego, jak mam przebiec po 18, czy nawet 21 kilometrów przed pracą … przecież to oznacza, że muszę wstać o piątej …, a o 5:30 być już na treningu. Wtedy wstawanie rano, nie było takie proste.

image

Biegając rano obserwowałem wracające do Warszawy samoloty. Śmiałem się, że mogłem podczas treningu stwierdzić, czy lot z Monachium, albo z Poznania jest opóźniony, kiedy nie widziałem danej maszyny lecącej nad sobą. Podczas tamtych treningów, nie zatrzymałem się ani razu. Widząc w planie 20 kilometrów, tak planowałem trasę, żeby było jak najmniej świateł, i aby pętla od domu do domu miała plus minus 100 metrów. Serio – nie zważałem wtedy na to, czy było czerwone światło. Na szczęście przed szóstą ruch pod domem był mały więc nie stwarzałem za dużego zagrożenia. Nie odpuściłem ani jednego treningu. Solidnie wykonałem robotę, która zaowocowała sukcesem na mecie.

39772-MPO13-6099-42-000101-mpo13_01_jk_20131013_124129

Po maratonie miałem odpuścić – wszystkim mówiłem, że dajcie mi czas do połowy października – później pójdziemy na wódeczkę, nie będę chodzić spać o dziewiątej wieczór. Wróci Kermit weekendowy imprezowicz.

Te cztery miesiące wiele zmieniły w moim życiu. Do balowania po nocach już mnie tak nie ciągnęło, spodobał mi się ten aktywny tryb życia, i wcale nie chciałem odpuszczać. Często przebiegając koło jakiegoś miejsca przypomina mi się dany trening. To wszystko siedzi w mojej głowie, jest jednak jedna rzecz, na która wtedy nie zwracałem uwagi. Byłem skupiony na treningu, i na żadne wschody słońca, czy piękne widoczki wtedy nie patrzyłem. Biegłem swoje, bo byłem na treningu :)

Cieszę się, że jestem amatorem…

Teraz jest trochę inaczej. Nadal jestem istotą, która bez konkretnego celu nie lubi egzystować. Wyznaczam sobie główne cele – konkretną imprezę triathlonową w sezonie, czy maraton na jesień. To treningi wyznaczają tryb mojego życia, ale to też właśnie treningi otworzyły mi oczy na piękno otaczającego świata. Mam w głowie jednak konkretny wynik, do którego dążę i robota jaką wykonuję na treningach jest ukierunkowana na konkretne cele.

IMG_7606

Kiedy wstaję rano i widzę, jak wygląda niebo w mojej głowie szybko pojawia się pomysł – dziś pojadę tu i tu. Jak się szybko ogarnę to zdążę na piękny wschód słońca. Mam swoje „spoty” rowerowe, gdzie wiem, że poranek będzie wyglądał nieziemsko. To właśnie to co dzieje się z krajobrazem jest często moją motywacją. Ma to jednak mały minus treningowy. Czasami chcę się zatrzymać i uwiecznić tą chwilę. Pokazać ją Wam. Właśnie dlatego cieszę się, że jestem amatorem, i mam tą możliwość. Nie robię sobie przerw pół godzinnych, ale nie mam z tym problemu, żeby zatrzymać się na 1-2 minuty złapać szybko kadr i lecieć dalej. Robię jednak tak, tylko w przypadku luźnych rozbiegań. Kiedy mam zaplanowany mocny trening, to nawet jak widzę ładny widoczek to zapamiętuje miejsce i wracam na innym luźnym treningu :) Wtedy trzymam się wszystkich założeń jak aptekarz przyrządzający leki.

Łukasz, mój trener, kiedy kilkanaście dni temu trenował na Fuercie napiał do mnie tylko:

Ty byś tu nie mógł jeździć, bo wszędzie byś robił zdjęcia :)

IMG_0084

Pewnie i taka prawda, ale właśnie to co dzieje się dookoła mnie nakręca do działania. Kiedy mam wolny dzień treningowy potrafię wstać rano i pójść na trzydzieści minut spaceru, żeby zobaczyć co dzieje się na niebie.

W piątek był pierwszy dzień po zimie, kiedy mogłem wrócić do biegania po lesie. Dobiegając pod skraj Kabat nie było już ciemno, więc bezpiecznie można było śmigać po leśnych ścieżkach. Biegłem przed siebie i wewnętrznie cieszyłem się tym, że sport pojawił się w moim życiu. Tym, że w weekend potrafię wstać przed szóstą i mieć cały dzień dla siebie, a nie leczyć kaca. Tym, że potrafię zebrać grupę kilku osób i polecieć na weekend do Rzymu tylko po to, żeby zjeść pizzę i biegowo obiec miasto.

IMG_4494

Biegłem po lesie i śmiałem się sam do siebie. Przede mną roztaczał się widok nie kończącej się leśnej przecinki. Nie wiem czemu, odwróciłem głowę, i zobaczyłem, że za mną jest przepiękny widok. Obraz budzącego się do życia dnia. To automatycznie powoduje, że mam energię do działania na cały dzień.

IMG_0086

Tego samego dnia napisała do mnie koleżanka:

Jak widzę Twojego bloga, to nie kręci mnie bieganie ani pływanie, ale kręcą mnie widoki i miejsca – to że np. miasto jest takie piękne rano, że gdzieś leży śnieg, albo wschodzi słońce. Nie myślę o tym, że będę biec i że ciało będzie się fajnie czuło, bądź nie. Tylko, że to jest przyjemność na poziomie kontaktu człowieka z otoczeniem, którego w mieście zwykle się nie doświadcza – w czasie gdy to miasto jest ekskluzywnie puste.

IMG_3917

Te słowa utwierdziły mnie tylko w tym, że to, że łączę w sobie życie osoby, która trenuje trochę jak pros, ale jedna daleko mi do nich, a jednocześnie odnajduję w każdej sekundzie radość z tego co robię. A to, że tym samym mogę się tym z Wami dzielić jest dla mnie tylko większą motywacją.

Jeżeli chcecie, żeby RunEat się rozwijał, żebym mógł realizować swoje marzenia podróży po świecie, gotowania czy biegania po nowych miejscach, bardzo proszę – pomożcie w eliminacjach do konkursu Blog Roku w kategorii Pasje i Twórczość.

blogroku_final

Wysyłając SMS o treści B11126 na numer 7124 pomagasz mi dostać się do półfinałowej dziesiątki. Złotówka i dwadzieścia trzy grosze to koszt, który całkowicie zostanie przekazany na pomoc dziecią. Potraktuj to jako inwestycje w szczęście dzieci i jeszcze większą dawkę motywacji :) Za każdego SMSa z głębi serca dziękuję :)

Pamiętajcie, żeby cieszyć się ze swojej pasji. Nie zatracać się i nie zamykać oczu na otaczający świat. Spróbujcie wstać kiedyś rano. Na początku nie jest łatwo, ale gwarantuję, że jak raz spróbujecie to będziecie chcieli więcej i więcej. Trzymam za Was kciuki!

Wasz RunEatek :)

Previous post:
Next Post:

3 Responses to Kiedy trenuje, świat jest przeznaczony mi na wyłączność…

  1. Magda pisze:

    Piękny wpis. Ja już zagłosowałam. Ja co prawda biegam wieczorami ale też wstaje wczesnie rano przed praca aby oddać się swojej pasji, jodze. Cudownie jest widzieć wschodzące słońce w pozycji wojownika :) I zmiany por roku, zimą ciemna noc kiedy ćwicze o poranku i z każdym dniem coraz wcześniej robi się jasno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *