W życiu każdego człowieka w pewnym momencie pojawiają się ludzie, którzy kształtują naszą przyszłość. Rodzice, czy wychowawcy w szkołach, to oczywiste postacie, które w pewien sposób są naznaczone na tworzenie naszej osobowości. Jednak każdy z nas ma też kogoś takiego, bez kogo nie byłby tu gdzie jest obecnie. Taką wyjątkową osobą jest dla mnie Łukasz – najpierw mój trener, a teraz też i przyjaciel.
Taki dzień zdarza się raz na cztery lata, i wyjątkowo w tym roku wypada właśnie dzisiaj. Treneiro obchodzi swoje 32, a jednocześnie ósme urodziny :) Nie mógłbym sobie odmówić poświęcenia jednego wpisowi właśnie Łukaszowi, bo pojawienie się jego w moim życiu bardzo dużo zmieniło.
Poznaliśmy się trzy lata temu, kiedy dostałem się do Wyzwania Runners World. Nie wiem kim był człowiek po drugiej stronie maila, ale wysyłał mi zadania do wykonania, a ja grzecznie wychodziłem na treningi i wysyłałem raporty z wykonanej roboty. Pewnego ulewnego dnia, poznaliśmy się twarzą w twarz podczas urodzinowej imprezy butów biegowych Nike Pegasus 30 :) No bo dlaczego buty nie mogą też mieć swojej biby urodzinowej :)? To było pod pomnikiem Kopernika, a Łukasz kazał nam biegać skipy dookoła po różnych orbitach.
Po miesiącu spotkaliśmy się ponownie, podczas dnia, do którego mnie przygotowywał, czyli maratonu w Poznaniu. Pamiętam jak dziś, kiedy przyszedłem do namiotu i zapytał jaki wynik – mówię 3:40:19 – a Łukasz na to – no – kilku sekund zabrakło :) I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda :) Po tygodniu umówiliśmy się na wspólne bieganie, żeby obgadać dalszą możliwość współpracy. Poszliśmy pobiegać do Lasku Bielańskiego. Biegliśmy wtedy coś koło 4:45, a ja gdzieś w swojej zadyszce próbowałem powiedzieć coś o sobie :)
W lutym pojechaliśmy do Barcelony na półmaraton. Chciałem wtedy pobiec 1:38-1:39, a Łukasz wyznaczył mi cel na 1:36. W głowie mi się nie mieściło, że jak ja mam pobiec 21 kilometrów w tempie 4:35. Przecież dostanę przy tym zawału serca :) Założyliśmy się wtedy, że jeśli pobiję wyznaczony cel to idziemy na whiskaczyka :) Cel zrealizowałem – 1:34, a na szklaneczkę szkockiej wciąż czekam :)))
Kilka miesięcy później zacząłem z Łukaszem i Dorotą jeździć po Polsce wspierając go podczas imprez triathlonowych. Wtedy przepadłem dla TRI. Już po pierwszej imprezie w Sierakowie, wiedziałem, że za rok sam wystartuje. Przyznam szczerze, że kiedy Łukasz jest na trasie, ja kibicując stresuje się bardziej niż jak sam ścigam się z czasem. Czasami mam wręcz łzy w oczach. Taki to ze mnie mięczak :)
Dzięki Łukaszowi jestem w stanie wciąż przesuwać barierę. Wczoraj poprawiłem swój rekord życiowy na 5km, o blisko minutę i po raz pierwszy byłem w stanie pobiec tempem po 3:49. Kiedy zaczynaliśmy razem trenować szczytem moich możliwości było bieganie w tempie 5:00…
Dzięki Łukaszowi poznałem Triathlon, który zawładnął moim życiem…
Dzięki Łukaszowi część z Was osiągnęła swoje życiówki na dyszkę, czy półmaraton, kiedy ułożył dla Was plany treningowe – jak złamać 2h w półmaratonie, czy jak osiągnąć najlepszy czas na dyszkę.
Łukasz – dzięki za wszystko :) Za to, że znosisz moje treningowe marudzenie i dopasowujesz często nie łatwe moje prośby do pogodzenia moich zachcianek teatralnych czy wyjazdowych z ambitnym treningiem. Dzięki, za bycie rozumem w moim treningu i prowadzenie mnie z głową. Dzięki też, za te wszystkie nasze poza sportowe wspólne chwile. Dzięki, że jesteś! :)
Wszystkiego naj naj naj – życzę Ci abyś spełniał swoje marzenia i żebyśmy jak najszybciej zaczęli planować wyjazd na Hawaje :) Kona na Ciebie czeka !
zdjęcie tytułowe - źródło Sportografia.pl
Kurcze jak wy jesteście pozytywnie zakręceni, super.